- A Wy nie na boisku? - wydyszałem.
- Nie, trener się spóźni - oznajmił Marcel.
- Jak dobrze - usiadłem na ławce łapiąc oddech.
- Widzę, że mój misiaczek się zmęczył - zaśmiała się klubowa 10.
- No tak trochę - odparłem i napiłem się wody. Gdy chwilę odpocząłem, przebrałem się i przyszedł Jurgen.
- Przepraszam Was za spóźnienie, ale musiałem coś załatwić. - powiedział.
- Spoko - rzucił Mario.
- Przebrani?
- Tak
- To zapraszam panów na boisko - uśmiechnął się i wyszedł, a my za nim. Po chwili znaleźliśmy się na boisku.
- Trenerze - powiedziałem.
- Tak? - zapytał.
- Jakie będzie teraz ustawienie bez Lewego?
- Och Marco, jak dobrze, że o to pytasz - posłał uśmiech. - Tak więc, Mario będziesz grał na szpicy, za Twoimi plecami Kuba, Marco i Auba, jednak czasem będziesz miejscami zmieniał się z blondynką. - zaśmiał się.
- Wypraszam sobie - również się zaśmiałem.
- Pasuje Wam to?
- Jasne - odparliśmy.
- Reszta się nie zmienia. - dodał. Gdy wszystko było już jasne, rozpoczęliśmy trening. Na początku jak zawsze 10 kółek, potem rozgrzewka i meczyk. Byliśmy w połowie meczy, gdy trener nas do siebie zawołał.
- Możecie iść do domu, bo trening się już skończył.
- Co? Czemu? - zapytał Mitch.
- Powinieneś się cieszyć, że o godzinę szybciej kończycie.
- No ciesze się, ale trener nigdy nie przerywał treningu.
- Mitch ma rację - rzucił Roman.
- Tak to prawda, ale mam coś ważnego do załatwienia. - oznajmił. - Jutro nie ma treningu.
- Okej, to dopiero będzie w czwartek? - zapytał Kuba.
- Tak. Cześć chłopaki - pożegnał się.
- Do widzenia - odparliśmy i ruszyliśmy do szatni.
- To dziwne - rzuciłem.
- Ale co? - zapytał Mario.
- No to, że trener wypuścił nas wcześniej.
- Oj nie narzekaj tylko chodź - weszliśmy do szatni, przebraliśmy się i wyszliśmy. Byliśmy już przed stadionem i żegnaliśmy się. Ja pojechałem do Mario.
Robert:
Obudziłem się o 11:05 i o dziwo byłem wyspany. Pewnie dlatego, że nie idę na trening. Poleżałem jeszcze chwilę w łóżku i wygramoliłem się z niego. O kulach doczłapałem się do garderoby, wziąłem dresy i ruszyłem do łazienki. Gdy zaliczyłem poranną toaletę, zszedłem na dół zrobić śniadanie. Postanowiłem, że zrobię sobie omlety. Przygotowałem to, co było mi potrzebne i zabrałem się za smażenie. Po krótkiej chwili śniadanie było gotowe i je konsumowałem. Gdy zjadłem posiłek, pozmywałem po sobie i podreptałem do salonu. Położyłem się wygodnie na kanapie i włączyłem TV. Znalazłem jakąś ciekawą komedię. Film trwał 1,5 godziny. Po skończonej komedii, skakałem po kanałach w poszukiwaniu czegoś, co przykuje moją uwagę. Nic ciekawego nie znalazłem więc wyłączyłem telewizor. Przez chwilę zastanawiałem się, co mogę porobić, ale nic innego nie wymyśliłem niż wejść na facebook'a. Wziąłem laptopa ze stolika, włączyłem go i zalogowałem się na fb. Na stronie głównej wyskoczyły mi zdjęcia chłopaków z podpisami: "Szybkiego powroty do zdrowia Lewy!" lub "Jesteśmy z Tobą Robert!". To miłe ze strony chłopaków i doceniam to. Nawet kumple z reprezentacji powstawiali takie zdjęcia, nawet znaleźli się też chłopaki z Lecha Poznań. Już nic ciekawego nie było na stronie głównej. Otworzyłem okienko czatu z nadzieją, że będzie Adele, ale niestety przy jej nazwisku nie świeciła się zielona kropka. Zapatrzyłem się na jej zdjęcie, gdy nagle usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i sprawdziłem kto do mnie dzwoni. Gdy tylko zobaczyłem imię, od razu zastanawiałem się czy odebrać, ale w końcu odebrałem:
- Halo
- Cześć Robert.
