piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 16

Kilka dni później
Robert:
Minął tydzień i dzisiaj miałem kontrole. Wstałem o 10:25 i poszedłem wziąć prysznic. Zaliczyłem poranną toaletę, więc poszedłem się ubrać. Po chwili byłem już gotowy i zszedłem na dół, kierując swoje nogi do kuchni. Zrobiłem sobie śniadanie, czyli jajecznicę z kiełbasą i do tego kanapki z masłem. Po chwili konsumowałem je. Przez ten tydzień dużo się wydarzyło, a mianowicie zakolegowałem się z Kate, bo przyjaźnią tego nie można nazwać. Widać było, że dziewczyna podoba się Marco, ale ta go spławiała. Przez ostatnie kilka dni, dużo czasu spędzam z Anią i nawet poznałem Oskara. Naprawdę fajny chłopak. Widać, że kocha Anię i chce dla niej jak najlepiej. Cieszy mnie to, że moja była, a zarazem przyjaciółka jest szczęśliwa. Przez te 7 dni byłem w dobrym humorze i to tylko przez jedną osobę. Codziennie pisałem na fb z Adele, a jak nie, to rozmawialiśmy przez Skype'a. Uwielbiam z nią pisać czy rozmawiać, bo nigdy nie kończą nam się tematu, zawsze mamy o czymś rozmawiać. Po prostu ta dziewczyna jest niesamowita. Zjadłem śniadanie, pozmywałem naczynia i musiałem już wychodzić z domu, bo była 11:05, a do lekarza miałem na 11:25/ Wyszedłem z domu i zamknąłem go za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem auto Reus'a. Podszedłem do niego:
- Cześć, co Ty tu robisz? - zapytałem, gdy blondyn otworzył szybę.
- Hej, przyjechałem po Ciebie - posłał mi uśmiech.
- Wiesz, że nie musiałeś?
- Wiem, ale chciałem.
- Okej - rzuciłem i wsiadłem na miejsce pasażera. W drodze żaden z nas się nie odzywało.
- Co jest? - spojrzałem na kumpla.
- Cały czas nie mogę przestać myśleć o Kate - westchnął. - Czemu ona jest taka oschła w stosunku do mnie?
- Może za bardzo jej się narzucasz?
- Ale do Ciebie nie jest taka - rzucił.
- Postaw się na jej miejscu. Jak Ty byś się czuł, jakby ciągle Cię chłopak zaczepiał?
- Nie wiem - podrapał się po głowie. 
- Właśnie, może ona czuję się osaczona, nie pomyślałeś o ty? - popatrzyłem na przyjaciela.
- Może masz rację, może powinienem dać jej jak na razie spokój?
- Dobry pomysł - uśmiechnąłem się.
- Jesteśmy już.
- Dzięki za podwózkę.
- Poczekam na Ciebie - zaśmiał się.
- Nie musisz - rzuciłem.
- Ale chcę.
- Ech, okej - wysiadłem z pojazdu i wszedłem do środka budynku szpitala. Doczłapałem się do gabinetu Josh'a. Długo nie musiałem czekać, ponieważ Josh zaraz wyszedł.
- Cześć Robert - przywitał mnie z uśmiechem na twarzy.
- Siemka - odwzajemniłem uśmiech. Weszliśmy do pomieszczenia i kazał mi usiąść na łóżku. Jak poprosił, to tak zrobiłem. Mężczyzna rozciął mi gips i przeszliśmy do pomieszczenia, gdzie zrobił zdjęcie mojej nogi. Gdy zdjęcia były gotowe, Josh mógł mi coś więcej powiedzieć:
- No to tak, noga się goi, kostka już się zrosła, jedynie ścięgna muszą dojść do siebie. - powiedział.
- Czyli nadal gips? - zapytałem.
- Nie, dam Ci takie usztywnienie, żeby Ci te ścięgna dobrze odnowiły, że tak powiem - posłała mi uśmiech.
- To dobrze, że już jest w miarę wszystko dobrze.
- Tak, tylko te usztywnienie musisz nosić jeszcze 2,5 tygodnia. - gry to powiedział, nie było mi za wesoło.
- Co? Czemu?
- Ponieważ Twoje ścięgna były dość mocno uszkodzone i przez tydzień trochę ich sytuacja się poprawiła, ale jeszcze potrzebują czasu.
- Ugh... ok - rzuciłem. Josh założył mi to coś na nogę.  
- Nosisz to codziennie, a i nie nadwyrężaj nogi, czyli zabronione jest Ci ćwiczenie i tego typu rzeczy.
- A mogę już bez kul chodzić? - zapytałem.
- To sprawdź, czy dasz radę - wstałem z tego łóżka i przeszedłem się po sali.
- Dam radę - uśmiechnąłem się.
- No to za 2,5 tygodnia się widzimy.
- Okej, na razie - pożegnałem się i wyszedłem. Wyszedłem prze szpital i pokierowałem się do samochodu Marco, który czekał na mnie. Otworzyłem drzwi i usiadłem.
- O widzę, że już nie masz gipsu - posłał mi uśmiech.
- Jeden plus - odpowiedziałem.
- Czemu tylko jeden? - zapytał zdziwiony.
- Bo mój okres pauzowania się wydłużył...
- Jak to?
- Widzisz to coś na mojej nodze? - uniosłem ją do góry.
- No widzę - odpowiedział.
- No więc jeszcze tylko 2,5 tygodnia muszę z tym chodzić, aby moje ścięgna się zregenerowały - spojrzałem się na niego.
- Dasz radę - posłał mi zachęcający uśmiech.
- No muszę - odwzajemniłem gest.
- To, gdzie jedziemy? - zapytał.
- Ja muszę jechać na trening - rzucił.
- O to dobrze, zabiorę się z Tobą.
- Ok, to jedziemy - rzucił i ruszyliśmy. Po 10 minutach byliśmy już pod Iduną. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przed siebie.
- Czekajcie! - usłyszeliśmy za sobą czyjś krzyk. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Mario. Poczekaliśmy, aż młody piłkarz do nas dołączy i ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Widzę, że zaszła zmiana - zaśmiał się Götze i spojrzał na moją nogę. Spojrzałem na niego i nic nie odpowiedziałem. Weszliśmy do szatni i chłopcy się przebrali. Gdy wszyscy byli gotowi, ruszyliśmy na murawę, nie czekając na trenera. Będąc na murawie, zauważyłem na trybunach Kate. Pomachałem jej i mi odmachała. Reus również jej pomachał, a ona mu odmachała, dodając do tego szczery uśmiech, co mnie zaskoczyło. Gdy Marco to zobaczył, uśmiech mu nie schodził z twarzy. Po chwili na boisko wszedł Klopp:
- Cześć! O Lewy! - uśmiechnął się.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- I jak noga?
- No już lepiej, kostka już wyleczona. Pozostają tylko ścięgna - odparłem.
- Ile jeszcze? - ponownie zapytał.
- 2,5 tygodnia.
- No nic, najważniejsze jest Twoje zdrowie.
- Trenerze?
- Tak - spojrzał na mnie.
- Bo i tak mam kontuzję, więc postanowiłem pojechać do Polski, ale jakbym był potrzebny, to proszę dzwonić - powiedziałem.
- Jedź i nie przejmuj się niczym, odpocznij - odpowiedział.
- Dziękuje - uśmiechnąłem się. - To ja będę już szedł, bo muszę się jeszcze spakować.
- Miłego wypoczynku. - rzucił radośnie.
-Dziękuje - posłałem mu uśmiech. Kierowałem się do wyjścia, gdy przede mną ustała siostrzenica trenera.
- Cześć Lewy! - dała mi buziaka w policzek.
- Hej - pokazałem rządek białych zębów.
- Gdzie lecisz?
- Do domu - odpowiedziałem.
- To nie zostajesz do końca treningu? - posmutniała.
- Niestety nie, muszę się spakować.
- Po, co się spakować?
- Jadę do Polski na tydzień lub trochę więcej.
- Czyli mnie opuszczasz? - westchnęła.
- Dasz radę, Marco się Tobą zaopiekuje - zaśmiałem się.
- Bardzo śmieszne - uderzyła mnie.
- Kate już muszę iść - rzuciłem.
- Okej, udanej podróży i wypoczynku - pożegnała się ze mną i odszedłem od niej. Już miałem wychodzić, gdy chłopacy mnie zawołali. Odwróciłem się do nich.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytał Mario.
- Do domu - odpowiedziałem. - Jadę do Polski.
- Na ile? - spuścił głowę.
- Tydzień, może więcej.
- Zostawiasz mnie.
- Dasz radę, blondasek się zajmie wszystkim.
- Oczywiście - zawołał Marco.
- Uciekam serio - rzuciłem.
- Okej, zadzwoń jak będziesz na miejscu.
- Okej, pa - pożegnałem się z kumplami i zszedłem z murawy. Wyszedłem ze stadionu i ruszyłem do domu. Po jakimś czasie, znalazłem się w mieszkaniu. Pierwsze, co zrobiłem, to wziąłem laptopa. Wszedłem na stronę, gdzie można zabukować bilety. Miałem szczęście, bo udało mi się zarezerwować bilety na dzisiaj do Polski, na 18:25. Była godzina 14:52, więc wyłączyłem laptopa i ruszyłem na górę. Podreptałem do garderoby, wyjąłem z szafy walizkę i zacząłem się pakować. Zajęło mi to godzinę, po upływie czasu, zszedłem na dół z walizkami i postawiłem je przed drzwiami. Pozamykałam wszystkie drzwi i okna, wziąłem   jeszcze laptopa, bo bym o nim zapomniał. Wrzuciłem go do jednej z walizek i wyszedłem z domu. Zamknąłem dokładnie drzwi, a klucze włożyłem pod lewą doniczkę, ponieważ Ania obiecała, że będzie od czasu do czasu sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Poprosiłem przyjaciółkę, aby odwiozła mnie na lotnisko. Gdy Stachurska była już pod moim domem, a ja wsiadłem do jej auta, była już 17:35. Przywitałem się z karteczką i ruszyliśmy w stronę lotniska.
