Jak wiecie tydzień temu w piątek nie pojawił się rozdział i niestety w ten piątek również się nie pojawi:( Jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale niestety moja wena mnie zawodzi i mam lekki kryzys :( Oczywiście próbuje coś napisać i mam nadzieję, że za tydzień w piątek rozdział już się pojawi:) Z góry jeszcze raz bardzo Was przepraszam:*
piątek, 30 maja 2014
niedziela, 18 maja 2014
Rozdział 19
Mieliśmy zaczynać trening, gdy nagle w tunelu dostrzegłem Caroline. Na widok dziewczyny, zrzedła mi mina. Po jaką cholerę ona tu przyszła? Po to, żeby mnie wkurzyć? Jak tak, to udało jej się. Chłopacy również dostrzegli moją eks, która zbliżała się w naszą stronę. Spojrzeli na mnie i dobrze wiedzieli, że jej przyjście tutaj nic dobrego nie wróży. Blondynka była coraz bliżej nas.
- Cześć chłopacy - podeszła do nas i się przywitała.
- Czego Ty tu chcesz? - zapytałem podirytowany.
- To już nie mogę Was odwiedzić?
- Miałem już spokój, musiałaś się pojawić? - uniosłem głos.
- Oj nie denerwuj się misiaczku - podeszła do mnie i pogładziła mnie po policzku, lecz jej ręka szybko została odepchnięta.
- Caroline idź stąd! Boże czemu Ty jesteś taka wkurzająca? Ty nadal nie rozumiesz, że my już ze sobą nie jesteśmy? Naprawdę jesteś taka głupia?
- Oj Marco, ranisz - zaśmiała się perfidnie.
- Wynoś się! - krzyknąłem.
- Nie, chce popatrzeć na takie ciacha.
- Caro idź stąd lepiej - wtrącił się Mario.
- O znalazł się przyjaciel od siedmiu boleści - zakpiła.
- Przynajmniej nie wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu i nie jestem dziwką tak jak ty - posłał jej uśmiech, widać było, że się wkurzyła. Nagle zobaczyłem za plecami blondynki Kate, która uśmiechnięta zmierzała ku nam. Trenera nie było na murawie, bo poszedł do swojego biura po jakieś rzeczy.
- Cześć chłopaki - przyszła do nas siostrzenica Klopp'a.
- Hej - przywitali się z nią.
- Hej Marco - podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek.
- Cześć - posłałem jej uśmiech.
- O widzę, że masz już nową dziewczynę - prychnęła moja była.
- Jeśli nawet, to nie powinno Cię to obchodzić.
- Uważaj na niego, zabawi się Tobą i Cię rzuci - zwróciła się do Kate. Ona się na nią popatrzyła i zaśmiała.
- Caroline! Wynoś się stąd! - nie wytrzymałem.
- Nie denerwuj się, pamiętaj, że złość piękności szkodzi.
- A, co tu się dzieje? - usłyszałem głos Jürgena.
- Nic trenerze - powiedziałem.
- Przecież widzę, że jesteś zdenerwowany, Caroline opuścisz teren stadiony dobrowolnie lub wezwę ochronę - rzucił. Caro tylko prychnęła i zeszła z murawy.
- Dziękuje trenerze - zwróciłem się do czarodzieja z Dortmundu.
- Nie masz za, co. To mój obowiązek, żeby nikt nie zakłócał naszych treningów.
- Rozumiem - rzuciłem.
- Dobra, wracamy do treningu - zarządził Klopp. Spojrzałem na Kate, która nie miała zbyt wesołej miny, wiedziałem, że będę musiał jej to wszystko wyjaśnić. Posłałem jej lekki uśmiech i ruszyłem wraz z chłopakami na murawę. Rozpoczęliśmy ciężki trening, który trwał 2 godziny. Jak to my mamy w zwyczaju, w pewnym momencie zaczęliśmy się wygłupiać, ale gdy zobaczyliśmy minę trenera, od razu wróciliśmy do ćwiczeń. Po upływie wyznaczonego czasu, zeszliśmy z murawy i pokierowaliśmy się do szatni. Będąc w szatni, wzięliśmy prysznic i przebraliśmy się w ciuchy, w których przyjechaliśmy. Wszyscy z uśmiechami na twarzy opuściliśmy pomieszczenie i każdy ruszył w swoją stronę. Kierując się do swojego samochodu zauważyłem Kate i trenera, i postanowiłem do nich podejść.
- Kate możemy porozmawiać? - zapytałem.
- A mamy o czym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślę, że tak - blondynka popatrzyła na swojego wujka, ten tylko skinął głową na znak, że może.
- Dobra chodź - rzuciła.
- Odwiozę ją - zwróciłem się do Jürgena.
- Dobrze - i ruszył do swojego pojazdu, natomiast my do mojego. Otworzyłem dziewczynie drzwi jak na mężczyznę przystało i sam po chwili usiadłem na miejscu kierowcy. Postanowiłem zabrać ją w moje ulubione miejsce...
Kate:
Obudziło mnie hałasowanie, pewnie wujek. Próbowałam zasnąć, jednak mi się nie udawało. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic i po chwili owinięta w ręcznik byłam z powrotem w pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam ciuchy. Dzisiaj świeciło słoneczko i było ciepło, ale mi było zimno i przechodziły mi dreszcze po ciele, więc założyłam na siebie grubsze ciuchy. Wróciłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Stwierdziłam, że dzisiaj postawię na naturalności i nie pomalowałam się, jedynie prysnęłam się moimi ulubionymi perfumami. Wyszłam z łazienki, zaszłam do sypialni po telefon i zeszłam na dół do pozostałych osobników. Wchodząc do kuchni zobaczyłam jak wujek czegoś intensywnie szukał.
- Cześć wujku - podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek.
- Cześć słoneczko - posłał mi uśmiech i powrócił do poprzedniej czynności.
- Czego tak szukasz?
- Dokumentów - rzucił.
- Pomogę Ci - odpowiedziałam i zaczęłam szukać. Chyba szukaliśmy 20 minut, gdy nagle Ulla weszła do kuchni w ręku z jakąś teczką.
- Kochanie tego szukasz? - zaśmiała się.
- Jezu, gdzie to było?
- Na górze, na szafce - odpowiedziała.
- Dziękuje Ci bardzo - podszedł do niej i dał jej buziaka. Czasami im zazdroszczę, bo po mimo ich wieku nadal darzą siebie takim samym uczuciem jak przed kilkoma latami. Kiedyś było tak z moimi rodzicami, ale z czasem ich uczucie słabło.
- Kate, a co Ty tak grubo ubrana? - zapytała ciocia patrząc na mnie.
- Jakoś mi zimno i mam dreszcze - powiedziałam.
- Ocho, siadaj, zaraz dam Ci leki.
- Ciociu nie trzeba - zaśmiałam się.
- Nie ma mowy - rzuciła i postawiła przede mną szklankę z wodą i tabletki. Nie chciałam narażać się Ulli dlatego też połknęłam te tabletki. Pomogłam małżonce Klopp'a przy śniadaniu i po chwili jedliśmy.
- Wujku - spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał.
- Mogę jechać z Tobą na trening chłopaków?
- Ulla, co o tym sądzisz? - spojrzał na nią.
- Ech, niech idzie
- Dziękuje - pisnęłam i dałam im po buziaku. Zaniosłam naczynia do zmywarki i czekałam na Jürgena. Długo nie musiałam czekać, ponieważ po chwili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy na stadion. Po paru minutach byliśmy na miejscu i ruszyliśmy w stronę murawy.
- Ja idę do łazienki, przyjdę za chwilę - powiedziałam.
- Okej - wujek spojrzał na mnie podejrzliwie i domyśliłam się o, co mu chodzi. Odkąd zaczęłam pracować na stadionie jako asystentka trenera i zaczęłam chodzić na terapie, nie biorę narkotyków, ale to nie oznacza, że mnie nie ciągnie do nich, bo owszem ciągnie i to bardzo mocno, ale walczę ze sobą i dobrze mi to idzie. Dużo czasu poświęca mi Marco i pomaga mi z tym. Jest świetnym przyjacielem i facetem, wiem, że mogę na niego liczyć. Szkoda tylko, że Robert wyjechał, ale niedługo wraca i to mnie cieszy, że nareszcie go zobaczę. Poszłam na łazienki za sprawą fizjologiczną. Po krótkim momencie byłam już na murawie i zauważyłam jakąś dziewczyną stojącą koło Marco i chłopaków. Podeszłam do nich bliżej i na wstępie zauważyłam, że Reus jest zdenerwowany. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek tak jak zawsze mamy w zwyczaju, a ta blondynka zaczęła coś do mnie mówić, że mam na niego uważać. Popatrzyłam na nią i zaczęłam się śmiać, ale też zszokowało mnie to, co mi powiedziała, więc postanowiłam nie odzywać się do blondyna. Po 2 godzinach, trening dobiegł końca, więc skierowałam się na parking. Długo nie czekałam na wujka, który stał przy moim boku. Mieliśmy już wsiadać do samochody, gdy klubowa 11 poprosiła mnie o rozmowę. Za bardzo nie chciałam z nim rozmawiać, ale uległam. Jechaliśmy w nieokreślonym mi kierunku, ale jak piłkarz mi oznajmił, jechaliśmy w jego ulubione miejsce. Nasza podróż trwała jakąś niecałą godzinkę. Wysiedliśmy z auta i szliśmy w ciszy przez park, aż nagle doszliśmy w niesamowite miejsce.