- Cześć.
- Co robisz?
- Siedze w domu.
- Masz chwilę/
- A co chcesz?
- Pogadać.
- No mam chwilę.
- To może za 20 minut w tej kawiarni, co zawsze?
- Okej.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłem się. Spojrzałem na zegarek i była 12:35. Wziąłem kule i doczłapałem się do łazienki na dole. Przejrzałem się w lustrze i stwierdziłem, że mogę tak iść. Wziąłem klucze od domu i wyszedłem. Zamknąłem dom i ruszyłem w drogę. Postanowiłem się przejść, ponieważ było ciepło i świeciło słoneczko. Założyłem okulary przeciwsłoneczne. Po drodze spotykałem moich fanów, którzy życzyli mi powrotu do zdrowia i przy okazji prosili o zdjęcie i autograf. Po 30 minutach byłem już w kawiarni. Rozejrzałem się lokalu i podszedłem do stolika.
- Długo czekasz? - zapytałem.
- Nie.
- Więc, o czym chciałaś rozmawiać?
- Najpierw, co Ci się stało w nogę? - zapytała patrząc na nogę.
- Zbita kostka i naderwane ścięgno.
- Uu szkoda
- No niestety, ale dobra, nie o tym chciałaś pogadać. - rzuciłem.
- Tak, to prawda. Chciałam pogadać o nas - spojzała na mnie.
- Nas już nie ma.
- Wiem, ale nadal coś do Ciebie czuje i w pewnym sensie nadal o Tobie myślę, pomimo tego, że jestem z Oskarem, w sumie nie do końca z nim jestem.
- Ania wybacz, ale moje uczucie do Ciebie zgasło, ale nie do końca, po prostu za bardzo mnie zraniłaś....
- Może chcą coś państwo zamówić? - przerwał nam kelner, który właśnie podszedł.
- Nie, dziękuje - powiedziałem i posłałem mu uśmiech.
- Ja poproszę wodę z cytryną. - rzuciła Ania. Kelner odszedł, ale zaraz wrócił z zamówieniem dziewczyny.
- Wracając do naszej rozmowy - powiedziałem. - Byłaś dla mnie wszystkim, poza Tobą praktycznie nie widziałem świata. Chciałem abyś była szczęśliwa, troszczyłem się o Ciebie, robiłem wszystko, co się dało.
- Tak wiem, dopiero gdy Cię straciłam, zrozumiałam jakim jesteś wspaniałym mężczyznom na świcie i ja to wszystko spieprzyłam, ale nadal Cię kocham i to się chyba nie zmieni. - nagle w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie tylko Ty jesteś winna, bo ja też. Od pewnego czasu oddalaliśmy się od siebie i mało ze sobą rozmawialiśmy, a jak już to się kłóciliśmy. Mogłaś poczuć się samotna, ale to nie znaczy, że mogłaś mnie zdradzić. - urwałem, bo nagle poczułem ukłucie w sercu i miałem wrażenie, że mam jakąś gule w gardle.
- Robert... - przerwałem jej.
- Nawet nie wesz jak mnie to bolało, gdyby nie Marco i Mario to ja bym zapił się na śmierć. Kochałem Cię jak nie wiem, ale wyszło jak wyszło i nie cofniemy tego.
- Przepraszam. - po jej policzkach poleciał strumień łez.
- Proszę Cię, nie płacz, bo wiesz, że tego nie lubię. - wytarłem jej policzki.
- Brakowało mi Twojego dotyku - wyszeptała. - Robert ja naprawdę Cię przepraszam, nie wiem co mi odbiło, nigdy bym Cię nie zdradziła, ale wtedy brakowało mi Cię. Byliśmy w ciągłych rozjazdach i wtedy poznałam Oskara.
- Rozumiem i dlatego chcę, abyśmy zostali przyjaciółmi - uśmiechnąłem się.