Adele:
Przez ponad tydzień, moje życie obruciło się o 180 stopni. Moje kontakty z Kubą polepszyły się i to ogromnie. Od kilku dni jesteśmy parą, ale nikt na razie o tym nie wie. Razem ustaliliśmy, że powiemy o naszym związku, gdy będziemy  na to gotowi. Nie żałuję, że związałam się z Koseckim, pomimo tego, że znamy się krótko, ale mi to nie przeszkadza. Jestem z nim szczęśliwa i to się liczy. Na początku wahałam się, co do tego, ponieważ byłam i chyba jestem zakochana po uszy w Robercie, ale on jest w Dortmundzie, a ja w Warszawie. Poza tym, on chyba wrócił do Ania, bo czytam każdy artykuł związany z nim i w jednym, było ich zdjęcie jak się obejmują i uśmiechają. Lubię Stachurską, więc nic mi to nie przeszkadza. Przy Kubie czasami zapominam o nim, ale przez ostatnie dni, coraz częściej pisałam lub rozmawiałam z Lewym. Nasze kontakty są świetne i mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Moje kontakty z mamą minimalnie się poprawiły, ale to tak minimalnie. Niby rozmawiamy ze sobą, ale nie mam jeszcze takiego poczucia, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. W pracy idzie mi świetnie, szefowa wspomniała coś, że u nas w firmie pojawia się awanse i zmiany miejsca pracy, ale nie to, że ktoś zostanie zwolniony, tylko, że zostanie przeniesiony do tej samej firmy, ale w innym mieście lub zagranice. Mam nadzieję, że nie będę musiała opuszczać stolicy, ponieważ czuję się tu świetnie, a poza tym, mam tu Kubę. Dzisiaj do pracy mam na 15:00, była już godzina 11:15. Zeszłam na dół i pokierowałam się do kuchni. Wchodząc do niej, zauważyłam mamę jak rozmawia z kimś przez telefon. Nie zwracają dłużej uwagi, otworzyłam lodówkę i wyjęłam rzeczy do przygotowania naleśników. Zabrałam się do pracy i po 30 minutach konsumowałam je.
- Cześć córeczko - przywitała mnie z uśmiechem.
- Hej - odwzajemniłam gest.
- Ja wychodzę, bo zaraz mam rozmowę w sprawie pracy.
- Powodzenia.
- Nie dziękuje - rzuciła i wyszła. Dokończyłam śniadanie, pozmywałam po sobie i poszłam do salonu. Weszłam do niego i pierwsze, co zrobiłam, to włączyłam sobie piosenkę, pod głosiłam ją prawię na maxa i zaczęłam tańczyć. Tańcząc tak, poczułam nagle czyjeś ręce na swoich biodrach. Przestraszyłam się i odskoczyłam.
- Nie bój się - zaśmiał się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odwróciłam się i przede mną stał Kuba.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziałam.
- Nie chciałem, wybaczysz? - podszedł do mnie bliżej i przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego oddech na mojej twarzy.
- No nie wiem - lekko oddaliłam twarz od niego, ale on ponownie ją przybliżył. - Będziesz musiał się postarać.
- Mówisz? - musnął lekko moje usta, aż dreszczyk mnie przeszedł.
- Mhmm - zaśmiałam się cicho. Chciał złożyć na moich ustach pocałunek, ale uciekłam mu twarzą. Uwielbiam się z nim droczyć.
- Nie uciekniesz - uśmiechnął się. Mocniej przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Nasze pocałunki stawały się coraz najmętniejsze i przybierały na sile, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ lubiłam czuć smak jego ust. Niestety musiałam przerwać tą przyjemność. Odkleiłam się od Koseckiego:
- Coś się stało? - zapytał.
- Nie, nic się nie stało, po prostu jest już 13:45, a ja dzisiaj muszę iść do pracy.
- Na którą? - zapytał.
- Na 15:00 - rzuciłam.
- To mamy jeszcze czas - poruszył brwiami na, co wybuchnęłam śmiechem. Chłopak popatrzył się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Złożyłam na jego ustach soczystego buziaka i pokierowałam się na górę do mojego pokoju. Za mną podążył Kuba. Nasza droga do pokoju zajęła nam  z 5 minut, ponieważ chłopak zaczął mnie łaskotać. Gdy nareszcie znaleźliśmy się w sypialni, podreptałam do garderoby. Dzisiaj stwierdziłam, że założę spódniczkę lub sukienkę. Po jakimś czasie w ręce miała odpowiedni zestaw, a mianowicie, szłam do łazienki z czarną skórzaną spódniczką, białą koszulą, asos bransoletka i czarnymi szpilkami. Gdy byłam już w raju dla kobiet, ubrałam się, zrobiłam sobie makijaż oraz pomalowałam usta. Zostały mi tylko włosy. Stałam przed lustrem myśląc, co mogę z nimi zrobić, ale po chwili już wiedziałam.Gdy moje włosy były już upięte, wyszłam z łazienki. Gdy mój ukochany mnie zobaczył, szczęka mu opadła.
- Przesadziłam? - zapytałam.
- Nie! Wyglądasz pięknie - podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Na prawdę?
- Tak, jeszcze takiej Cię nie widziałem i chcę Cię tak widzieć częściej, bo jeszcze bardziej mnie pociągasz.
- Brzmi kusząco - zaśmiałam się. Spojrzałam ukradkiem na zegarek i była już 14:24.
- Kotek idziemy już - powiedziałam. Chłopak bez żadnych oporów ruszył za mną. Wyszliśmy z domu:
- Podwieźć Cię? - zapytał.
- Jakbyś mógł - zatrzepotałam rzęsami.
- Oczywiście - złapał mnie za rękę i wsiedliśmy do jego auta. Jak na gentlemana przystało, Kuba otworzył mi drzwi i po chwili siedziałam już na miejscu pasażera, a piłkarz usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. W trakcie drogi śmialiśmy się ze wszystkiego. Po 25 minutach dojechaliśmy na miejsce. Pożegnałam się z Koseckim i wysiadłam z auta. Pokierowałam swoje nogi do wejścia. Po krótkim czasie znalazłam się w pokoju, gdzie była już Patrycja.
- Hej - przywitałam ją radośnie.
- Cześć - uśmiechnęła się do mnie. - Ładnie wyglądasz.
- Dziękuje.
- Nie ma za, co.
- Coś mam do zrobienia? - zapytałam.
- Nie, Magda nic nikomu nie dawała, bo zaraz jest zebranie. - odpowiedziała.
- Okej, to, co idziemy? - rzuciłam. Pati tylko kiwnęła twierdząco głową i poszłyśmy do sali, gdzie zawsze odbywają się zebrania W pomieszczeniu było dość sporo osób, ale udało nam się usiąść. Chwile czekaliśmy na szefową, która po chwili była w sali konferencyjnej.
- Witam Was wszystkich - powiedziała.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy.
- Jak wiecie, zebraliśmy się tutaj ponieważ, niektórzy z Was dostaną awans, a niektórzy zostaną przeniesieni. Możemy zacząć?
- Tak - odpowiedzieliśmy. Magda poinformowała każdego, zostałam tylko ja.
- A więc Adele, dostajesz awans - powiedziała i uśmiechnęła się. Gdy to powiedziała, kamień spadł mi z serca.
- Na prawdę? - zapytałam.
- Tak, od teraz jesteś dyrektorką wszystkich fotografów.
- Jezu, bardzo dziękuje!
- Nie ma za, co - powiedziała i wytłumaczyła mi, co od teraz będę robiła. Po kilkunastu minutach, wyszliśmy z sali konferencyjnej. Razem z Pati w dobrych humorach wróciłyśmy do naszego stanowiska pracy. Dzisiaj nie musiałam wychodzić z biura, więc czas pracy zleciał mi troszeczkę dłużej niż zawsze. Dzisiaj musiałam siedzieć w studio do 18:00. Po upływie czasu mojej pracy, pożegnałam się z Patrycją i wyszłam z budynku. Po mimo tego, że było już parę minut po 18, to i tak święciło słońce. Założyłam okulary i ruszyłam przed siebie. Wyjęłam telefon oraz słuchawki i włączyłam sobie piosenkę. Szłam i rozmyślałam nad mim życiem, ale najbardziej nad moim związkiem z Kubą. Na prawdę jestem z nim szczęśliwa i kocham go, nawet czasami wyobrażam sobie jak mieszkamy razem i mamy gromadkę dzieci. Idąc tak, zauważyłam Kubę z jakąś dziewczyną. Zastanawiałam się, co to za dziewczyna. Podeszłam trochę bliżej, ale tak, aby mnie nie zauważył. Stałam przez chwilę w miejscu i ich obserwowałam. Z ich zachowania wywnioskowałam, że muszą się dłużej znać. Widziałam jak ta dziewczyna patrzy na Koseckiego, a on się do niej uśmiecha. W pewnym momencie poczułam ukłucie i dziwne uczucie w środku. Tak byłam o niego zazdrosna, ale to chyba normalne. Poobserwowałam ich jeszcze chwilę, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu i poszłam dalej. Cały czas myślałam o Kubie i tej dziewczynie. Po 15 minutach doszłam do domu. Weszłam do środka, zdjęłam buty i pokierowałam się do salonu. Położyłam się na kanapie i po chwili dołączyła się do mnie mama, która położyła się koło mnie.
- Co się stało? - zapytała się bez owijania w bawełnę.
- Nic - rzuciłam.
- Przecież widzę. - no tak, przed nią niczego nie ukryje. Zna mnie na wylot po mimo tego, że nie mamy najlepszych kontaktów.
- Widziałam Kubę z inną dziewczyną i wyglądali jakby dobrze się znali i dogadywali.