- Ale tu pięknie - powiedziałam zachwycona.
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
- Każdą tu zabierasz? - zapytałam oschle.
- Nie, jesteś pierwszą dziewczyną, którą tu zabrałem. To jest mój azyl, zawsze tu przychodzę, żeby przemyśleć parę spraw.
- Ach czuję się zaszczycona - zakpiłam.
- Kate, przestań! - uniósł głos.
- Ja mam przestać? To Ty mi wytłumacz o, co chodziło tej lasce.
- Dlatego Cię tu zabrałem - powiedział.
- A nie mogłeś mi tego powiedzieć, gdzie indziej tylko tutaj? - spojrzałam na niego.
- Chciałem tutaj.
- Ugh - założyłam ręce na biodra.
- A teraz mnie wysłuchaj - oznajmił.
- Ok.
- Ta dziewczyna to była moja eks. Nic mnie już z nią nie łączy i przez dłuższy okres dała mi spokój, ale dzisiaj musiała się pojawić i ponownie zaczynać te wszystkie gierki... A to, co Ci mówiła to nie prawda. Nigdy tak nie postępowałem z kobietami i nie mam zamiaru tak postępować. Szanuję je i nawet przez myśl mi nie przechodzi, że mógłbym wykorzystać i zostawić... ugh - wzdrygnął się. Marco zaimponował mi tym, że wszystko mi wytłumaczył, bo nie musiał.
- Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam go.
- Za, co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że mi to wytłumaczyłeś choć nie musiałeś.
- Dla mnie najważniejsza jest szczerość, jesteś moją przyjaciółką więc chciałem być w stosunku do Ciebie szczery. - uśmiechnął się. Usiedliśmy w altance i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Siedzieliśmy tak z parę dobrych godzin.
- Jak nastrój przed meczem? - zapytałam.
- Jak na razie dobrze, zobaczymy jutro - zaśmiał się. Nagle kichnęłam.
- Przeziębiona? - zapytał z troską.
- Nie, tylko kicham i katar mam - odpowiedziałam.
- No to wracamy do domu i idziesz do łóżka.
- Ale Marco, naprawdę jest wszystko dobrze - sprzeczałam się.
- Nie ma mowy, jedziemy - wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę pojazdu. Po chwili jechaliśmy w stronę domu wujka. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu:
- Dziękuje za wszystko - posłałam mu uśmiech.
- Nie masz, za co - odwzajemnił gest.
- Do zobaczenia jutro - pocałowałam go w policzek.
- No pa - wysiadłam z auta i ruszyłam ku drzwi wejściowych od domu. Marco czekał, aż wejdę do środka. Będąc w środku, podreptałam do salony, gdzie siedziała ciocia i wujek.
- Cześć - przywitałam ich radośnie i po chwili kichnęłam.
- Przyniosę Ci leki - rzuciła Ulla. Nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że i tak mi je przyniesie i tak.
- Jak Ulla Ci przyniesie leki, idziesz na górę, bierzesz ciepłą kąpiel i pod kołderkę - postanowił Klopp.
- Ugh okej - uległam.
- Ale dzisiaj mam terapie - dodałam.
- Zadzwonię i powiem, że jesteś chora i dzisiaj Cię nie będzie.
- Okeeej - westchnęłam. Do salonu weszła Ulla z lekami i wodą. Wzięłam od niej to, co mi przygotowała i łyknęłam je. Tak jak wujek prosił, poszłam na górę, weszłam do sypialni, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Dobrze, że mam prysznic i wannę. Nalałam do wanny ciepłej wody, dolałam do niej mój ulubiony olejek i po chwili leżałam w niej. Moja kąpiel trwała z jakieś 45 minut, ale potrzebne mi to było i to bardzo. Wyszłam z wanny, dokładnie wytarłam ciało i ubrałam się w moją ulubioną piżamę, którą dostałam od cioci i wujka. Włosy związałam w niedbałego koka i podreptałam do sypialni. Szybko wskoczyłam do łóżka i leżałam tak bezczynnie gapiąc się w sufit. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę - powiedziałam i drzwi od mojego pokoju się uchyliły.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos trenera drużyny z Dortmundu.
- Jasne - posłałam mu uśmiech.
- Przyniosłem Ci ciepłą herbatę.
- Dziękuje, jesteś kochany - podał mi gorący napój.
- O widzę, że masz na sobie swoją ulubioną piżamę - zaśmiał się.
- Innej bym nie założyła.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Już lepiej, naprawdę i dziękuje, że z Ullą się tak o mnie troszczycie - przytuliłam się do niego.
- Nie masz za, co. Traktuję Cię jak córkę i to się nie zmieni - jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy, a po policzku spłynęła samotna łza szczęścia.
- Kate - spojrzał na mnie.
- Tak?
- Jak już Ci mówiłem, martwię się o Ciebie i Ulla również ... - urwał.
- No tak i za to Wam bardzo dziękuje.
- I wiesz, że w każdy możliwy sposób chcemy Ci pomóc z nałogiem. - jego głos był poważny.
- Jeśli chodzi Ci czy bałam, to nie, nie brałam. Dużo pomaga mi terapia i Marco. Dzięki niemu na chwilę zapominam o narkotykach i ciesze się tym, co najpiękniejsze, czyli życiem. Czasami mam ochotę i to ogromną wziąć, ale walce z tym. Ty i ciocia mi też pomagacie i dziękuje.
-Och kochanie, nawet nie wiesz jak się ciesze - na jego twarzy pojawił się uśmiech, szczery uśmiech.
- Ja też wujku - przytuliłam się do niego ponownie w tym dniu.
- A jak tak już mówimy o Marco... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Wujku! Marco to tylko przyjaciel i niech tak zostanie. Wspaniale się z nim czuje i dogaduje. Po prostu mamy podobne charaktery i doskonale się rozumiemy.
- No to się ciesze, Marco to porządny chłopak mimo wszystko i wiele przeszedł - powiedział.
- Zauważyłam, że Ty dla nich jesteś jak ojciec.
- Można tak powiedzieć. Zżyłem się z nimi i nie wyobrażam sobie drużyny bez nich.
- Jesteś wspaniałym trenerem, mężem i wujkiem - pokazałam ząbki.
- Dziękuje.
- Jürgen! - usłyszeliśmy wołanie Ulli.
- Wzywa mnie, dobranoc - dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Wypiłam do końca herbatę, kubek odstawiłam na szafkę nocną i położyłam się. Chwile leżałam i myślałam o wszystkim, ale po chwili ramiona krainy Morfeusza otuliły mnie i zaczęłam śnić.
**************************************************
Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się na czas, ale byłam nad jeziorem i nie miałam internetu;/ Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział;) Tak więc zostawiam go Wam:D P.S. wczoraj nasze pszczółki przegrały mecz i tym samym nie zdobyły Pucharu Niemiec:( Za rok będzie lepiej!
- Cześć chłopacy - podeszła do nas i się przywitała.
- Czego Ty tu chcesz? - zapytałem podirytowany.
- To już nie mogę Was odwiedzić?
- Miałem już spokój, musiałaś się pojawić? - uniosłem głos.
- Oj nie denerwuj się misiaczku - podeszła do mnie i pogładziła mnie po policzku, lecz jej ręka szybko została odepchnięta.
- Caroline idź stąd! Boże czemu Ty jesteś taka wkurzająca? Ty nadal nie rozumiesz, że my już ze sobą nie jesteśmy? Naprawdę jesteś taka głupia?
- Oj Marco, ranisz - zaśmiała się perfidnie.
- Wynoś się! - krzyknąłem.
- Nie, chce popatrzeć na takie ciacha.
- Caro idź stąd lepiej - wtrącił się Mario.
- O znalazł się przyjaciel od siedmiu boleści - zakpiła.
- Przynajmniej nie wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu i nie jestem dziwką tak jak ty - posłał jej uśmiech, widać było, że się wkurzyła. Nagle zobaczyłem za plecami blondynki Kate, która uśmiechnięta zmierzała ku nam. Trenera nie było na murawie, bo poszedł do swojego biura po jakieś rzeczy.
- Cześć chłopaki - przyszła do nas siostrzenica Klopp'a.
- Hej - przywitali się z nią.
- Hej Marco - podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek.
- Cześć - posłałem jej uśmiech.
- O widzę, że masz już nową dziewczynę - prychnęła moja była.
- Jeśli nawet, to nie powinno Cię to obchodzić.
- Uważaj na niego, zabawi się Tobą i Cię rzuci - zwróciła się do Kate. Ona się na nią popatrzyła i zaśmiała.
- Caroline! Wynoś się stąd! - nie wytrzymałem.