- Na prawdę?
- Tak - zasmiałem się.
- Dziękuje - poslała mi uśmiech.
- Nie masz za co.
- Robert?
- Tak? - spojrzałem na nią.
- Dziękuje Ci za wszystko, co dla mnie robiłeś
- Aniu nie ma za, co na prawdę, w końcu byłaś miłością mojego życie.- uśmiechnęliśmy się. - Jak tam z Oskarem?
- Ech... - spuściła głowę.
- Co jest? - dopytywałem.
- No bo Oskar wie o Tobie i powiedział, że mam podjąć decyzję, albo on albo Ty. Kocham Oskara jak i Ciebie i musiałam się z Tobą spotkać, aby to wszystko wyjaśnić.Teraz już wiem na czym stoję.
- No to chyba już wiesz, co robić?
- Tak - pokazała rządek białych zębów. - A Ty poznałeś kogoś?
- Jeszcze nie - skłamałem, w sumie to nie do końca, bo z Adele jeden raz w życiu się widziałem i dobrze jej nie znam.
- Jeszcze poznasz jakąś super dziewczynę i będziesz z nią szczęśliwy.
- Mam nadzieję. - uśmiechnąłem się i wspominałem czas spędzony z Adele. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i już się zbieraliśmy.
- Ania? - spojrzałem w jej stronę.
- Tak?
- Podwieziesz mnie - zrobiłem minę zbitego szczeniaka.
- Jasne - zaśmiała się. Karateczka zapłaciła za siebie i wyszliśmy z lokalu. Podeszliśmy do jej auta i po chwili jechaliśmy w stronę mojej posesji.
- Może jutro wpadnę? - zapytała.
- Nie no, co Ty, nie musisz
- Pewnie nie masz zakupów i pewnie masz nie posprzątane mieszkanie, więc Ci jutro zrobię zakupy i posprzątam.
- Ania na serio nie musisz.
- Ale ja chcę...
- Nie zmienisz zdania? - spojrzałem na nią.
- Nie - powiedziała dumnie i się uśmiechnęła.
- Ech, okej. - westchnąłem.
- Jesteśmy już na miejscu - rzuciła. - Jutro będę o 12:00.
- Okej - odpowiedziałem. - Dzięki za podwózkę. - dałem jej buziaka w policzek.
- Nie ma za co - pożegnała się, wysiadłem z samochodu, a ona pojechała. Wszedłem do domu, klucze położyłem na szafce i poszedłem do salonu. Włączyłem sobie PlayStation i zacząłem grać w fifę. Gdy skończyłem w nią grać, ogarnąłem, że musi być późno, bo oknem trochę się ściemniło. Spojrzałem na zegarek i rzeczywiście się zagrałem, bo była 17:00. Wyłączyłem sprzęt i podreptałem do kuchni. Otworzyłem lodówkę, a tam pustka. Postanowiłem zamówić sobie pizze. Zadzwoniłem i złożyłem zamówienie. Czekałem jakieś 40 minut i po upływie czasu, pizza była już w moich rękach.
- Cześć tygrysku! - usłyszałem krzyk i podskoczyłem do góry. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem duet Goetzeus.
- Spokojnie to tylko my - zaśmiał się Marco.
- Czy Wy jesteście nienormalni?! Zawału prawie przez was dostałem!
- Mówiłem Mario, żeby zapukał.
- Oj marudzisz - rzucił brunet.
- A Wy po, co tu przyszliście? - zapytałem.
- Patrz jaki miły - powiedział Mario i popatrzył się na klubową 11. - Przyszliśmy odwiedzić naszego bąbelka i zaprosić go na imprezę.
- Nie idę - odparłem pospiesznie,
- Czemu?
- Z tą nogą?
- Oj no weź - nalegał.
- Przepraszam, ale na prawdę nie idę.
- No okej, ale za to musisz nas poczęstować pizzą. - zaśmiał się blondyn.
- Jak widać Mario już się poczęstował - wskazałem na kumpla, który już jadł kawałek pizzy i się zaśmiałem,
- Boże grubasku Ty mój, nie mogłeś się powstrzymać? - Reus przysiadł się do nas.
- Byłem głodny - bronił się gracz z numerem 10.