- Ale myślisz, że
- Nie mamo, znaczy no mam nadzieję, że to tylko koleżanka.
- Musisz z nim o tym porozmawiać, bo będzie Cię to męczyło.
- Wiem mamo, a jak tam rozmowa o pracę?
- Mają się odezwać - rzuciła.
- Dostaniesz tą pracę - posłałam jej uśmiech.
- Mam nadzieję.
- A zapomniałam Ci powiedzieć.
- O czym? - zapytała.
- Dostałam awans - rzuciłam.
- O to gratuluję - powiedziała i posłała mi uśmiech. - Może opijemy to?
- Wiesz, co mamuś, z miłą chęcią, ale jestem zmęczona po całym dniu pracy.
- No to jutro opijemy.
- Okej - dałam jej buziaka, co często się nie zdarza. Wstałam z kanapy i poszłam na górę. Weszłam do mojego pokoju i od razu pokierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie sukienkę i wrzuciłam ją do prania. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Po moim ciele spłynęły krople wody, namydliłam dokładnie ciało, następnie je spłukałam i umyłam włosy. Wyszłam z pod prysznica, włosy zawinęłam w ręcznik, a ciało starannie wytarłam. Następnie nałożyłam na nie mój ulubiony balsam i nałożyłam piżamę. Nie myłam jeszcze zębów, ponieważ musiałam jeszcze coś zjeść, bo mój brzuch się domagał. Wyszłam z łazienki, zeszłam na dół i podreptałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam rzeczy, z których zrobię sobie kanapkę, czyli masło, sałatę, pomidor i ogórek, oczywiście wszystko ze sklepu eko. Wyjęłam chleb, który sama zrobiłam i zaczęłam robić kanapki. Gdy skończyłam kanapki, zrobiłam jeszcze do tego herbatę i gdy wszystko było zrobione, usiadłam do stołu. Ugryzłam kanapkę i wzięłam łyk ciepłego napoju. Już kończyłam kolację, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ugryzłam kanapkę i poszłam otworzyć drzwi. Gdy je otworzyłam, zdążyłam przełknąć jedzenie i zobaczyłam przed sobą piłkarza Legii Warszawy, czyli mojego chłopaka.
- Hej kotek - podszedł do mnie i złożył na moich ustach subtelny pocałunek.
- Hej - odpowiedziałam bez emocji.
- A Ty już umyta? - zapytał i wszedł do środka.
- Tak.
- A chciałem Cię porwać na wieczorny spacer - rzucił.
- I tak bym zapewne nie poszła, bo jestem padnięta i nie mam nastroju - weszliśmy do kuchni.
- A co się stało? - popatrzył na mnie.
- Nic, po prostu jakoś mój nastrój się zepsuł - oczywiście skłamałam.
- Wiem, że to nie prawda, ale nie chce "rozpętać" kłótni.
- Yhymm - wzruszyłam ramionami i dokończyłam kanapki, zeszłam z krzesła i podeszłam do zlewu.
- Jak w pracy?
- Dostałam awans.
- Ooo brawo kochanie - podszedł do mnie i przytulił od tyłu.
- Dziękuje - powiedziałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
- A Ty, co dzisiaj robiłeś? - zapytałam odwracając się od niego, ale nie patrząc na niego.
- Byłem na treningu, później poszedłem z chłopakami na miasto i praktycznie spędziłem z nimi cały dzień - powiedział. Okłamał mnie, nie powiedział mi prawdy! Czemu mnie okłamał i nie powiedział, że był z jakąś dziewczyną?
- A to super - rzuciłam i wyszłam z kuchni kierując się do mojego pokoju. Po chwili się w nim znalazłam.
- Ej no, co jest? - zapytał Kuba wchodząc za mną do pokoju i zamykając drzwi.
- Dzisiaj zostałam okłamana, a nienawidzę jak ktoś mnie okłamuje i to osoba, na której mi cholernie zależy - rzuciłam.
- Kto Cię okłamał?
- Nie ważne.
- Adele, ważne! Nie mogę na Ciebie patrzeć jak jesteś w takim stanie jak teraz.
- A ja nie mogę patrzeć jak mój chłopak mnie okłamuje i nie mówi mi prawdy! - uniosłam się.
- O, co Ci teraz chodzi? - zdziwił się,
- O to, że okłamałeś mnie i nie powiedziałeś, że byłeś się spotkać z jakąś dziewczyną! Widziałam Was - powiedziałam, a po moim policzku poleciała samotna łza.
- Nie chciałem Ci tego mówić, bo wiedziałem, że się wściekniesz.
- A to wolałeś mnie okłamać? - spojrzałam na niego.
- To nie tak - powiedział.
- A jak?! Kuba czy ty słyszysz się? Związek nie polega na tym, żeby się okłamywać! Może nic mi nie mów, co?
- Przestać krzyczeć - teraz to on się uniósł.
- Nienawidzę kłamstwa, rozumiesz? - i w tym momencie się popłakałam.
- Kochanie nie płacz - podszedł do mnie i mnie przytulił. Po mimo tego, że byłam na niego wściekła, nie odsunęłam się od niego.
- Kto to był?
- Moja dawna przyjaciółka, wyjechała jakieś 2 lata temu i teraz wróciła. Wpadliśmy na siebie, pogadaliśmy i to tyle - powiedział.
- Z mojej strony to inaczej wyglądało.
- Wiesz, że ja tylko Ciebie kocham i tylko Ty się liczysz, i nic, ani nikt tego nie zmieni - ujął moją twarz w swoje dłonie.
- Przepraszam - wyszeptałam.
- Nie masz za, co - uśmiechnął się i mnie pocałował. Kuba jeszcze chwilę u mnie posiedział, ale już poszedł, bo było już późno. Po wyjściu chłopaka położyłam się do łóżka i po krótkim czasie znużył mnie sen.
**************************************************
No i mamy 16!:) Kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce i mam nadzieję, że się spodoba:) Już jestem po testach, nareszcie! Nawet na testach jest zadanie o BVB i od razu pojawił się u mnie uśmiech na twarzy:) Wracając do rozdziału to ponownie macie taki dłuższy:) Już w nim nie ma żadnych snów hahaha:D No to miłego czytania Wam życzę<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ<3

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 15

Wstałem, gdy budzik zadzwonił i chętnie jak nigdy, wygramoliłem się z łóżka.Wyłączyłem budzik i poszedłem do łazienki. Wziąłem poranny prysznic i owinięty w niego, poszedłem do garderoby. Po chwili byłem już ubrany i gotowy na trening. Złapałem torbę, telefon, klucze od domu i klucze od samochodu. Zszedłem na dół, zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu zamykając go za sobą. Wsiadłem do auta i ruszyłem na SIP. Jadąc tak, zauważyłem Kate. Zwolniłem i otworzyłem szybę:
- Hej piękna - zawołałem. Dziewczyna się spojrzała na mnie i uśmiechnęła.
- Cześć przystojniaczku.
- Gdzie taka piękność jak Ty idzie? - zapytałem.
- Na zakupy - odpowiedziała.
- Może Cię podwieźć?
- Nie, pewnie spieszysz się na trening, nie chcę Ci robić kłopotów - rzuciła.
- Daj spokój, wsiadaj. - zatrzymałem auto, a dziewczyna wsiadła.
- Reus, zapnij pasy - powiedziała i sama je zapięła.
- Ja nie muszę - zaśmiałem się.
- Ech, jak chcesz.
- To gdzie jedziemy? - pokazałem rządek białych zębów.
- Do galerii handlowej na Nordrhein-Westfalen. - powiedziała, a ja ruszyłem.
- Co dzisiaj robisz?
- Po zakupach wracam do domu i zabieram się za sprzątanie.
- To może zamiast sprzątania, kolacja? - spojrzałem na nią.
- Pomyślę nad tym - zaśmiała się.
- No proszę - nie spuszczałem z niej wzroku.
- Lepiej patrz na drogę.
- Wolę na Ciebie.
- Marco! - Kate krzyknęła, a ja poczułem mocne uderzenie. Próbowałem opanować samochód, ale ponownie zostaliśmy uderzeni, ale tym razem wyleciałem przez przednią szybę i znalazłem się na ulicy. Odczuwałem okropny ból, próbowałem podnieść rękę, ale nie czułem jej tak samo jak drugiej. W mgnieniu oka nade mną znalazło się pełno osób. Słyszałem poszczególne zdania. Usłyszałem jak ktoś zadzwonił po pogotowie oraz, że ktoś powiedział, że w moim ciele jest pełno powbijanych odłamków szkła. Lekko podniosłem głowę i zauważyłem, że w moim ciele są odłamki szkła. W brzuchu miałem wbite trzy kawałki i czułem jak przebiły mnie, a w nogach kilkanaście odłamków szkieł. Położyłem głowę i nie mogłem znieść tego okropnego bólu, czułem jak każdy kawałek szkła przebija coraz bardziej moje ciało. Nagle poczułem jak ktoś mnie dotyka.
- Marco - poznałem ten głos, otworzyłem oczy i zobaczyłem ją, piękna blondynkę, Kate.
- Kate - wyszeptałem i powoli zacząłem zamykać oczy.
- Nie zamykaj oczu - popłakała się. Mimowolnie je otworzyłem, ale po chwili powieki ponownie opadły.
- Marco! - krzyczała.
- Przepraszam...
- Cicho, nic nie mów. - głaskała mnie po twarzy. - Niech ktoś zadzwoni po pomoc!
- Kate - wyszeptałem.
- Jestem tu.
- Boli...
- Wytrzymaj, pogotowie już jedzie - łkała. Zamykałem oczy, ale dziewczyna, co chwila próbowałam, abym ich nie zamykał. Po 10 minutach pogotowie przyjechało na miejsce. Kilku mężczyzn podbiegło do mnie i oderwali blondynę ode mnie. Przenieśli mnie na nosze, ale później nic nie pamiętam...