- Nie denerwuj się, pamiętaj, że złość piękności szkodzi.
- A, co tu się dzieje? - usłyszałem głos Jürgena.
- Nic trenerze - powiedziałem.
- Przecież widzę, że jesteś zdenerwowany, Caroline opuścisz teren stadiony dobrowolnie lub wezwę ochronę - rzucił. Caro tylko prychnęła i zeszła z murawy.
- Dziękuje trenerze - zwróciłem się do czarodzieja z Dortmundu.
- Nie masz za, co. To mój obowiązek, żeby nikt nie zakłócał naszych treningów.
- Rozumiem - rzuciłem.
- Dobra, wracamy do treningu - zarządził Klopp. Spojrzałem na Kate, która nie miała zbyt wesołej miny, wiedziałem, że będę musiał jej to wszystko wyjaśnić. Posłałem jej lekki uśmiech i ruszyłem wraz z chłopakami na murawę. Rozpoczęliśmy ciężki trening, który trwał 2 godziny. Jak to my mamy w zwyczaju, w pewnym momencie zaczęliśmy się wygłupiać, ale gdy zobaczyliśmy minę trenera, od razu wróciliśmy do ćwiczeń. Po upływie wyznaczonego czasu, zeszliśmy z murawy i pokierowaliśmy się do szatni. Będąc w szatni, wzięliśmy prysznic i przebraliśmy się w ciuchy, w których przyjechaliśmy. Wszyscy z uśmiechami na twarzy opuściliśmy pomieszczenie i każdy ruszył w swoją stronę. Kierując się do swojego samochodu zauważyłem Kate i trenera, i postanowiłem do nich podejść.
- Kate możemy porozmawiać? - zapytałem.
- A mamy o czym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślę, że tak - blondynka popatrzyła na swojego wujka, ten tylko skinął głową na znak, że może.
- Dobra chodź - rzuciła.
- Odwiozę ją - zwróciłem się do Jürgena.
- Dobrze - i ruszył do swojego pojazdu, natomiast my do mojego. Otworzyłem dziewczynie drzwi jak na mężczyznę przystało i sam po chwili usiadłem na miejscu kierowcy. Postanowiłem zabrać ją w moje ulubione miejsce...
Kate:
Obudziło mnie hałasowanie, pewnie wujek. Próbowałam zasnąć, jednak mi się nie udawało. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic i po chwili owinięta w ręcznik byłam z powrotem w pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam ciuchy. Dzisiaj świeciło słoneczko i było ciepło, ale mi było zimno i przechodziły mi dreszcze po ciele, więc założyłam na siebie grubsze ciuchy. Wróciłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Stwierdziłam, że dzisiaj postawię na naturalności i nie pomalowałam się, jedynie prysnęłam się moimi ulubionymi perfumami. Wyszłam z łazienki, zaszłam do sypialni po telefon i zeszłam na dół do pozostałych osobników. Wchodząc do kuchni zobaczyłam jak wujek czegoś intensywnie szukał.
- Cześć wujku - podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek.
- Cześć słoneczko - posłał mi uśmiech i powrócił do poprzedniej czynności.
- Czego tak szukasz?
- Dokumentów - rzucił.
- Pomogę Ci - odpowiedziałam i zaczęłam szukać. Chyba szukaliśmy 20 minut, gdy nagle Ulla weszła do kuchni w ręku z jakąś teczką.
- Kochanie tego szukasz? - zaśmiała się.
- Jezu, gdzie to było?
- Na górze, na szafce - odpowiedziała.
- Dziękuje Ci bardzo - podszedł do niej i dał jej buziaka. Czasami im zazdroszczę, bo po mimo ich wieku nadal darzą siebie takim samym uczuciem jak przed kilkoma latami. Kiedyś było tak z moimi rodzicami, ale z czasem ich uczucie słabło.
- Kate, a co Ty tak grubo ubrana? - zapytała ciocia patrząc na mnie.
- Jakoś mi zimno i mam dreszcze - powiedziałam.
- Ocho, siadaj, zaraz dam Ci leki.
- Ciociu nie trzeba - zaśmiałam się.
- Nie ma mowy - rzuciła i postawiła przede mną szklankę z wodą i tabletki. Nie chciałam narażać się Ulli dlatego też połknęłam te tabletki. Pomogłam małżonce Klopp'a przy śniadaniu i po chwili jedliśmy.
- Wujku - spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał.
- Mogę jechać z Tobą na trening chłopaków?
- Ulla, co o tym sądzisz? - spojrzał na nią.
- Ech, niech idzie
- Dziękuje - pisnęłam i dałam im po buziaku. Zaniosłam naczynia do zmywarki i czekałam na Jürgena. Długo nie musiałam czekać, ponieważ po chwili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy na stadion. Po paru minutach byliśmy na miejscu i ruszyliśmy w stronę murawy.
- Ja idę do łazienki, przyjdę za chwilę - powiedziałam.
- Okej - wujek spojrzał na mnie podejrzliwie i domyśliłam się o, co mu chodzi. Odkąd zaczęłam pracować na stadionie jako asystentka trenera i zaczęłam chodzić na terapie, nie biorę narkotyków, ale to nie oznacza, że mnie nie ciągnie do nich, bo owszem ciągnie i to bardzo mocno, ale walczę ze sobą i dobrze mi to idzie. Dużo czasu poświęca mi Marco i pomaga mi z tym. Jest świetnym przyjacielem i facetem, wiem, że mogę na niego liczyć. Szkoda tylko, że Robert wyjechał, ale niedługo wraca i to mnie cieszy, że nareszcie go zobaczę. Poszłam na łazienki za sprawą fizjologiczną. Po krótkim momencie byłam już na murawie i zauważyłam jakąś dziewczyną stojącą koło Marco i chłopaków. Podeszłam do nich bliżej i na wstępie zauważyłam, że Reus jest zdenerwowany. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek tak jak zawsze mamy w zwyczaju, a ta blondynka zaczęła coś do mnie mówić, że mam na niego uważać. Popatrzyłam na nią i zaczęłam się śmiać, ale też zszokowało mnie to, co mi powiedziała, więc postanowiłam nie odzywać się do blondyna. Po 2 godzinach, trening dobiegł końca, więc skierowałam się na parking. Długo nie czekałam na wujka, który stał przy moim boku. Mieliśmy już wsiadać do samochody, gdy klubowa 11 poprosiła mnie o rozmowę. Za bardzo nie chciałam z nim rozmawiać, ale uległam. Jechaliśmy w nieokreślonym mi kierunku, ale jak piłkarz mi oznajmił, jechaliśmy w jego ulubione miejsce. Nasza podróż trwała jakąś niecałą godzinkę. Wysiedliśmy z auta i szliśmy w ciszy przez park, aż nagle doszliśmy w niesamowite miejsce.
- Ale tu pięknie - powiedziałam zachwycona.
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
- Każdą tu zabierasz? - zapytałam oschle.
- Nie, jesteś pierwszą dziewczyną, którą tu zabrałem. To jest mój azyl, zawsze tu przychodzę, żeby przemyśleć parę spraw.
- Ach czuję się zaszczycona - zakpiłam.
- Kate, przestań! - uniósł głos.
- Ja mam przestać? To Ty mi wytłumacz o, co chodziło tej lasce.
- Dlatego Cię tu zabrałem - powiedział.
- A nie mogłeś mi tego powiedzieć, gdzie indziej tylko tutaj? - spojrzałam na niego.
- Chciałem tutaj.
- Ugh - założyłam ręce na biodra.
- A teraz mnie wysłuchaj - oznajmił.
- Ok.
- Ta dziewczyna to była moja eks. Nic mnie już z nią nie łączy i przez dłuższy okres dała mi spokój, ale dzisiaj musiała się pojawić i ponownie zaczynać te wszystkie gierki... A to, co Ci mówiła to nie prawda. Nigdy tak nie postępowałem z kobietami i nie mam zamiaru tak postępować. Szanuję je i nawet przez myśl mi nie przechodzi, że mógłbym wykorzystać i zostawić... ugh - wzdrygnął się. Marco zaimponował mi tym, że wszystko mi wytłumaczył, bo nie musiał.
- Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam go.
- Za, co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że mi to wytłumaczyłeś choć nie musiałeś.
- Dla mnie najważniejsza jest szczerość, jesteś moją przyjaciółką więc chciałem być w stosunku do Ciebie szczery. - uśmiechnął się. Usiedliśmy w altance i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Siedzieliśmy tak z parę dobrych godzin.
- Jak nastrój przed meczem? - zapytałam.
- Jak na razie dobrze, zobaczymy jutro - zaśmiał się. Nagle kichnęłam.
- Przeziębiona? - zapytał z troską.
- Nie, tylko kicham i katar mam - odpowiedziałam.
- No to wracamy do domu i idziesz do łóżka.
- Ale Marco, naprawdę jest wszystko dobrze - sprzeczałam się.
- Nie ma mowy, jedziemy - wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę pojazdu. Po chwili jechaliśmy w stronę domu wujka. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu:
- Dziękuje za wszystko - posłałam mu uśmiech.