- Dobra jedźcie, nie zabraniam - rzuciłem i po chwili jedzenia nie było.
- Co dzisiaj mój tygrysek robił? - rzucił 22 latek. Ugh jak ja nienawidzę jak Mario mówi do mnie "tygrysek"...
- A no byłem... - wszystko im opowiedziałem.
- Co?! - krzyknął Goetze, gdy dowiedział się, że zaproponowałem Ani przyjaźń.
- No tak, Mario to, że mnie zraniła, nie znaczy, że nie możemy być przyjaciółmi. Ona nie jest taka zła, znam ją doskonale.
- Ale...
- Mario - szturchnął go Reus. - Jesteś tego pewien Robert?
- Tak, poza tym ona jest z Oskarem - posłałem im uśmiech.
- No jak wolisz. - podsumował niemiecki Messi.
- Dobra Lewy, wstawaj. - odparł Marco.
- Po co? - zdziwiłem się.
- Idziemy na imprezę, nie będziesz tak sam siedział.
- Marco na prawdę nie idę, nie nadaje się w tym stanie. - odpowiedziałem stanowczo.
- Oj no Lewusku. - zawył Goetze.
- Bąbelku
- No dobra - spuścił głowę po czym zaczęliśmy się śmiać z "bąbelka".
- Czemu bąbelek? - zapytał blondyn dławiąc się śmiechem.
- No bo jest takim moim małym bąbelkiem - akurat dziesiątka siedziała koło mnie i go przytuliłem.
- A Ty moim tygryskiem - dał mi buziaka.
- Halo nie tak szybko, zrobiłeś za duży krok - wytarłem policzek i ponownie zaczęliśmy się śmiać. Przez resztę wieczoru cały czas się śmialiśmy, przeważnie z Mario.Po paru godzinach chłopaki się zmyli, bo szli na imprezę. Gdy oni wyszli, ja poszedłem na górę i podreptałem do łazienki. Wziąłem kąpiel, założyłem bokserki i położyłem się do łóżka. Spojrzałem na zegarek i była już 22:05. Szczerze mówiąc to nie chciało mi się spać, ale po dłuższym czasie usnąłem.
Następnego dnia:
Smacznie sobie spałem, gdy nagle usłyszałem jakiś dźwięk. Otworzyłem oczy i przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Gdy ponownie usłyszałem ten sam dźwięk, rozpoznałem go, był to dzwonek do drzwi. Oznaczało to, że ktoś się do mnie dobija. Odkryłem się i szybko "zbiegłem" na dół. Gdy doczłapałem się do drzwi, otworzyłem je i ujrzałem Anię.
- Cześć Robert - posłała mi uśmiech i dała buziaka w policzek.
- Hej - odwzajemniłem gest i wpuściłem ją do środka.
- Widzę, że formę nadal trzymasz - spojrzała na mnie od góry do dołu. Nie wiedziałem o, co jej chodzi, ale po chwili zorientowałem się, że jestem w samych bokserkach.
- Widzę, że formę nadal trzymasz - spojrzała na mnie od góry do dołu. Nie wiedziałem o, co jej chodzi, ale po chwili zorientowałem się, że jestem w samych bokserkach.
- O boże. - rzuciłem. - Przepraszam, zaspałem i nie zdążyłem się ubrać.
- Nie masz za, co przepraszać, pierwszy raz Cię nie widzę w takim ubraniu.
- No w sumie racja - zaśmiałem się. - Chodź do kuchni.
- Okej - wziąłem od niej siatki i poszliśmy do kuchni. Bez kul trochę ciężko mi się chodzi, ale jakoś daję radę. Siatki postawiłem na blacie i zacząłem je rozpakowywać.
- Zrobiłaś zakupy na dwa lata - zaśmiałem się, gdy zobaczyłem ile tego jest.
- To dobrze, będziesz miał, co jeść - posłała mi uśmiech. - Daj pomogę Ci. - zaczęła układać rzeczy w szafkach i lodówce. Po paru minutach zakupy były już na swoim miejscu.
- Co teraz robimy? - rzuciłem.
- Ja idę sprzątać, a Ty idź się ubrać.
- Ale...