- Boże, co za sen! - poderwałem się z łóżka cały mokry. Przez chwilę siedziałem i nie wiedziałem, co się dzieje, ale po chwili się ogarnąłem. Wyciągnąłem telefon z pod poduszki i sprawdziłem godzinę. Na zegarku widniała 9:05. Trening miałem na 10:35. Wyłączyłem budzik i wstałem z łóżka, bo nie chciało mi się spać. Poszedłem do garderoby, wybrałem ciuchy i wróciłem do sypialni. Rzeczy położyłem na łóżku i podreptałem do łazienki. Zdjąłem bokserki i wszedłem pod prysznic. Na moje ciało zaczęły lecieć krople wody, namydliłem je i dokładnie spłukałem.Umyłem jeszcze włosy i wyszedłem. Wytarłem starannie ciało oraz włosy. Owinąłem się w ręcznik i wyszedłem z łazienki. Ubrałem się i wyjąłem torbę treningową. Spakowałem ją i zszedłem na dół. Zjadłem śniadanie i wyszedłem na trening. Po 23 minutach byłem już pod Iduną. Wziąłem torbę i ruszyłem w stronę stadionu. W połowie drogi spotkałem Lewego.
- O Robercik - przywitałem go uśmiechem.
- Cześć - odwzajemnił gest.
- A Ty, co tu robisz?
- Przyszedłem na Was popatrzeć, bo już nie mogę wytrzymać w domu - odpowiedział.
- Biedaczek - zaśmiałem się. - Dobra, chodź.
- Może trochę wolniej? - rzucił. Zaśmiałem się i zwolniłem. Po chwili rozstaliśmy się. On poszedł na murawę, a ja do szatni. Wchodząc do szatni, zauważyłem jak Jurgen z kimś rozmawia i po jego gestykulacji rękoma można było wywnioskować, że jest zdenerwowany. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do szatni.
- Siemka - przywitałem się z chłopakami.
- Cześć - odpowiedzieli.
- Dzisiaj Lewusek nas odwiedził - uśmiechnąłem się.
- Mój tygrysek! - zawołał Mario z wielkim uśmiechem na twarzy, gdy usłyszał, że Robert dzisiaj przyszedł.
- A ja to już się nie liczę? - zapytałem z udawanym wyrzutem.
- Oczywiście, że się blondasku liczysz - podszedł do mnie. - Już chyba rozmawialiśmy na ten temat?
- Przepraszam - rzuciłem, a Götze mnie przytulił.
- Dobra, możecie już przestać z tymi czułościami - rzucił Sebastian.
- Ale czemu? - zawył młody Niemiec i zrobił smutną minkę.
- Oszczędźcie nam tych widoków, proszę.
- Zazdrościcie i tyle - rzucił.
- Chłopaki - usłyszeliśmy trenera.
- Tak? - zapytał Mats.
- Dzisiaj nie mam dobrego humoru, więc proszę Was zachowujcie się.
- Ale my zawsze się dobrze zachowujemy - odparł Jonas. Trener spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem. Klopp nie żartował. Zastanawiałem się czy to przez tą rozmowę. Nic nie mówiąc, wyszliśmy z szatni i skierowaliśmy się na murawę. Będąc na murawie, zauważyłem kogoś na trybunach, ale nie zdążyłem się przyjrzeć tej osobie, ponieważ trener zarządził zbiórkę. Po chwili zaczął się trening, który był bardzo męczący. Jednym słowem, trener nas nie oszczędzał. Po godzinie mieliśmy przerwę. Wszyscy podeszli do ławki i posadzili na niej swoje pupy, a niektórzy położyli się na murawie, w tym ja. Moje nogi były jak z waty, pierwszy raz miałem takie odczucie od dłuższego czasu. Nikt z nas się nie odzywał, bo żaden z nas nie miał siły. Leżeliśmy padnięci na murawie i marzyliśmy tylko, aby trening się skończył.
- Oj chłopaki - śmiał się Robert, który do nas przyszedł.
- Ty cwaniaczku, zobaczymy jak Ty wrócisz do treningów. - rzuciłem.
- Widzę, że Klopp coś ma dzisiaj zły humor - powiedziała klubowa 9.
- Widziałem jak z kimś namiętnie rozmawiał i od tamtej pory chodzi zdenerwowany.
- Chłopaki - usłyszeliśmy w oddali głos 47-letniego mężczyzny. Spojrzeliśmy w stronę, gdzie dochodził głos. Gdy się odwróciłem, doznałem szoku. Mój wzrok zatrzymał się na niej. Była taka samo piękna jak wczoraj, ale na jej twarzy znowu dostrzegłem tą obojętność. Podeszli do nas bliżej:
- Muszę Wam kogoś przedstawić - rzucił, a my raptownie się podnieśliśmy na nogi.
- Chciałbym Wam przedstawić moją siostrzenicę - uśmiechnął się, a mnie zamurowało. Nie mogłem w to uwierzyć, Mario chyba się domyślił o, co chodzi, bo wpatrywał się we mnie, a po chwili mnie szturchnął:
- Stary - szepnął.
- Co? - zapytałem odrywając wzrok od Kate.
- To ta dziewczyna?
- Tak - odparłem.
- Marco, Mario chcecie coś powiedzieć? - zwrócił się do nas Jürgen.
- Nie - odpowiedział przyjaciel. Moje oczy ponownie zatrzymały się na blondynce. Posłałem jej uśmiech, ale ta tylko lekko prychnęła.
- No to poznajcie Kate, moją siostrzenice.
- Cześć - przywitaliśmy się z nią...
Kate:
Od niedawna jestem w Dortmundzie, gdyż moi kochani rodzicie stwierdzili, że lepiej będzie mi tu u wujka. Tak jestem siostrzenicom Jürgena Klopp'a, tego Jürgena, ale jakoś mnie to nie interesowało. Od kilku dni zamieszkałam u wujka, szczerze mówiąc dobrze mi z nim i w miarę się z nim dogaduję, ale brakowało mi czegoś. Brakowało mi moich znajomych, w sumie to niby przez nich tutaj jestem, bo rodzicie, stwierdzili, że sprowadzili mnie na zła drogę choć ja tak nie twierdzę. Od dwóch dni jestem na ogromnym głodzie... tak głodzie. Jestem uzależniona od narkotyków i dlatego też tu przyjechałam. Obiecałam wujkowi, że przez pobyt u niego nie będę brać, ale niestety nie udało się. Byłam wczoraj na imprezie, gdzie spotkałam paczkę ludzi w moim wieku, którzy również byli od tego gówna uzależnieni. Wzięłam od nich działkę i od razu się lepiej poczułam. Na tej imprezie spotkałam mężczyznę, który się do mnie przypałętał i spotkałam go również na drugi dzień, ale w każdy możliwy sposób go spławiałam, ale nie dawał za wygraną. Następnego dnia, czyli dzisiaj, wujek postanowił zabrać mnie na trening. Bardzo dobrze wie, że nienawidzę piłki, ale zgodziłam się, bo nie chciałam robić mu przykrości. Wstałam o 10:30 i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, zrobiłam lekki makijaż, a włosy związałam w niedbałego koka. Owinięta w ręcznik podreptałam do garderoby u wyjęłam z niej odpowiednie ciuchy, które po chwili były na moim ciele. Zeszłam na dół, gdzie małżonka wujka krzątała się po kuchni.
- Cześć ciociu - przywitałam się z nią. Ulla jest bardzo sympatyczną kobietą i chciałabym mieć taką matkę jak ona. Niestety moja rodzicielka taka nie jest. Od kiedy pamiętam, to ojciec był blisko mnie, bo moja mama zawsze była poza domem. Dopiero, gdy dowiedziała się, że biorę to zaczęła mniej wyjeżdżać i zaczęła spędzać ze mną więcej czasu. Niestety nie dawała sobie ze mną rady i postanowiła mnie wysłać do wujka. To ona jest moją matką i to ona powinna mi pomóc, a nie Jürgen.
- Cześć słoneczko - posłała mi serdeczny uśmiech.
- Wujek już wstał?
- Tak, jest u siebie - odpowiedziała.
- To ja idę do niego powiedzieć, że już możemy iść na ten trening - przewróciłam oczami na samą myśl.
- O nie kochana, najpierw śniadanie - zarządziła.
- Ciociu nie jestem głodna - odpowiedziałam.
- Smacznego - posłała mi uśmiech i postawiła przede mną talerz z kanapkami. Jednak byłam głodna, bo zjadłam wszystko, co było na talerzu. Pusty talerz włożyłam do zmywarki:
- Dziękuje za śniadanie - powiedziałam i dałam jej buziaka w policzek.
- Proszę bardzo - odwzajemniła gest.
- Gotowa? - usłyszałam za sobą męski głos.
- Tak - westchnęłam.
- Zobaczysz, spodoba Ci się.
- Yhym - odparłam i poszłam do przedpokoju. Ubrałam buty i już wychodziliśmy.
- Pa ciociu! - krzyknęłam za sobą. Nie czekając na odpowiedź, wyszłam z domu i wsiadłam do auta i po chwili jechaliśmy w nieznanym mi kierunku, ale domyśliłam się, że to droga na stadion. Już podczas jazdy odczułam głód narkotykowy. Nagle zaczęły trząść mi się ręce.
- Uspokój się - odezwał się Klopp patrząc na mnie z troską.
- Nie dam rady - odpowiedziałam.
- Jesteś silna, a ja Ci nie pozwolę się poddać.
- Dziękuje - posłałam mu uśmiech. Tylko dla Jürgena i Ulli jestem miła, bo tylko im ufam. Dla obcych, a szczególnie dla mężczyzn jestem oschła. To jest taka moja maska, skorupa, której nie da się tak łatwo przebić. Po prostu mam uraz do chłopaków.
- Halo, Kate - wujek machał mi ręką przed oczami.
- Tak? Stało się coś? - powróciłam do żywych.