- Nie masz, za co - odwzajemnił gest.
- Do zobaczenia jutro - pocałowałam go w policzek.
- No pa - wysiadłam z auta i ruszyłam ku drzwi wejściowych od domu. Marco czekał, aż wejdę do środka. Będąc w środku, podreptałam do salony, gdzie siedziała ciocia i wujek.
- Cześć - przywitałam ich radośnie i po chwili kichnęłam.
- Przyniosę Ci leki - rzuciła Ulla. Nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że i tak mi je przyniesie i tak.
- Jak Ulla Ci przyniesie leki, idziesz na górę, bierzesz ciepłą kąpiel i pod kołderkę - postanowił Klopp.
- Ugh okej - uległam.
- Ale dzisiaj mam terapie - dodałam.
- Zadzwonię i powiem, że jesteś chora i dzisiaj Cię nie będzie.
- Okeeej - westchnęłam. Do salonu weszła Ulla z lekami i wodą. Wzięłam od niej to, co mi przygotowała i łyknęłam je. Tak jak wujek prosił, poszłam na górę, weszłam do sypialni, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Dobrze, że mam prysznic i wannę. Nalałam do wanny ciepłej wody, dolałam do niej mój ulubiony olejek i po chwili leżałam w niej. Moja kąpiel trwała z jakieś 45 minut, ale potrzebne mi to było i to bardzo. Wyszłam z wanny, dokładnie wytarłam ciało i ubrałam się w moją ulubioną piżamę, którą dostałam od cioci i wujka. Włosy związałam w niedbałego koka i podreptałam do sypialni. Szybko wskoczyłam do łóżka i leżałam tak bezczynnie gapiąc się w sufit. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę - powiedziałam i drzwi od mojego pokoju się uchyliły.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos trenera drużyny z Dortmundu.
- Jasne - posłałam mu uśmiech.
- Przyniosłem Ci ciepłą herbatę.
- Dziękuje, jesteś kochany - podał mi gorący napój.
- O widzę, że masz na sobie swoją ulubioną piżamę - zaśmiał się.
- Innej bym nie założyła.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Już lepiej, naprawdę i dziękuje, że z Ullą się tak o mnie troszczycie - przytuliłam się do niego.
- Nie masz za, co. Traktuję Cię jak córkę i to się nie zmieni - jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy, a po policzku spłynęła samotna łza szczęścia.
- Kate - spojrzał na mnie.
- Tak?
- Jak już Ci mówiłem, martwię się o Ciebie i Ulla również ... - urwał.
- No tak i za to Wam bardzo dziękuje.
- I wiesz, że w każdy możliwy sposób chcemy Ci pomóc z nałogiem. - jego głos był poważny.
- Jeśli chodzi Ci czy bałam, to nie, nie brałam. Dużo pomaga mi terapia i Marco. Dzięki niemu na chwilę zapominam o narkotykach i ciesze się tym, co najpiękniejsze, czyli życiem. Czasami mam ochotę i to ogromną wziąć, ale walce z tym. Ty i ciocia mi też pomagacie i dziękuje.
-Och kochanie, nawet nie wiesz jak się ciesze - na jego twarzy pojawił się uśmiech, szczery uśmiech.
- Ja też wujku - przytuliłam się do niego ponownie w tym dniu.
- A jak tak już mówimy o Marco... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Wujku! Marco to tylko przyjaciel i niech tak zostanie. Wspaniale się z nim czuje i dogaduje. Po prostu mamy podobne charaktery i doskonale się rozumiemy.
- No to się ciesze, Marco to porządny chłopak mimo wszystko i wiele przeszedł - powiedział.
- Zauważyłam, że Ty dla nich jesteś jak ojciec.
- Można tak powiedzieć. Zżyłem się z nimi i nie wyobrażam sobie drużyny bez nich.
- Jesteś wspaniałym trenerem, mężem i wujkiem - pokazałam ząbki.
- Dziękuje.
- Jürgen! - usłyszeliśmy wołanie Ulli.
- Wzywa mnie, dobranoc - dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Wypiłam do końca herbatę, kubek odstawiłam na szafkę nocną i położyłam się. Chwile leżałam i myślałam o wszystkim, ale po chwili ramiona krainy Morfeusza otuliły mnie i zaczęłam śnić.
**************************************************
Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się na czas, ale byłam nad jeziorem i nie miałam internetu;/ Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział;) Tak więc zostawiam go Wam:D P.S. wczoraj nasze pszczółki przegrały mecz i tym samym nie zdobyły Pucharu Niemiec:( Za rok będzie lepiej!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
piątek, 9 maja 2014
Rozdział 18
Adele:
Dzisiaj pracę skończyłam bardzo szybko i postanowiłam odwiedzić Kubę na treningu. Stojąc na światłach poczułam jak ktoś mi się przygląda. Odwróciłam się, aby to sprawdzić. Gdy zobaczyłam kto mi się przygląda, uśmiech na mojej twarzy zawitał i bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Rzuciłam mu się w ramiona i wyszeptałam mu do ucha, że tęskniłam. Tak był to Robert, ten Robert Lewandowski, mój przyjaciel. On również szedł na stadion. Po drodze opowiadaliśmy sobie o wszystkim, wygłupialiśmy się i oczywiście nie zabrakło zdjęć z serii "selfie". Lewy jedno wstawił na instagram, te, co najbardziej nam się podobało. Dodał do tego opis: #friend #spotkanie # po #dłuższym #czasie #fun #nice. Nawet nie zauważyliśmy, a doszliśmy docelowego miejsca. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę trybun. Po drodze spotkaliśmy mojego ukochanego.
- O, hej Lewy! - przywitał się z napastnikiem BVB.
- Cześć - odparł.
- Witaj - zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy i namiętnie pocałował. Nie ukrywam, że trochę się dziwnie czułam, bo z boku stał Robert. Po chwili odsunęłam się od Koseckiego i posłałam mu uśmiech.
- Co Cię tu sprowadza Robert? - zapytał piłkarz Legii.
- Teraz i tak nie gram, bo dochodzę do siebie po kontuzji i postanowiłem odwiedzić mamę, i tak odpocząć.
- A właśnie, jak noga?
- Znacznie lepiej - odparł.
- Ekhemmm... Przypominam Kuba, że masz trening - wtrąciła się 21-latka.
- Skończyliśmy już - zaśmiał się.
- O to dobrze, idziemy coś zjeść? - zaproponowałam.
- Z miłą chęcią - uśmiechnął się Robert.
- Kurcze dzisiaj nie mogę - rzucił Kuba.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Muszę załatwić parę spraw.
- No okej - posmutniałam.
- Nie smuć się, wynagrodzę Ci to - podszedł do mnie, objął i dał subtelnego całusa.
- Trzymam za słowo.
- Okej, niestety muszę iść, do zobaczenia - pożegnał się z nami i poszedł. Byłam trochę zła na niego, bo obiecał mi, że dzisiaj cały dzień spędzi ze mną, a tu nagle musi coś załatwić... No nic, spędzę chociaż trochę czasu z Lewandowskim. Uśmiechnęłam się lekko do niego:
- To, co idziemy coś zjeść? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział ochoczo i ruszyliśmy w drogę.
- Znasz jakąś dobrą knajpkę?
- A no znam - pokazał rządek białych zębów.
- No to prowadź - zaśmiałam się. Wyszliśmy ze stadionu i szliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Czemu nic nie powiedziałaś, że jesteś z Kubą? - nagle Robert zadał to pytanie, którego chciałam uniknąć.
- W sumie to nie wiem, zapomniałam - rzuciłam.
- No rozumiem.
- A Ty nic nie wspominałeś, że wróciłeś do Ani - powiedziałam, a Bobek się zaśmiał. Popatrzyłam na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Hahahah ja nie wróciłem do Ani - spojrzał na mnie i słodko uśmiechnął.
- Ale wszystkie niemieckie gazety piszą, że znów jesteście razem i wszędzie są Wasze zdjęcia.
- Niemieckie brukowce zawsze piszą to, co chcą i nie sprawdzą czy to prawda, czy też nie.
- No tak, ale na serio, na tych zdjęciach wyglądaliście na szczęśliwych.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi i to tyle - rzucił.
- Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć, to Twoje życie i Ty podejmujesz decyzję - posłałam mu uśmiech.
- Szkoda, że niektórzy tego nie rozumieją - powiedział.
- O, co chodzi?
- Mario nie może tego zrozumieć, że ja i Anna jesteśmy przyjaciółmi. - westchnął.
- Przejdzie mu - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
- W sumie racja, to Mario.
- Dokładnie. Robert?
- Hmm - spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami i zatopiłam się w nich, zapomniałam o całej rzeczywistości.
- Halo Adele - ręka piłkarza machała mi przed oczami.
- Tak? - wróciłam do żywych.
- Pytam się o, co chciałaś się zapytać, a Ty nic - zaśmiał się.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam i cicho się zaśmiałam.
- Mam malutką prośbę - pokazałam ząbki.
- Oho, znam ten uśmiech - rzucił.