- Na razie nie ma żadnego "ale", najpierw się ubierz i później pogadamy - postanowiła, a ja wolałem się nie sprzeciwiać, ponieważ ona umie karate, a nie chciałbym tego poczuć na swojej skurzę, bo i tak już jestem poszkodowany. Tak jak poprosiła, poszedłem na górę i wszedłem do garderoby. Pogrzebałem w niej chwilę i po chwili w ręku miałem ciuchy. Poszedłem do łazienki, wziąłem kąpiel i po chwili wyszedłem z niej gotowy. Zszedłem na dół do Ani, która odkurzała salon, gdy wszedłem do pomieszczenia, dziewczyna na chwilę przerwała czynność.
- Od razu lepiej - powiedziała, gdy mnie zobaczyła.
- Sugerujesz coś - spojrzałem na nią podejrzliwym wzrokiem.
- Oczywiście, że nie,
- Jasne - rzuciłem i zaczęliśmy się śmiać. - A pomóc Ci w czymś?
- Nie - posłała mi uśmiech.
- Ale ja chce - tupnąłem sprawną nogą.
- No okej, idź zmienić pościel.
- Dobrze - rzuciłem i poszedłem na górę. Wszedłem do pokoju gościnnego, zdjąłem pościel, założyłem nową, a "starą" wrzuciłem do prania. Poszedłem do swojej sypialni i zrobiłem to samo, co chwile temu. Po skończonej czynności, zszedłem na dół, gdzie Stachurska kończyła zmywać podłogi w łazience i szła na górę. Gdy górę również wysprzątała wraz z kurzami, zeszła na dół i przetarła kurze i weszła do łazienki.
- Co mam teraz robić? - zapytałem opierając się o futrynę od łazienki.
- Możesz powyjmować naczynia ze zmywarki i powycierać je.
- Już się robi. - odparłem i poszedłem o kulach do kuchni. Wziąłem ścierkę, otworzyłem zmywarkę, kulę oparłem o szafkę i sam się o nią oparłem. Zacząłem wyciągać naczynia i je wycierać, gdy do kuchni weszła Ania.
- Skończyłam - westchnęła.
- Dziękuje Ci bardzo - podskoczyłem do niej i dałem jej soczystego buziaka w policzek.
- Nie ma za, co - zaśmiała się. - To, co na obiad Twoja ulubiona zupa?
- Aniu na prawdę już bardzo dużo dla mnie zrobiłaś i obiadu nie musisz robić, chociaż bym się nie obraził - zaśmiałem się.
- Nie no te ostatnie to żart, serio już nic nie musisz robić dla mnie.
- Oj Robert, to będzie dla mnie przyjemność, a poza tym wiesz, że uwielbiam pomagać i nie odpuszczę - spojrzała na mnie, ale miała rację. Ona nigdy nie odpuszcza, czasami zdarzają się wyjątki.
- Ale...
- Podaj mi deskę, nóż i garnek - przerwała mi. Tak jak poprosiła, podałem jej potrzebne rzeczy i wróciłem do poprzedniej czynności...
*********************************************************
Na sam początek bardzo, ale to bardzo chciałabym Was przeprosić za to, że długo musieliście czekać na ten rozdział:( Na przeprosiny zrobiłam trochę dłuższy i mam nadzieję, że Wam się spodoba<3
*********************************************************
Na sam początek bardzo, ale to bardzo chciałabym Was przeprosić za to, że długo musieliście czekać na ten rozdział:( Na przeprosiny zrobiłam trochę dłuższy i mam nadzieję, że Wam się spodoba<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
Świetny rozdział ! Już nie mogłam się doczekać następnego, ale w końcu dodałaś. Proszę Cię dodaj teraz szybciej bo nie mogę się doczekać następnego. :) A co do rozdziału to w sumie fajnie, że Robert i Ania zostali przyjaciółmi, ale mam nadzieję, że się nie zejdą, bo chciałabym, żeby Lewy był z Adele. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu Adele przyjedzie do Dortmundu i zobaczy się z chłopakami. :D Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńcuudowny rozdział..
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten bloog..:***
czekam na kolejny..:D
cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńWidzę że Ania chce odzyskać Roberta.
Ciekawie co się dzieje z Jurgenem .
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
Pozdrawiam
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3!