- Jesteśmy już na miejscu - zaśmiał się.
- Och, wybacz, zamyśliłam się - odpowiedziałam i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam za bratem mojej mamy i po chwili byliśmy już w środku.
- Poczekaj tu chwilę, zaraz przyjdę tylko wezmę z biura parę dokumentów - zatrzymaliśmy się.
- Dobrze - posłałam mu uśmiech. Zostawił mnie i poszedł gdzieś. Dla mnie to była doskonała okazja, aby zaspokoić swój głód. Wyciągnęłam z kieszeni torebeczkę narkotyków i wysypałam trochę na rękę. Dobrze, że wczoraj je kupiła, bo chybabym dłużej nie wytrzymała. Rozejrzałam się, by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu. Przybliżyłam rękę do nosa i miałam już wciągnąć, gdy nagle usłyszałam krzyk:
- Kate! - poczułam jak moja ręka oddala się ode mnie.
- Wujek? - popatrzyłam na niego. Skąd on się tu wziął?
- Obiecywałaś - podniósł głos.
- To jest silniejsze ode mnie! - krzyknęłam.
- Skąd to masz? - zapytał i wyrwał mi z ręki małą torebeczkę.
- Nie ważne.
- Kate! - wkurzył się. - Odpowiedz na moje pytanie.
- Przecież odpowiedziałam - mój ton głosu był nadal uniesiony.
- Obiecałaś, że nie będziesz brała! Zaufałem Ci!
- Nie wiesz jak to jest być uzależniony od tego gówna! Tego nie da się z dnia na dzień rzucić! Głód, który, co minutę robi się większy, doprowadza Cię do szału, że już nie wytrzymujesz! Nie wiesz jak to jest!
- Nie, nie wiem jak to jest, ale wiem, że można z tym skończyć - uspokoił się.
- Przepraszam - wyszeptałam, a z moich oczu poleciały łzy. Wujek mocno mnie do siebie przytulił. Dopiero teraz poczułam to, że na prawdę mogę z tym skończyć.
- Cicho, już nie płacz, proszę - głaskał mnie po głowie.
- Wujku ja już nie dam rady tak dłużej. Mój głód robi się, coraz większy - łkałam.
- Poszukamy jakiegoś odwyku.
- Nie proszę, tylko nie odwyk - odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego.
- Porozmawiamy o tym w domy - uśmiechnął się lekko. Otarłam łzy.
- Idziemy? - zapytałam.
- Jasne, chodź zaprowadzę Cię na trybuny.
- Okej - odpowiedziałam i poszliśmy na trybuny. Jürgen zostawił mnie i poszedł na murawę. Nie patrzyłam się na piłkarzy, ponieważ myślałam tylko o narkotykach. Nienawidzę tego uczucia, bo natychmiast trzęsą mi się ręce, nie mogę usiedzieć w miejscu oraz robię się trochę agresywna. Aby nie myśleć o tym, postanowiłam przejść się po trybunach. Obeszłam je w jakieś 15 minut i, gdy doszłam do miejsca, gdzie byłam wcześniej, czekał na mnie trener drużyny z Dortmundu.
- Poznam Cię z chłopakami - powiedział ochoczo.
- Wolę tu posiedzieć - rzuciłam.
- Kate - spojrzał na mnie swoim spojrzeniem, które zawsze działało.
- Wujku nie patrz tak na mnie - zaśmiałam się cicho.
- Proszę...
- Ugh, dobrze - uległam. Wujek objął mnie ramieniem i poszliśmy.
- Boję się - wyrzuciłam.
- Czego? - spojrzał na mnie.
- Pragnę narkotyków, a jak długo ich nie biorę, to trochę jestem agresywna - spuściłam głowę.
- Przy nich zapomnisz o tym.
- Wątpię, dobrze wiesz, że nienawidzę piłki nożnej, a tym bardziej zadufanych w sobie piłkarzy - rzuciłam.
- Polubisz ich, chodź - pociągnął mnie i po chwili znaleźliśmy się na murawie. Klopp przedstawił mnie swoim podopiecznym. Przywitałam się z nimi, z grzeczności. Nagle zauważyłam tego blondyna, którego spotkałam w klubie i w sklepie. Boże, czy on mnie śledzi? Zauważyłam, że się do mnie uśmiecha, zignorowałam go. Chłopaki wrócili do treningu, a ja musiałam usiąść na ławce, bo Jürgen mi kazał. Koło mnie siedział jakiś chłopak, młody, tak mi się wydaję. Spojrzałam na jego nogę, która była w gipsie. Spojrzałam na niego, on również się spojrzał i uśmiechnął się. Szybko odwróciłam się, bo nie chciałam z nikim rozmawiać i zwracać na siebie uwagi.
- Robert jestem - wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na nią, a następnie na niego.
- Kate - uścisnęłam jego dłoń.
- Mieszkasz tutaj? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
- A skąd jesteś?
- Nie Twoja sprawa - uniosłam głos.
- Tylko pytałem.
- Przepraszam, nie mam dzisiaj humoru - rzuciłam.
- Rozumiem - posłał mi uśmiech. Przez resztę czasu siedziałam i się nie odzywałam. Co jakiś czas czułam na sobie czyjś wzrok. Popatrzyłam kątem oka na Roberta sprawdzić czy to on się tak na mnie patrzy, ale to nie on, ponieważ był zajęty telefonem. Spojrzałam na wujka, ale to też nie on. To tylko zostali mi piłkarze, którzy ćwiczyli. Tym razem mój wzrok padł na nich, ale nie widziałam nikogo, gdy nagle zobaczyłam blondyna, który nie spuszcza ze mnie wzroku. Spojrzałam na niego wzrokiem "zabójcy", ale to nic nie dało. Postanowiłam się tym nie przejmować. Wyjęłam telefon i zaczęłam grać w jakąś grę, którą miałam na nim. Tak właśnie minął mi ten czas, który pozostał do końca treningu.
- Kate, poczekasz na mnie przed samochodem? - zapytał Klopp.
- Okej. - rzuciłam i wstałam z ławki.
- Trafisz do wyjścia?
- Dam radę - odparłam i zeszłam z murawy. Droga do wyjścia nie była trudna. Po 5 minutach byłam już przy samochodzie.
- Cześć Kate - usłyszałam nieznany mi głos. Odwróciłam się i zobaczyłam znowu tego chłopaka.
- Znamy się? - chciałam go spławić.
- Wiem, że mnie pamiętasz.
- Super, skończyłeś?
- Będziesz milsza? - zapytał.
- Jak będę chciała.
- Okej - zaśmiał się.
- Nie wiem czy to jest śmieszne, ale jak taki zadufany w sobie piłkarzyk może to zrozumieć - westchnęłam.
- Nie znasz mnie, to nie wiesz czy jestem zadufany w sobie. - powiedział.
- Nie obchodzisz mnie i byłabym bardzo szczęśliwa jakbyś dał mi spokój.
- Nie dam Ci spokoju, ale muszę już iść, bo czekają na nie przyjaciele, których zapewne nie masz.
- Nie będę płakać za Tobą - prychnęłam. Nareszcie sobie poszedł. Szczerze mówiąc, zabolały mnie jego ostatnie słowa. Miał rację, nie mam przyjaciół, tutaj nikogo nie znam.
- Jedziemy do domu - wyrwał mnie głos wujka. Wsiedliśmy do pojazdu i ruszyliśmy do domu, w którym byliśmy po 20 minutach. Weszliśmy do środka, zdjęłam buty i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i bez celu wpatrywałam się w wyłączony ekran telewizora.
- Coś się stało? - zapytała Ulla dosiadając się do mnie.
- Nie - zmusiłam się na uśmiech.
- Przecież widzę.
- Nic nie jest okej, wszystko jest do dupy. Dzisiaj prawie wciągnęłam, dłużej tak nie wytrzymam, nie dam rady - puściły emocję i rozpłakałam się. Nienawidzę okazywać swoich uczuć, a szczególnie nienawidzę płakać.
- Wszyscy się ode mnie odwrócili, nie mam znajomych, ani przyjaciół. - ciocia objęła mnie.
- Dasz radę, wytrzymałaś tyle dni, to wytrzymasz jeszcze więcej, a jeśli chodzi o znajomych, to niedługo kogoś poznasz.
- Wątpię ciociu, kto chciałby zadawać się ze mną, z taką ćpunką.
- Nie mów tak - podniosła moją głowę. - Jesteś wspaniałą dziewczyną, tylko trochę się pogubiłaś.
- Trochę? Wpadłam w nałóg - szlochałam.
- Wyjdziesz z tego, dajesz radę bez narkotyków.
- Muszę Ci coś powiedzieć - powiedziałam.
- Słucham.
- Przedwczoraj... ja... nie wytrzymałam i wciągnęłam.
- Słoneczko - powiedziała.
- Przepraszam ciociu, proszę nie mów nic wujkowi - popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
- Dobrze nic nie powiem, ale Ty to zrobisz - odpowiedziałam.
- Ale nie teraz.
- A kiedy? Później w ogóle tego nie powiesz.
- Czego nie powie? - usłyszeliśmy głos Klopp'a, który właśnie wszedł do salonu.
- Kate musi Ci coś powiedzieć - popatrzyłam na Ullę błagalnym wzrokiem, ale ona pokręciła tylko głową.
- No to słucham - uśmiechnął się Jürgen.
- No, bo ja... - zawahałam się. - brałam....
- Kiedy? - zapytał z całkowitym spokojem.
- Przedwczoraj. Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam - spuściłam głowę i ponownie w tym dniu poleciały mi łzy.
- Wiem kochanie - poczułam jak mnie przytula. Uwielbiałam, gdy to robił, bo mogłam schować się w jego ramionach, a co najważniejsze, czułam się bezpieczna.
- Zawiodłam Cię - wyszeptałam.
- Nie zawiodłaś. Zaraz poszukamy tego odwyku. - rzucił.
- Proszę wujku, nie.