- Mogłabym nagrać filmik na moją stronę o Borussii, z Twoim udziałem? - zatrzepotałam rzęsami.
- No jasne, z miła chęcią, ale, co ja bym miał zrobić, czy powiedzieć? - zapytał i podrapał się po głowie.
- No nie wiem, pozdrowisz ich czy coś. Zdaj się na swoją wyobraźnię o ile ją masz - zaśmiałam się.
- O nie, zgrzeszyłaś - spojrzał na mnie i zbliżył się do mnie. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, więc zaczęłam "uciekać". Moja ucieczka nie trwała długo ponieważ RL mnie dogonił i zaczął łaskotać.
- Nie proszę, Robert jesteśmy na ulicy - próbowałam mu się wyrwać.
- Przeproś
- Przepraszam! - powiedziałam i Lewy mnie puścił.
- Bardzo ładnie - jego kącik ust podniósł się.
- To jak z tym filmikiem?
- Niech Ci będzie - przewrócił teatralnie oczami. Wyjęłam telefon i włączyłam kamerę:
- Hej tu Robert Lewandowski. Chciałbym serdecznie pozdrowić wszystkich fanów strony Ballspielverein Borussia 09. Ja jak i cała drużyna cieszymy się, że mamy tak wspaniałych kibiców. Pozdrawiam, Lewy - piłkarz na koniec ponownie słodko się uśmiechnął, ale tym razem się opanowałam. Wyłączyłam kamerę.
- I jak, może być? - zapytał.
- Jasne - uśmiechnęłam się. Weszłam na fb przez telefon i wrzuciłam filmik na stronę z podpisem: Specjalnie dla Was, udało mi się nagrać ten filmik:3 /Leweus. Obejrzeliśmy go jeszcze raz i sprawdziliśmy komentarze. Było już ich z 25, co mnie naprawdę cieszyło. Komentarze były przeróżne, np.: "Jezu dziewczyno, jak Ty to zrobiłaś?:o", "Jezu jaki on piękny *.*" itp. Wyłączyłam facebook'a i schowałam telefon.
- Nie chce nic mówić, ale jesteśmy już pod tą knajpą - powiedział napastnik. Przede mną widniał wielki napis: "Kotłownia".
- To dobrze, bo zgłodniałam - zaśmialiśmy się i weszliśmy do środka. Zajęliśmy stolik w kącie sali, ponieważ Robert chciał ten czas spędzić jak normalny człowiek, nie dziwię mu się, bo też bym miała ochotę odpocząć. Po chwili podszedł do nas kelner:
- Dzień dobry, coś państwo zamawiają? - uśmiechnął się.
- Ja poproszę szklankę wody i do tego jakieś dobre danie, zdaję się na szefa kuchni - rzucił Lewandowski.
- To ja poproszę to samo - powiedziałam. Kelner odszedł od nas z zamówieniem.
- Kurcze, pewnie teraz wszystkie Twoje fanki mi zazdroszczą, że siedzę tu z Tobą - powiedziałam.
- Zapewne tak, widzisz jaką jesteś szczęściarą - uśmiechnął się.
- To nie szczęście, to mój urok - zachichotałam i zarzuciłam włosy do tyłu.
- Oj kusisz, kusisz - powiedział, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Opanowaliśmy się dopiero, gdy podszedł do nas kelner z naszym jedzeniem.
- Smacznego.
- Dziękujemy - i odszedł, a my zabraliśmy się za konsumowanie. Zaskoczyło mnie, bo bardzo mi smakowało, a moje podniebienie jest raczej wybredne. Już wiem, gdzie będę chodziła coś zjeść.
- I jak Ci smakuje? - zapytał niebieskooki.
- Naprawdę smaczne - odpowiedziałam z podkową na buzi. Już po chwili nasze talerze były puste i poprosiliśmy o rachunek. Wyjęłam portfel:
- O nie, ja płacę - powiedziała natychmiast gwiazda Bundesligi.
- Nie musisz, zapłacę za siebie.
- Nie ma nawet takiej opcji.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Ile płacę? - Robert dał młodemu mężczyźnie pieniądze.
- Robert, wiesz, że nie musiałeś, przecież bym zapłaciła za siebie - powiedziałam patrząc na niego.
- Wiem, ale ja chciałem zapłacić - uśmiechnął się.
- Ile Ci jestem winna? - zapytałam wyjmując pieniądze.
- Nic Adele i przestań, bo się pogniewamy - rzucił i zaśmiał się.
- Dziękuje.
- Nie masz za, co.
- Zbieramy się? - zapytałam. 25-latek przytaknął i wyszliśmy z restauracji....
Marco:
Od wyjazdu Roberta nic się nie wydarzyło, no poza tym, że więcej czasu spędzam z Kate. Dzisiaj trening mieliśmy na 8:00, bo jutro gramy mecz z Hoffenheim. Wstałem o 7:00, poszedłem do łazienki się wykąpać, ubrałem się, spakowałem, zjadłem śniadanie i po chwili jechałem na SIP. Gdy dotarłem na miejsce, zaparkowałem auto i ruszyłem do środka. W szatni byłem już po paru minutach i byłem jako pierwszy. Przebrałem się i czekałem na kolegów. Czekając na nich, wszedłem na instagrama i zobaczyłem zdjęcie Roberta z Adele. Uśmiechnąłem się na jej widok i postanowiłem skomentować to zdjęcie: Słodziaki, ale ja lepiej bym wyglądał:).
- Hejo misiaczku - usłyszałem głos Mario.
- Cześć bąbelku - uśmiechnąłem się i schowałem telefon. Po chwili do szatni wchodzili pozostali, gdy wszyscy się przebrali, ruszyliśmy w stronę murawy. Na miejscu czekał już na nas trener.
- Witam chłopaki. - jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dzień dobry trenerze - przywitaliśmy go.
- Gotowi na dzisiejszy trening i jutrzejszy mecz?
- Oczywiście - powiedział Khel.
- I to mi się podoba - zaśmiał się. Na murawę weszła Anastazja.
- Cześć chłopaki, witam trenerze - przywitała nas radośnie. Dawno jej nie widziałem, ale nic się nie zmieniła, Łukasz ma ogromne szczęście, że ma taką kochającą kobietę jaką jest Podgórska. Mieliśmy zaczynać trening, gdy nagle w tunelu dostrzegłem....
**********************************************
Jezu tak bardzo Was przepraszam za tak beznadziejny i krótki rozdział!:( Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, nie mogę się na niczym skupić, ucieka mi wena, a jak coś już napiszę to usuwam, bo mi się nie podoba:/ Ugh nienawidzę tego uczucia........ Jeszcze raz BARDZO, BARDZO przepraszam za te wypociny i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tak beznadziejny rozdział:* Nie wiem chyba musicie mi dać niezły ochrzan, żebym wzięła się w garść i pisała chociaż trochę lepsze rozdziały:* Pozdrawiam<3
Dzisiaj pracę skończyłam bardzo szybko i postanowiłam odwiedzić Kubę na treningu. Stojąc na światłach poczułam jak ktoś mi się przygląda. Odwróciłam się, aby to sprawdzić. Gdy zobaczyłam kto mi się przygląda, uśmiech na mojej twarzy zawitał i bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Rzuciłam mu się w ramiona i wyszeptałam mu do ucha, że tęskniłam. Tak był to Robert, ten Robert Lewandowski, mój przyjaciel. On również szedł na stadion. Po drodze opowiadaliśmy sobie o wszystkim, wygłupialiśmy się i oczywiście nie zabrakło zdjęć z serii "selfie". Lewy jedno wstawił na instagram, te, co najbardziej nam się podobało. Dodał do tego opis: #friend #spotkanie # po #dłuższym #czasie #fun #nice. Nawet nie zauważyliśmy, a doszliśmy docelowego miejsca. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę trybun. Po drodze spotkaliśmy mojego ukochanego.
- O, hej Lewy! - przywitał się z napastnikiem BVB.
- Cześć - odparł.
- Witaj - zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy i namiętnie pocałował. Nie ukrywam, że trochę się dziwnie czułam, bo z boku stał Robert. Po chwili odsunęłam się od Koseckiego i posłałam mu uśmiech.
- Co Cię tu sprowadza Robert? - zapytał piłkarz Legii.
- Teraz i tak nie gram, bo dochodzę do siebie po kontuzji i postanowiłem odwiedzić mamę, i tak odpocząć.
- A właśnie, jak noga?
- Znacznie lepiej - odparł.
- Ekhemmm... Przypominam Kuba, że masz trening - wtrąciła się 21-latka.
- Skończyliśmy już - zaśmiał się.
- O to dobrze, idziemy coś zjeść? - zaproponowałam.
- Z miłą chęcią - uśmiechnął się Robert.
- Kurcze dzisiaj nie mogę - rzucił Kuba.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Muszę załatwić parę spraw.
- No okej - posmutniałam.
- Nie smuć się, wynagrodzę Ci to - podszedł do mnie, objął i dał subtelnego całusa.
- Trzymam za słowo.
- Okej, niestety muszę iść, do zobaczenia - pożegnał się z nami i poszedł. Byłam trochę zła na niego, bo obiecał mi, że dzisiaj cały dzień spędzi ze mną, a tu nagle musi coś załatwić... No nic, spędzę chociaż trochę czasu z Lewandowskim. Uśmiechnęłam się lekko do niego:
- To, co idziemy coś zjeść? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział ochoczo i ruszyliśmy w drogę.
- Znasz jakąś dobrą knajpkę?
- A no znam - pokazał rządek białych zębów.
- No to prowadź - zaśmiałam się. Wyszliśmy ze stadionu i szliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Czemu nic nie powiedziałaś, że jesteś z Kubą? - nagle Robert zadał to pytanie, którego chciałam uniknąć.
- W sumie to nie wiem, zapomniałam - rzuciłam.
- No rozumiem.
- A Ty nic nie wspominałeś, że wróciłeś do Ani - powiedziałam, a Bobek się zaśmiał. Popatrzyłam na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Hahahah ja nie wróciłem do Ani - spojrzał na mnie i słodko uśmiechnął.
- Ale wszystkie niemieckie gazety piszą, że znów jesteście razem i wszędzie są Wasze zdjęcia.
- Niemieckie brukowce zawsze piszą to, co chcą i nie sprawdzą czy to prawda, czy też nie.
- No tak, ale na serio, na tych zdjęciach wyglądaliście na szczęśliwych.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi i to tyle - rzucił.
- Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć, to Twoje życie i Ty podejmujesz decyzję - posłałam mu uśmiech.
- Szkoda, że niektórzy tego nie rozumieją - powiedział.
- O, co chodzi?
- Mario nie może tego zrozumieć, że ja i Anna jesteśmy przyjaciółmi. - westchnął.
- Przejdzie mu - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
- W sumie racja, to Mario.
- Dokładnie. Robert?
- Hmm - spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami i zatopiłam się w nich, zapomniałam o całej rzeczywistości.
- Halo Adele - ręka piłkarza machała mi przed oczami.
- Tak? - wróciłam do żywych.
- Pytam się o, co chciałaś się zapytać, a Ty nic - zaśmiał się.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam i cicho się zaśmiałam.
- Mam malutką prośbę - pokazałam ząbki.
- Oho, znam ten uśmiech - rzucił.
- Mogłabym nagrać filmik na moją stronę o Borussii, z Twoim udziałem? - zatrzepotałam rzęsami.
- No jasne, z miła chęcią, ale, co ja bym miał zrobić, czy powiedzieć? - zapytał i podrapał się po głowie.
- No nie wiem, pozdrowisz ich czy coś. Zdaj się na swoją wyobraźnię o ile ją masz - zaśmiałam się.
- O nie, zgrzeszyłaś - spojrzał na mnie i zbliżył się do mnie. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, więc zaczęłam "uciekać". Moja ucieczka nie trwała długo ponieważ RL mnie dogonił i zaczął łaskotać.
- Nie proszę, Robert jesteśmy na ulicy - próbowałam mu się wyrwać.
- Przeproś
- Przepraszam! - powiedziałam i Lewy mnie puścił.
- Bardzo ładnie - jego kącik ust podniósł się.
- To jak z tym filmikiem?
- Niech Ci będzie - przewrócił teatralnie oczami. Wyjęłam telefon i włączyłam kamerę:
- Hej tu Robert Lewandowski. Chciałbym serdecznie pozdrowić wszystkich fanów strony Ballspielverein Borussia 09. Ja jak i cała drużyna cieszymy się, że mamy tak wspaniałych kibiców. Pozdrawiam, Lewy - piłkarz na koniec ponownie słodko się uśmiechnął, ale tym razem się opanowałam. Wyłączyłam kamerę.
- I jak, może być? - zapytał.
- Jasne - uśmiechnęłam się. Weszłam na fb przez telefon i wrzuciłam filmik na stronę z podpisem: Specjalnie dla Was, udało mi się nagrać ten filmik:3 /Leweus. Obejrzeliśmy go jeszcze raz i sprawdziliśmy komentarze. Było już ich z 25, co mnie naprawdę cieszyło. Komentarze były przeróżne, np.: "Jezu dziewczyno, jak Ty to zrobiłaś?:o", "Jezu jaki on piękny *.*" itp. Wyłączyłam facebook'a i schowałam telefon.
- Nie chce nic mówić, ale jesteśmy już pod tą knajpą - powiedział napastnik. Przede mną widniał wielki napis: "Kotłownia".
- To dobrze, bo zgłodniałam - zaśmialiśmy się i weszliśmy do środka. Zajęliśmy stolik w kącie sali, ponieważ Robert chciał ten czas spędzić jak normalny człowiek, nie dziwię mu się, bo też bym miała ochotę odpocząć. Po chwili podszedł do nas kelner:
- Dzień dobry, coś państwo zamawiają? - uśmiechnął się.
- Ja poproszę szklankę wody i do tego jakieś dobre danie, zdaję się na szefa kuchni - rzucił Lewandowski.
- To ja poproszę to samo - powiedziałam. Kelner odszedł od nas z zamówieniem.
- Kurcze, pewnie teraz wszystkie Twoje fanki mi zazdroszczą, że siedzę tu z Tobą - powiedziałam.
- Zapewne tak, widzisz jaką jesteś szczęściarą - uśmiechnął się.
- To nie szczęście, to mój urok - zachichotałam i zarzuciłam włosy do tyłu.
- Oj kusisz, kusisz - powiedział, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Opanowaliśmy się dopiero, gdy podszedł do nas kelner z naszym jedzeniem.
- Smacznego.
- Dziękujemy - i odszedł, a my zabraliśmy się za konsumowanie. Zaskoczyło mnie, bo bardzo mi smakowało, a moje podniebienie jest raczej wybredne. Już wiem, gdzie będę chodziła coś zjeść.
- I jak Ci smakuje? - zapytał niebieskooki.
- Naprawdę smaczne - odpowiedziałam z podkową na buzi. Już po chwili nasze talerze były puste i poprosiliśmy o rachunek. Wyjęłam portfel:
- O nie, ja płacę - powiedziała natychmiast gwiazda Bundesligi.
- Nie musisz, zapłacę za siebie.
- Nie ma nawet takiej opcji.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Ile płacę? - Robert dał młodemu mężczyźnie pieniądze.
- Robert, wiesz, że nie musiałeś, przecież bym zapłaciła za siebie - powiedziałam patrząc na niego.
- Wiem, ale ja chciałem zapłacić - uśmiechnął się.
- Ile Ci jestem winna? - zapytałam wyjmując pieniądze.
- Nic Adele i przestań, bo się pogniewamy - rzucił i zaśmiał się.
- Dziękuje.
- Nie masz za, co.
- Zbieramy się? - zapytałam. 25-latek przytaknął i wyszliśmy z restauracji....
Marco:
Od wyjazdu Roberta nic się nie wydarzyło, no poza tym, że więcej czasu spędzam z Kate. Dzisiaj trening mieliśmy na 8:00, bo jutro gramy mecz z Hoffenheim. Wstałem o 7:00, poszedłem do łazienki się wykąpać, ubrałem się, spakowałem, zjadłem śniadanie i po chwili jechałem na SIP. Gdy dotarłem na miejsce, zaparkowałem auto i ruszyłem do środka. W szatni byłem już po paru minutach i byłem jako pierwszy. Przebrałem się i czekałem na kolegów. Czekając na nich, wszedłem na instagrama i zobaczyłem zdjęcie Roberta z Adele. Uśmiechnąłem się na jej widok i postanowiłem skomentować to zdjęcie: Słodziaki, ale ja lepiej bym wyglądał:).
- Hejo misiaczku - usłyszałem głos Mario.
- Cześć bąbelku - uśmiechnąłem się i schowałem telefon. Po chwili do szatni wchodzili pozostali, gdy wszyscy się przebrali, ruszyliśmy w stronę murawy. Na miejscu czekał już na nas trener.
- Witam chłopaki. - jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dzień dobry trenerze - przywitaliśmy go.
- Gotowi na dzisiejszy trening i jutrzejszy mecz?
- Oczywiście - powiedział Khel.
- I to mi się podoba - zaśmiał się. Na murawę weszła Anastazja.
- Cześć chłopaki, witam trenerze - przywitała nas radośnie. Dawno jej nie widziałem, ale nic się nie zmieniła, Łukasz ma ogromne szczęście, że ma taką kochającą kobietę jaką jest Podgórska. Mieliśmy zaczynać trening, gdy nagle w tunelu dostrzegłem....