- Ale inaczej z tym nie skończysz.
- Skończę - odparłam.
- Myszko, wybacz, ale nie ma innego wyjścia - wtrąciła się ciocia.
- Chyba, że... - zaczął czarodziej z Dortmundu.
- Co? - popatrzyłam z nadzieją.
- Poszukuję asystentki trenera i mam propozycję.
- Jaką?
- Zostaniesz moją asystentką i nie pójdziesz na odwyk, ale będziesz chodziła na spotkania od uzależnień, czyli taka terapia i postarasz się nie brać.
- Serio? - popatrzyłam na niego.
- Masz wybór.
- Ech okej, zostanę tą asystentką i będę chodziła na tą terapię - rzuciłam.
- A i jak zaczniesz brać, bez żadnego, ale odsyłamy Cię na odwyk - powiedział to poważnie, że dreszczyk przeszedł po moim ciele.
- Okej.
- Jutro pojedziemy Cię zapisać, okej?
- Ok.
- No to, co robimy? - uśmiechnął się.
- Ja idę się położyć - rzuciłam. Poszłam na górę i się położyłam. Patrzyłam w sufit, gdy usnęłam.
*********************************************************
Mamy już 15!:D Czyli już wiecie kim jest tajemnicza dziewczyna z klubu:) Możecie się o niej dowiedzieć w zakładce bohaterów, które zostały zaktualizowane:) Mam nadzieję, że Wam się podoba ten rozdział:) Z okazji Świąt Wielkanocnych, chciałabym Wam życzyć smacznego jajka i mokrego dyngusa:)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 14

Tak jak poprosiła, podałem jej potrzebne rzeczy i wróciłem do poprzedniej czynności. Ania zaczęła przyrządzać moją ulubioną zupę, czyli dyniową. Jestem ciekawy czy uda jej się z Oskarem, jestem też ciekawy czy ja sobie kogoś znajdę i czy znowu spotkam Adele. Nie wiem czemy, ale ta dziewczyna działa na mnie jak magnes. Gdy tylko usłyszę jej imię lub zobaczę jakieś zdjęcie, to od razu uśmiech pojawia mi się na twarzy. Tylko jest jeden problem, a mianowicie, zauważyłem, że Marco również spodobała się młoda fotografka. Gdyby Adele była tutaj w Dortmundzie, to jestem pewien, że obydwoje byśmy do niej zarywali i mogłoby to odbić się na naszej przyjaźni, a tego bym nie chciał, ponieważ Reus jest dla mnie jak brat.
- Robert! - z moich rozmyśleń wyrwał mnie uniesiony głos karateczki.
- Tak? - spojrzałem  na nią.
- Czy Ty mnie słuchasz?
- Oczywiście.
- To, co powiedziałam? - odparła dłonie na biodrach.
- Yyy, no ten.... dobra nie słuchałem Cię - spuściłem głowę. - Przepraszam, zamyśliłem się.
- Wybaczam - zaśmiała się. - O czym tak myślałeś?
- O wszystkim, o tym, co ze mną będzie dalej.
- Chodzi o transfer?
- Między innymi - oznajmiłem.
- Chcesz grać w Monachium? - zapytała.
- Tak, ale z drugiej strony nie chce zostawiać tego wszystkiego w Dortmundzie. Tutaj mam przyjaciół, dom i dobrego trenera. Serio uwielbiam Borussię i dobrze, a nawet świetnie się tu czuje.
- To w czym tkwi problem?
- W tym, że chce iść dalej, chce się rozwijać. Nie twierdze, że w BVB się nie rozwijam, bo tak nie jest, ale chce czegoś nowego, chce poczuć tą inną grę, poznać nową taktykę, nowych kibiców i wiele innych rzeczy.
- Wiesz, że nikt za Ciebie nie podejmie tej decyzji, musisz sam to podjąć. Ktoś może Ci jedynie nakierować lub coś w tym stylu. - powiedziała.
- No wiem - rzuciłem.
- Dasz radę, Ty zawsze dajesz radę - poklepała mnie po ramieniu i posłała uśmiech. Dokończyłem wycierać naczynia, a Ania właśnie skończyła robić obiad, gdy usłyszałem jak drzwi od mieszkania się otwierają. Domyśliłem się, że to Mario i Marco, ponieważ oni tylko nie pukają, ani nic.
- W kuchni! - krzyknąłem i po chwili ujrzałem duet Gotzeus.
- He...hej - zawahał się blondyn, gdy zobaczył Anię.
- Cześć chłopaki - przywitała się z nimi 25 latka i posłała im uśmiech.
- Cześć - odpowiedzieli.
- Jak tam impreza? - zapytałem.
- Weź nic nie mów, głowa to mi zaraz eksploduje - rzucił Goetze, usiadł, a raczej położył głowę na blacie.
- Widzę, że nieźle przybalowaliście.
- Noo tak trochę - dodał Marco i przysiadł się do bruneta.
- Oj chłopaki, macie - westchnęła karateczka i podała chłopakom jakiś "eliksir".
- Co to jest? - zapytała klubowa 10.
- Pij, nieotrute - zaśmiała się.
- No okej - posłał jej uśmiech. Reus również dostał napój, który po chwili został wypity.
- Siadajcie do stołu, zjecie z nami - powiedziałem.
- Nie no, co Ty, nie będziemy przeszkadzać - oznajmił blondyn.
- Nawet nie ma takiej opcji.
- Dobra, siadajcie - wtrąciła się Stachurska. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy sobie nalewać zupę.
- Jak dawno jej nie jadłem - rzucił Mario.
- Ja to samo - dodał Marco.
- I ja.
- Bo dawno dla Was jej nie gotowałam - zaśmiała się.
- Jak zawsze pyszna - delektowałem się każdą łyżką.
- Dokładnie - zawtórowali chłopcy.
- Dziękuje - pokazała rządek białych zębów. Przez pozostały czas przy obiedzie, wspominaliśmy "stare" czasy, gdy jeszcze byłem z dziewczyną. Śmialiśmy się ze wszystkiego, nieraz, aż płakaliśmy ze śmiechu.
- Posprzątam po obiedzie - wstałem i zacząłem zbierać talerze.
- Pomożemy Ci - oznajmił niemiecki Messi. Zebraliśmy talerze, poszliśmy do kuchni, a Ania została w salonie.
- Co tu robi Anka? - zapytał od razu Mario.
- Przyszła mi pomóc - odpowiedziałem. - I może trochę ciszej.
- Ale przecież...
- Boże Mario, wyjaśniłem już sobie z nią wszystko i postanowiliśmy zostać przyjaciółmi i szczerze mówiąc ciesze się z tego, bo Ania to naprawdę niesamowita kobieta, przyjaciółka.
- Ale ona Cię zdradziła! - uniósł się trochę pomocnik.
- I co z tego? My nie jesteśmy razem, tylko jesteśmy przyjaciółmi - podkreśliłem ostatnie słowo.
- Ja nie wyobrażam sobie przyjaźni z moją byłą.
- To Ty Mario, jesteśmy tylko przyjaciółmi, a jak Ci się coś nie podoba, to trudno, Twoja sprawa - wkurzyłem się na przyjaciela.
- Nie to, że mi się to nie podoba, ale martwię się o Ciebie i nie chciałbym, abyś ponowie cierpiał, ale jak Ty jesteś teraz szczęśliwy to ja też - posłał mi uśmiech.
- To miło z Twojej strony, że się o mnie troszczysz - przytuliłem go. - A Ty Marco, co się nic nie odzywasz?
- Sorry, zamyśliłem się - odpowiedział blondyn.
- Coś się stało?
- Nie - zaśmiał się. - Ufasz jej?
- Chodzi Ci o Anię?
- Tak.
- Nie tak jak kiedyś, ale mam nadzieję, że z czasem to się zmieni.
- Szczerze mówiąc, to ja też się ciesze, że jesteście przyjaciółmi, bo teraz będziemy jedli pyszne jedzenie - gdy Reus to powiedział, wybuchliśmy śmiechem. -A tak serio, to lubię Anię.
- Czy tylko ja tu jestem do niej sceptycznie nastawiony? - brunet uniósł ręce i pokręcił głową.
- Może za jakiś czas się to zmieni - rzuciłem.
- Yhymm...
- Proponuję zmianę tematu - wtrąciła klubowa 11.
- A Wy dzisiaj przypadkiem nie macie treningu? - zapytałem zerkając na zegarek.
- Trener odwołał go - odparł Reus.
- Czemu? - zdziwiłem się.
- Nie mamy pojęcia - dodał Goetze.
- Może coś się stało?
- Może - odpowiedzieli równocześnie.
- Chodźcie do Ani, bo tak tam sama siedzie - powiedziałem i ruszyłem do salonu, a chłopaki za mną.
- Wiecie, co, my już będziemy szli - oznajmił blondyn.
- Nie no zostańcie jeszcze - nalegałem.
- Nie będziemy przeszkadzać, a poza tym do Mario przyjeżdża dzisiaj Felix i Fabian.
- A no to wpadnijcie wieczorem - zaproponowałem.
- To się jeszcze zgadamy - ruszyli do wyjścia, a ja za nimi. Pożegnałem się z przyjaciółmi i wróciłem do Stachurskiej.
- Ja też już powoli się będę zbierała - powiedziała.
- Oj no zostań jeszcze chwilę - zrobiłem maślane oczka.
- Nie rób tak.
- Jak?
- No tak jak teraz - wiedziałem, że tego nie lubi, bo zawsze to na nią działa.
- No, ale jak?
- Ugh... zostanę, ale chwilę.
- Wiedziałem, że podziała, zawsze to działa - zaśmiałem się.
- Bo Ty masz taki urok.
- No wiem - westchnąłem po czym zaczęliśmy się śmiać. - Jak tam z tym...
- Oskarem - zaśmiałam się.
- No właśnie, z Oskarem?