**********************************************
Jezu tak bardzo Was przepraszam za tak beznadziejny i krótki rozdział!:( Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, nie mogę się na niczym skupić, ucieka mi wena, a jak coś już napiszę to usuwam, bo mi się nie podoba:/ Ugh nienawidzę tego uczucia........ Jeszcze raz BARDZO, BARDZO przepraszam za te wypociny i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tak beznadziejny rozdział:* Nie wiem chyba musicie mi dać niezły ochrzan, żebym wzięła się w garść i pisała chociaż trochę lepsze rozdziały:* Pozdrawiam<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział 17
Robert:
Będąc na lotnisku, pożegnałem się z Anią i ruszyłem w stronę odprawy, ponieważ usłyszałem "Pasażerów lotu numer 4851665 z Dortmundu do Warszawy, prosimy po stawienie się na odprawie". Po paru minutach znalazłem się przy stanowisku odprawy i dałem bilet pani, która to obsługiwała. Gdy wszystko było gotowe, przeszedłem przez tunel i znalazłem się w samolocie. Usiadłem na swoje miejsce i czekałem, aż samolot się wzbiję. Zanim wystartowaliśmy stewardessa pokazała nam jak zapiąć pasy i obsługiwać się w razie, co tymi wszystkimi rzeczami. Znam to na pamięć, ale niestety trzeba było tego posłuchać. Gdy młoda dziewczyna skończyła wzbiliśmy się ku górze. Nie czekając minuty dłużej, założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Po kilku minutach lotu postanowiłem się przespać. Dopiero obudziło mnie głos stewardessy "Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy". Tak jak poinformowała i poprosiła, tak też zrobiłem. Po chwili odebrałem swój bagaż i ruszyłem na postój taksówek. Wsiadłem do wolnego auta i podałem adres, na który musiałem dojechać. Jadąc tak, patrzyłem przez okno i wspominałem czasy kiedy mieszkałem w Warszawie. Nie zauważyłem kiedy byłem już pod domem mamy. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu, zabrałem torby i ruszyłem w stronę wejścia. Zapukałem i po chwili otworzyła mi moja mama.
- Robert? - zapytała zdziwiona.
- We własnej osobie - uśmiechnąłem się i przytuliłem rodzicielkę. Weszliśmy do środka, zostawiłem walizki w przedpokoju i poszliśmy do salonu.
- Co tu robisz?
- Mam wolne przez kontuzję i postanowiłem Cię odwiedzić.
- A już lepiej z nogą? - zapytała i wyczułem w jej głosie troskę.
- Tak, jeszcze 2.5 tygodnia muszę nosić usztywnienie. - rzuciłem.
- Moje biedactwo - dała mi buziaka w policzek tak jak zawsze robiła, gdy byłem mały i coś mi się stało.
- Pewnie jesteś głodny.
- Nie mamuś, ale wypiłbym ciepłą herbatkę.
- Już Ci robię - posłała uśmiech i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z ciepłym napojem, podała mi go i usiadła na poprzednie miejsce.
- No to opowiadaj.
- No to trochę się zmieniło... - opowiedziałem jej w skrócie, co i jak. Niestety zmuszony byłem powiedzieć jej o przyjaźni z Anią i o dziwo ze spokojem to przyjęła.
- Chociaż dobrze, że utrzymujecie kontakty - powiedziała.
- No niby tak, ale Mario się z tym nie zgadza - rzuciłem.
- Zrozumie z czasem, odkąd pamiętam, Mario był do niej jakoś wrogo nastawiony.
- No w sumie racja - zaśmiałem się. Porozmawiałem jeszcze chwilę z mamą i poszedłem na górę do mojego pokoju. Wszedłem do środka i byłem pod wrażeniem, ponieważ nic się w nim nie zmieniło. Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy. Rozpakowałem walizki, poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic. Wytarłem starannie ciało, założyłem bokserki i powróciłem do pokoju. Położyłem się i momentalnie kraina Morfeusza zabrała mnie w swoje ramiona.
Będąc na lotnisku, pożegnałem się z Anią i ruszyłem w stronę odprawy, ponieważ usłyszałem "Pasażerów lotu numer 4851665 z Dortmundu do Warszawy, prosimy po stawienie się na odprawie". Po paru minutach znalazłem się przy stanowisku odprawy i dałem bilet pani, która to obsługiwała. Gdy wszystko było gotowe, przeszedłem przez tunel i znalazłem się w samolocie. Usiadłem na swoje miejsce i czekałem, aż samolot się wzbiję. Zanim wystartowaliśmy stewardessa pokazała nam jak zapiąć pasy i obsługiwać się w razie, co tymi wszystkimi rzeczami. Znam to na pamięć, ale niestety trzeba było tego posłuchać. Gdy młoda dziewczyna skończyła wzbiliśmy się ku górze. Nie czekając minuty dłużej, założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Po kilku minutach lotu postanowiłem się przespać. Dopiero obudziło mnie głos stewardessy "Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy". Tak jak poinformowała i poprosiła, tak też zrobiłem. Po chwili odebrałem swój bagaż i ruszyłem na postój taksówek. Wsiadłem do wolnego auta i podałem adres, na który musiałem dojechać. Jadąc tak, patrzyłem przez okno i wspominałem czasy kiedy mieszkałem w Warszawie. Nie zauważyłem kiedy byłem już pod domem mamy. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu, zabrałem torby i ruszyłem w stronę wejścia. Zapukałem i po chwili otworzyła mi moja mama.
- Robert? - zapytała zdziwiona.
- We własnej osobie - uśmiechnąłem się i przytuliłem rodzicielkę. Weszliśmy do środka, zostawiłem walizki w przedpokoju i poszliśmy do salonu.
- Co tu robisz?
- Mam wolne przez kontuzję i postanowiłem Cię odwiedzić.
- A już lepiej z nogą? - zapytała i wyczułem w jej głosie troskę.
- Tak, jeszcze 2.5 tygodnia muszę nosić usztywnienie. - rzuciłem.
- Moje biedactwo - dała mi buziaka w policzek tak jak zawsze robiła, gdy byłem mały i coś mi się stało.
- Pewnie jesteś głodny.
- Nie mamuś, ale wypiłbym ciepłą herbatkę.
- Już Ci robię - posłała uśmiech i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z ciepłym napojem, podała mi go i usiadła na poprzednie miejsce.
- No to opowiadaj.
- No to trochę się zmieniło... - opowiedziałem jej w skrócie, co i jak. Niestety zmuszony byłem powiedzieć jej o przyjaźni z Anią i o dziwo ze spokojem to przyjęła.
- Chociaż dobrze, że utrzymujecie kontakty - powiedziała.
- No niby tak, ale Mario się z tym nie zgadza - rzuciłem.
- Zrozumie z czasem, odkąd pamiętam, Mario był do niej jakoś wrogo nastawiony.
- No w sumie racja - zaśmiałem się. Porozmawiałem jeszcze chwilę z mamą i poszedłem na górę do mojego pokoju. Wszedłem do środka i byłem pod wrażeniem, ponieważ nic się w nim nie zmieniło. Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy. Rozpakowałem walizki, poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic. Wytarłem starannie ciało, założyłem bokserki i powróciłem do pokoju. Położyłem się i momentalnie kraina Morfeusza zabrała mnie w swoje ramiona.
Następnego dnia:
Obudziły mnie promienie słońca, które beztrosko wkradły się do mojego pokoju. Przetarłem oczy i rozglądałem się po pokoju. Chwilkę poleżałem w łóżku, ale po krótkim momencie wstałem. Podszedłem do szafy, i wybrałem bordowe szorty, zwykłą czarną koszulkę, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i do tego czarne trampki. Podreptałem z ubraniami do łazienki, tam ubrałem się i ogarnąłem włosy, i tego typu rzeczy. Po 5 minutach gotowy schodziłem na dół. Wszedłem do kuchni, a tam mama z Mileną.
- Cześć Milcia - podszedłem do niej uśmiechnięty, mocno przytuliłem i dałem buziaka.
- Oho jakie czułości - zaśmiała się. - Witaj braciszku.
- Dawno Cię nie widziałem, to się stęskniłem.
- Jaki kochany Robercik, ja również się stęskniłam - posłała mi uśmiech.
- Dzieci siadajcie do stołu, zaraz podam śniadanie - wtrąciła się mama. Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Usiedliśmy na swoich miejscach i czekaliśmy na jedzenie, które po chwili stało na stole. Gdy tylko je zobaczyłem, od razu się oblizałem i zaczął jeść. Zawsze mama robi pyszne jedzenie, ale to było niesamowite. Po prostu niebo w gębie, rozpływało się i delektowałem się każdym kęsem. Po chwili z mojego talerza zniknęło wszystko.
- Było pyszne mamuś - posłałem jej uśmiech.
- Popieram - zawtórowała mi Milena.
- Dziękuje - odpowiedziała dumnie. Wstałem od stołu, wziąłem talerz i powędrowałem z nim do kuchni. Wrzuciłem go do zmywarki i podreptałem na górę. Wziąłem laptopa i usiadłem z nim na łóżku. Odpaliłem sprzęt i po krótkim momencie byłem już na fb. Wstawiłem nowe zdjęcie dla fanów z podpisem "Jest już o wiele lepiej:) Teraz czas na odpoczynek w rodzinnym domu:)". Posiedziałem jeszcze chwilkę na internecie i wyłączyłem laptopa. Stwierdziłem, że przejdę się po Warszawie, bo bez sensu jest siedzieć w domu jak jest tak piękna pogoda. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli klucze, telefon i portfel. Zszedłem na dół i poinformowałem domowników, że wychodzę. Wyszedłem z domu i musiałem założyć okulary, ponieważ słońce oślepiało mnie. Gdy miałem je już na nosie mogłem spokojnie pójść dalej. Idąc tak ulicami Warszawy, przypominałem sobie dawne czasy. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, gdzie idę, nie miałem określonego miejsca. Po chwili znalazłem się prze moją ulubioną kawiarnią. Wszedłem do środka i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka:
- Dzień dobry, podać coś? - uśmiechnęła się serdecznie.