- Jak na razie wszystko dobrze i mam nadzieję, że tak to zostanie.
- A nie ma nic przeciwko, że dzisiaj do mnie przyszłaś? - zapytałem.
- Nie ma, nawet sam chciał przyjść i pomóc, bo jest Twoim fanem, ale jest zazdrosny, ale lubi Cię - oznajmiła.
- To miłe - zaskoczyło mnie to trochę, ale dobrze, bo nie będę miał niepotrzebnych awantur. - Może wpadnijcie kiedyś razem do mnie? Chętnie go poznam.
- Okej, to dam Ci znać jeszcze - uśmiechnęła się. - Ja już idę.
- Okej - odprowadziłem ją do drzwi, pożegnaliśmy się i...
Marco:
Po treningu pojechałem do Mario i stwierdziliśmy, że jak jutro nie ma treningu, to idziemy na imprezę. Obdzwoniliśmy chłopaków i wszyscy byli za. Został nam tylko napastnik, ale postanowiliśmy go odwiedzić. Wziąłem Mario, bo idiota chciał jechać swoim samochodem, a wypił piwo i nie pozwoliłem mu jechać, to się ze mną kłócił, że może prowadzić, bo tylko wypił jedno. "Wkurzyłem" się, wziąłem go za fraki i wyszliśmy z jego mieszkania. Wsiedliśmy do mojego pojazdu i po chwili jechaliśmy do Roberta. Zaparkowaliśmy samochód i po chwili byliśmy już w mieszkaniu Lewego. Goetze tak się przywitał z Lewandowskim, że go wystraszył. Usiedliśmy w salonie i poczęstował nas Robert pizzą, w sumie Mario sam się poczęstował, jak to on. Posiedzieliśmy jakiś czas u polaka i musieliśmy się zbierać, bo byliśmy umówieni z chłopakami na 21:00, a była już 19:30. Oczywiście Lewuskowi też zaproponowaliśmy, żeby poszedł na imprezę z nami, ale odmówił. Nie nalegaliśmy, bo znaliśmy go bardzo dobrze i wiedzieliśmy, że nie zmieni zdania. Pożegnaliśmy się z kumplem i odwiozłem Mario do mieszkania, i ruszyłem do siebie. Z Goetzem umówiłem się, że będziemy na siebie czekać pod klubem. Wjechałem na swoją posesję i zaparkowałem auto. Wysiadłem z niego i ruszyłem w stronę mieszkania. Wszedłem do środka i podreptałem na górę. Wszedłem do łazienki, zrzuciłem z siebie ciuchy i wrzuciłem je do pralki. Wszedłem pod prysznic i wziąłem kąpiel. Po odświeżeniu się, owinięty w ręcznik wyszedłem z łazienki. Swoje nogi skierowałem do garderoby i w międzyczasie zadzwoniłem po taksówkę. Po jakimś czasie wybrałem ciuchy i się w nie przebrałem. Poszedłem do łazienki podsuszyć włosy i je ułożyć. Gdy już to zrobiłem, popryskałem się moimi ulubionymi perfumami i wyszedłem z pomieszczenia. Do kieszeni wrzuciłem telefon, portfel, klucze i zszedłem na dół. Akurat podjechała taksówka, więc opuściłem mieszkanie zamykając za sobą drzwi. Wsiadłem do zamówionego transportu, podałem kierowcy adres i ruszyliśmy. Po 20 minutach dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłem mężczyźnie i wysiadłem. Pod klubem czekał na mnie Mario oraz inni kumple z drużyny. Oczywiście nie obyło się bez paparazzi. Podszedłem do chłopaków, przywitałem się z nimi i weszliśmy do środka. Poprosiliśmy ochroniarzy, aby nie wpuszczali żadnych fotografów, ponieważ ten wieczór chcieliśmy spędzić jak najlepiej, bez martwienia się, że jutro mogą znaleźć się jakieś zdjęcia na okładce jakiejś gazety. Ochroniarze zgodzili się i nie wpuszczali ich. Zajęliśmy miejsce vip.
- To, co zamawiamy to, co zawsze? - zapytałem.
- Tak - odpowiedzieli. Tym razem ja poszedłem zamówić drinki. Podchodząc do baru zauważyłem piękną dziewczynę z pięknym uśmiechem. Złożyłem zamówienie i powróciłem do chłopaków. Po kilku minutach, kelner przyniósł alkohol i wypiliśmy kolejkę, i zamówiliśmy kolejną. Po trzech kolejkach ruszyliśmy na parkiet.  Na początku tańczyliśmy w grupie, ale po chwili się rozpadła, bo przyszły dziewczyny i każdy poszedł tańczyć ze swoją partnerką. Ja postanowiłem wrócić na miejsce i, gdy wracałem wpadłem na kogoś. Spojrzałem na dół i zobaczyłem tą dziewczynę, która stała przy barze.
- Jezu, strasznie Cię przepraszam - powiedziałem i pomogłem jej wstać.
- Mógłbyś trochę uważać jak chodzisz palancie - warknęła.
- Może na przeprosiny, dasz się zaprosić do tańca?
- Nie lubię tańczyć - odparła oschle.
- To może drinka? - ponownie zapytałem.
- Nie.
- No proszę.
- Nie rozumiesz, że nie mam ochoty? - z jej ust padło pytanie. W jej głosie wyczułem nutkę chamstwa, ale strasznie mi się spodobała. Gdy ją zobaczyłem przy barze, wydawała się być miła, może jest tylko jest zła za to, że na nią wpadłem.
- Ale czemu?
- Bo jesteś wkurzający - rzuciła i wywróciła oczami.
- Nie znasz mnie, to skąd możesz wiedzieć? - ponownie padło pytanie i uśmiechnąłem się zalotnie.
- Bo wiem i tyle.
- Czemu jesteś taka niemiła?
- Bo lubię - po jej minie było widać, ze jest trochę wkurzona.
- A nie wolisz być milsza? - zapytałem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Nie! - krzyknęła i zaczęła się nerwowo rozglądać po sali.
- Szukasz kogoś?
- Nie Twoja sprawa.
- Może pomogę?
- Nie potrzebuję Twojej pomocy - prychnęła.
- Na pewno?
- Odczepisz się ode mnie? - spojrzała na mnie.
- Może. - odpowiedziałem.
- Dobra nie obchodzi mnie to, idę - chciała przejść, ale uniemożliwiłem jej to.
- Co Ty robisz?
- Stoję - zaśmiałem się.
- Przejdź, spieszę się - ponownie rozejrzała się po sali.
- A gdzie?
- A, co Cię to obchodzi?
- W sumie to nie wiem.
- Jakiś problem? - usłyszałem za sobą męski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem nieźle umięśnionego mężczyznę.
- Nie - odpowiedziała dziewczyna.
- To, co tak długo?
- Ten chłopak pytał się, gdzie jest droga do toalety - skłamała.
- To niech ten pan, pyta się kogoś innego. Czeka już na Ciebie - wziął ją za ramię i pociągnął.
- Ej! Może trochę delikatniej - podszedłem do niego.
- Bo, co? - spojrzał na mnie.
- Odczep się - rzuciła młoda dziewczyna i poszła, a "goryl" za nią. Bardzo dziwna sytuacja. Kto na nią czekał? Co ten typ od niej chciał? W mojej głowie powstały nowe pytania. Próbując odpowiedzieć sobie na te pytania, doszedłem na miejsce. Przez pewien czas intensywnie nad tym rozmyślałem, ale nic nie wymyśliłem. Chłopcy wraz z dziewczynami wrócili i wypiliśmy kolejną kolejkę. Już niektórym udzielił się ten alkohol, bo plątały się im języki lub coś odwalali, że płakaliśmy ze śmiechu. Bawiliśmy się świetnie, napój z procentami lał się i już wszyscy byli "troszkę" pijani. Klub opuściliśmy o 5:30 ledwo o swoich siłach, ale daliśmy radę. Stojąc przed klubem i czekając na taksówki, wraz z Mario i Marcelem zaczęliśmy śpiewać. Szczerzę to sam nie wiem, co śpiewaliśmy, bo plątały nam się języki. Wszyscy się z nas śmiali. Anastazja, która jako jedyna była w miarę trzeźwa, zaczęła nas uciszać, ale jej zbytnio to nie wychodziło, bo musiała jeszcze trzymać Piszczka, który wyglądał jak trup. Biedna... Nareszcie przyjechały taksówki i nareszcie jechałem do domu. Nawet nie musiałem podawać kierowcy adresu, bo prawie wszyscy taksówkarze dobrze wiedzą, gdzie mieszkamy. Najpierw odwieźliśmy  Schmelzer'a, potem Mats'a, a następnie Mario, a ja na samym końcu. Wygramoliłem się z auta i chwiejny, krokiem podszedłem do drzwi wejściowych. Wyjąłem klucze o przez bite 20 minut próbowałem je otworzyć, ale nie trafiałem w zamek. Gdy już mi się to udało, wszedłem do środka i ruszyłem po schodach. Gdy doczłapałem się na górę i byłem w sypialni, rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
Następnego dnia:
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Miałem wrażenie jakby moja głowa miała zaraz wybuchnąć. Wstałem z łóżka i poszedłem do garderoby. Wziąłem ciuchy, wróciłem o sypialni i położyłem je na łóżku. Ruszyłem do łazienki, zrzuciłem z siebie ciuchy i wziąłem prysznic.Po kąpieli ubrałem się we wcześniej przygotowane ciuchy (zestaw po lewej) i zszedłem na dół. Pierwsze, co zrobiłem to wziąłem proszki.
 Zrobiłem sobie śniadanie i zjadłem je. Poszedłem do salonu, położyłem się na kanapie i włączyłem telewizor. Oglądając jakiś film, zaczął dzwonić mój telefon. Wyciągnąłem go i zobaczyłem, że na ekranie widniej zdjęcie Mario i podpis: Bąbelek<3. Odebrałem:
- Hej.
- Cześć, jak tam?
- Weź nic nie mów umieram.
- To tak jak ja.
- Pamiętasz coś?
- Pamiętam tylko tyle, że śpiewaliśmy pod klubem i dalej urwał mi się film.
- Jezu już nigdy nie idę na imprezy.
- Jasne, jasne.
- Może odwiedzimy Lewuska?
- Dobry pomysł.
- Ale idziemy pieszo.
- No kej, to jak się ogarniesz, przyjdź do mnie i ode mnie do niego pójdziemy.
- Spoko, do zobaczenia. - i się rozłączył. Wstałem z kanapy i poszedłem na górę. Poszedłem do łazienki, aby przeczesać włosy i wyszedłem z niej. Z sypialni wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i zszedłem na dół. Usiadłem na kanapie i czekałem na Mario oraz starałem się przypomnieć, co się działo na imprezie. W pewnym momencie przypomniało mi się jak zobaczyłem tą piękną blondynkę. Czemu była taka oschła? Czemu tak nerwowo się wtedy rozglądała po sali? I do tego jeszcze ten "goryl". Byłem bardzo ciekawy i chciałbym dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Mam nadzieję, że kiedyś ją jeszcze spotkam, bo nie ukrywam, że mi się spodobała. Moje myśli krążyły wokół dziewczyny z klubu.
- Halo! Ziemia do Reus'a! - usłyszałem krzyk i momentalnie oprzytomniałem.
- Czego się drzesz idioto? - zapytałem.
- Bo od 5 minut stoję tu i mówię do Ciebie, a Ty nic.
- Sorki, zamyśliłem się.
- No właśnie widzę, co jest? - spojrzał na mnie.
- No bo... - zawahałem się.
- Misiaczku jestem Twoim przyjacielem i wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko? - posłał mi uśmiech. 
- No wiem - odparłem i również się uśmiechnąłem.
- No to mów.
- No, bo wczoraj w klubie poznałem... - i zacząłem mu wszystko mówić. Widziałem, że Goetze uważnie mnie słucha i czeka, aż skończę. Po jakimś czasie opowiedziałem mu wszystko i czekałem, aż coś powie.
- Dortmund nie jest duży, więc może się jeszcze spotkacie, może nawet niedługo? Więc głowa do góry.
- Może masz rację.
- Na pewno, a co z Adele? - zapytał i trochę zaskoczyło mnie to. Spojrzałem na niego i przez chwilę się zastanawiałem, i powróciło wspomnienie z Polski. No właśnie wspomnienie...., ale na samą myśl moje usta wygięły się w podkowę.
- Podoba mi się, ale ona jest w Polsce, a ja tutaj, a poza tym Lewemu również się podoba - odpowiedziałem.
- No tak, ale może przyjedzie tu na stałe i, co wtedy?
- Szczerze, wątpię w to - odparłem.
- No, ale jakby? - Mario zadawał trochę dziwne pytania.
- Wtedy bym się zastanawiał i martwił.
- Och blondasku, blondasku - zaśmiał się.
- Idziemy do Roberta, czy nie?
- Idziemy! - zawołał i oderwał się z kanapy.
- Mario - rzuciłem.
- Słucham?
- Wiesz, że czasem jestem o Ciebie zazdrosny - spuściłem głowę. - Myślę, że wolisz spędzać czas z Bobkiem niż ze mną. 
- Ty mój najukochańszy misiaczku na świecie, nie myśl tak. Kocham Was obydwu, ale jednak Ciebie bardziej, bo jesteś dla mnie jak brat - podszedł do mnie i mnie przytulił. - To miłe, że jesteś o mnie zazdrosny.
- Żartowałem - zaśmiałem się i odepchnąłem go.
- Jasne, teraz to się nie wykręcaj.
- Dobra nie gadaj, tylko chodź - pociągnąłem go i wyszliśmy z mieszkania. Zamknąłem dom i ruszyliśmy w stronę posesji napastnika. Po krótkim czasie, znaleźliśmy się na miejscu. Gdy weszliśmy do domu, doznaliśmy szoku. U niego była Ania i widziałem po ich minie, że dobrze się bawią. Spojrzałem na Mario i zauważyłem, że powstrzymuję się, aby czegoś głupiego nie powiedzieć. Chcieliśmy wyjść i im nie przeszkadzać, ale zatrzymali nas i zjedliśmy razem obiad przygotowany przez byłą Lewego.Po obiedzie postanowiliśmy posprzątać i przy okazji porozmawiać z przyjacielem. W kuchni w ogóle ich nie słuchałem, bo cały czas moje myśli krążyły wokół dziewczyny z klubu. Lewandowski spytał się mnie czy coś się stało, ale zaprzeczyłem. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas u klubowej 9. i po jakiejś godzinie zaczęliśmy wracać d domu. Pożegnałem się z Mario i każdy z nas ruszył w swoją stronę. Po drodze oczywiście spotkałem kilka fanek i fanów, którzy prosili o autografy i zdjęcia. Z miłą chęcią to zrobiłem i po chwili szedłem dalej. Po 25 minutach byłem już w domu. Zdjąłem buty i poszedłem do kuchni. Wyjąłem szklankę wody i nalałem sobie wody. Upiłem łyk napoju i poszedłem do lodówki,  gdyż zrobiłem się głodny. Gdy ją otworzyłem, zastałem tylko światło. Lodówka była pusta. Postanowiłem zrobić zakupy. Ubrałem buty i wyszedłem z domu. Na szczęście sklep był blisko i byłem w nim już po 10 minutach. Wszedłem do środka, wziąłem koszyk i zabrałem się do zakupów. Do koszyka pakowałem to, co było mi potrzebne. Oczywiście nie obyło się bez słodyczy. Wrzuciłem z kilka paczek żelek i tym podobne. Gdy szedłem na dział z nabiałem, nagle ktoś na mnie wpadł. Spojrzałem na tą osobę i doznałem szoku.
- Przepraszam - usłyszałem oschły głos.
- Nic się nie stało - uśmiechnąłem się. - Poznajesz mnie?
- Nie.
- Wczoraj, klub - popatrzyłem na nią.
- Boże upierdliwy typ - powiedziała to tak, abym tego nie słyszał, ale nie udało się.
- Dziękuje za komplement.
- Spoko, na razie.
 - Poczekaj, pogadamy, poznamy się lepiej - rzuciłem.
- Po pierwsze: nie mamy o czym gadać, a po drugie: nie obchodzisz mnie i nie chcę Cię poznać. - odparła obojętnie.
- Czemu taka jesteś? - zapytałem.
- Jaka?
- Taka oschła.
- Nie Twoja sprawa - syknęła.
- Okej, jak chcesz. Poznam chociaż Twoje imię?
- Nie - wywróciła oczami. - Jeszcze coś? Spieszę się.
- Tak - posłałem jej zalotne spojrzenie.
- Tylko się pospiesz - powiedziała patrząc na swoje dłonie.
- Jak masz na imię?
- Jak Ci powiem to odczepisz się ode mnie? - spojrzała na mnie.
- Być może.
- Ugh... Mam na imię Kate - rzuciła.
- Ładne imię, jestem Marco - podałem jej rękę. Przez chwile dziewczyna zastanawiała się, co zrobić, ale po chwili uścisnęła moją dłoń. Jej dotyk był ciepły w przeciwieństwie do jej charakteru i sposobu do ludzi. Może tylko stwarza takie pozory? A może jest to jej maska, może się przed czymś broni, a może się czegoś boi? Nadal nie dawało mi spokoju to, co wydarzyło się na tej imprezie, a mianowicie ten umięśniony facet i te jego słowa. Miałem ochotę zapytać ją o to, ale powstrzymałem się.
- No to na razie - prychnęła i ominęła mnie.
- Poczekaj, mam ostatnie pytanie.
- Jakie? - zatrzymała się i odwróciła się do mnie.
- Dasz się zaprosić na kawę?
- Hahaha, nie - zaśmiała się i poszła. Chciałem za nią pójść, ale w tym samym momencie podeszli do mnie fani. Rozdałem autografy, porobiłem zdjęcia i odszedłem od nich. Poszedłem w kierunku, gdzie szła Kate z nadzieją, że tam będzie, ale się myliłem. Gdy doszedłem na miejsce, jej tam nie było. Wróciłem do robienia zakupów i po chwili byłem w drodze do domu. Wszedłem do środka, podreptałem do kuchni i zacząłem rozpakowywać zakupy. Po skończonej czynności, postanowiłem, że zrobię sobie coś do jedzenia. Po chwili siedziałem i konsumowałem posiłek. Gdy zjadłem, pozmywałem naczynia i usiadłem wygodnie na kanapie w salonie, i włączyłem TV. Szczerze mówiąc, nic ciekawego nie było, więc włączyłem sobie fifę. Pograłem z jakieś 3 godziny, gdy nagle poczułem zmęczenie. Wyłączyłem sprzęt i poszedłem na górę. Nawet nie chciało mi się myć, tylko zdjąłem z siebie ubrania i położyłem się. Przez jakiś czas wierciłem się i nie mogłem zasnąć, ale po chwili znużył mnie sen.

******************************************************
No i mamy 14!:D Wstawiam wcześniej ten rozdział, ponieważ nie będę miała czasu, gdyż muszę poprawić oceny:x  Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo mi niestety nie za bardzo:/ Wiecie, że Wasze komentarze dają mi kopa do dalszego pisania i byłabym szczęśliwa, gdyby było ich jeszcze więcej:) Jak myślicie, czy nowa dziewczyna coś namiesza? Kim ona się okaże? Na te pytania niedługo poznacie odpowiedzi, tylko musicie być cierpliwi:) Dzisiaj rewanżowy mecz z Realem! Ja do samego końca wierzę, że uda się Borussii awansować i może Robert powtórzy piękne 4 bramki:) Trzymajmy kciuki za nasze kochane pszczółki<3! HEJA BVB<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ<3