- Poproszę kawę - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem. Kelnerka zniknęła, lecz po chwili wróciła z moim zamówieniem.
- Proszę - postawiła przede mną ciepły napój.
- Dziękuje.
- Mam prośbę - rzuciła niepewnie.
- Jaką? - zaśmiałem się.
- Mógłby Pan podpisać to dla mojego synka? Uwielbia Pana i marzy, aby Pana poznać.
- Oczywiście, że podpiszę - wziąłem od niej zdjęcie i podpisałem je.
- Dziękuje bardzo, synek na pewno się ucieszy - powiedziała pełna radości.
- A synek ile ma lat? - zapytałem.
- 5 - odpowiedziała dumnie.
- To miłe słyszeć, że mam tak małych fanów. Mam pomysł.
- Jaki? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Z chęcią bym się z nim spotkał - powiedziałem.
- Jezu, na prawdę?
- Tak.
- To może jutro? - zaproponowała.
- Jasne, przyjdę tutaj o tej samej godzinie - powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Ustaliliśmy z kelnerką wszystko i byłem szczęśliwy, że nawet takie maluchy jak ten chłopczyk, mi kibicują. To dla mnie naprawdę ważne, bo jakby nie patrzeć to jestem ich idolem i w pewnym sensie się wzorują na mnie. Mimo wszystko trzeba uważać, co się mówi i tym podobne. Gdy skończyłem pić kawę, wyszedłem z kawiarni i postanowiłem się przejść na stadion Legii. Idąc tak, zauważyłem dziewczynę, która wydawała mi się znajomo. Podszedłem bliżej tej dziewczyny, a ona się odwróciła. Uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Lewy?! - zapytała zaskoczona.
- We własnej osobie - zaśmiałem się. Ona się uśmiechnęła i rzuciła w ramiona.
- Tęskniłam - wyszeptała mi do ucha.
- Ja też.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytała i stanęła przede mną.
- Wczoraj.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- Oj Adele, niespodziankę chciałem Ci zrobić - pokazałem rządek białych zębów.
- To Ci się udała - posłała mi szczery uśmiech.
- Bardzo się ciesze.
- Gdzie idziesz? - zapytała.
- W sumie nie mam określonego miejsca, tak się szwendam, ale teraz chciałem iść na stadion.
- O to się dobrze składa, bo ja też się tam wybieram.
- Potowarzyszysz mi?
- Z miłą chęcią - zaśmiała się cicho i ruszyliśmy. Podczas drogi śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie to, co nam się przydarzyło i ogólnie wygłupialiśmy się. Drogą nam zajęła 30 minut i po upływie tego czasu znaleźliśmy się na stadionie. Przy wejściu spotkaliśmy Koseckiego:
- O hej Lewy! - podszedł do mnie i mnie przywitał.
- Cześć - posłałem mu uśmiech. Nagle poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu....
*****************************************
Mamy 17:) Z góry przepraszam, że rozdział nie pojawił się w piątek, ale byłam poza domem i nie miałam dostępu do internetu:( Wybaczcie też, że jest taki krótki, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu :x Wczoraj Robert pożegnał się z fanami i fani pożegnali go:( Gdy zobaczyłam te wszystkie zdjęcia, łzy same leciały:( No, ale nic, życzymy mu jak najlepiej<3! Tak więc czekam na jakiekolwiek komentarze:)
- Dzieci siadajcie do stołu, zaraz podam śniadanie - wtrąciła się mama. Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Usiedliśmy na swoich miejscach i czekaliśmy na jedzenie, które po chwili stało na stole. Gdy tylko je zobaczyłem, od razu się oblizałem i zaczął jeść. Zawsze mama robi pyszne jedzenie, ale to było niesamowite. Po prostu niebo w gębie, rozpływało się i delektowałem się każdym kęsem. Po chwili z mojego talerza zniknęło wszystko.
- Było pyszne mamuś - posłałem jej uśmiech.
- Popieram - zawtórowała mi Milena.
- Dziękuje - odpowiedziała dumnie. Wstałem od stołu, wziąłem talerz i powędrowałem z nim do kuchni. Wrzuciłem go do zmywarki i podreptałem na górę. Wziąłem laptopa i usiadłem z nim na łóżku. Odpaliłem sprzęt i po krótkim momencie byłem już na fb. Wstawiłem nowe zdjęcie dla fanów z podpisem "Jest już o wiele lepiej:) Teraz czas na odpoczynek w rodzinnym domu:)". Posiedziałem jeszcze chwilkę na internecie i wyłączyłem laptopa. Stwierdziłem, że przejdę się po Warszawie, bo bez sensu jest siedzieć w domu jak jest tak piękna pogoda. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli klucze, telefon i portfel. Zszedłem na dół i poinformowałem domowników, że wychodzę. Wyszedłem z domu i musiałem założyć okulary, ponieważ słońce oślepiało mnie. Gdy miałem je już na nosie mogłem spokojnie pójść dalej. Idąc tak ulicami Warszawy, przypominałem sobie dawne czasy. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, gdzie idę, nie miałem określonego miejsca. Po chwili znalazłem się prze moją ulubioną kawiarnią. Wszedłem do środka i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka:
- Dzień dobry, podać coś? - uśmiechnęła się serdecznie.
- Poproszę kawę - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem. Kelnerka zniknęła, lecz po chwili wróciła z moim zamówieniem.
- Proszę - postawiła przede mną ciepły napój.
- Dziękuje.
- Mam prośbę - rzuciła niepewnie.
- Jaką? - zaśmiałem się.
- Mógłby Pan podpisać to dla mojego synka? Uwielbia Pana i marzy, aby Pana poznać.
- Oczywiście, że podpiszę - wziąłem od niej zdjęcie i podpisałem je.
- Dziękuje bardzo, synek na pewno się ucieszy - powiedziała pełna radości.
- A synek ile ma lat? - zapytałem.
- 5 - odpowiedziała dumnie.
- To miłe słyszeć, że mam tak małych fanów. Mam pomysł.
- Jaki? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Z chęcią bym się z nim spotkał - powiedziałem.
- Jezu, na prawdę?
- Tak.
- To może jutro? - zaproponowała.
- Jasne, przyjdę tutaj o tej samej godzinie - powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Ustaliliśmy z kelnerką wszystko i byłem szczęśliwy, że nawet takie maluchy jak ten chłopczyk, mi kibicują. To dla mnie naprawdę ważne, bo jakby nie patrzeć to jestem ich idolem i w pewnym sensie się wzorują na mnie. Mimo wszystko trzeba uważać, co się mówi i tym podobne. Gdy skończyłem pić kawę, wyszedłem z kawiarni i postanowiłem się przejść na stadion Legii. Idąc tak, zauważyłem dziewczynę, która wydawała mi się znajomo. Podszedłem bliżej tej dziewczyny, a ona się odwróciła. Uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Lewy?! - zapytała zaskoczona.
- We własnej osobie - zaśmiałem się. Ona się uśmiechnęła i rzuciła w ramiona.
- Tęskniłam - wyszeptała mi do ucha.
- Ja też.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytała i stanęła przede mną.
- Wczoraj.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- Oj Adele, niespodziankę chciałem Ci zrobić - pokazałem rządek białych zębów.
- To Ci się udała - posłała mi szczery uśmiech.
- Bardzo się ciesze.
- Gdzie idziesz? - zapytała.
- W sumie nie mam określonego miejsca, tak się szwendam, ale teraz chciałem iść na stadion.
- O to się dobrze składa, bo ja też się tam wybieram.
- Potowarzyszysz mi?
- Z miłą chęcią - zaśmiała się cicho i ruszyliśmy. Podczas drogi śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie to, co nam się przydarzyło i ogólnie wygłupialiśmy się. Drogą nam zajęła 30 minut i po upływie tego czasu znaleźliśmy się na stadionie. Przy wejściu spotkaliśmy Koseckiego:
- O hej Lewy! - podszedł do mnie i mnie przywitał.
- Cześć - posłałem mu uśmiech. Nagle poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu....
*****************************************
Mamy 17:) Z góry przepraszam, że rozdział nie pojawił się w piątek, ale byłam poza domem i nie miałam dostępu do internetu:( Wybaczcie też, że jest taki krótki, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu :x Wczoraj Robert pożegnał się z fanami i fani pożegnali go:( Gdy zobaczyłam te wszystkie zdjęcia, łzy same leciały:( No, ale nic, życzymy mu jak najlepiej<3! Tak więc czekam na jakiekolwiek komentarze:)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)