niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 17

Robert:
Będąc na lotnisku, pożegnałem się z Anią i ruszyłem w stronę odprawy, ponieważ usłyszałem "Pasażerów lotu numer 4851665 z Dortmundu do Warszawy, prosimy po stawienie się na odprawie". Po paru minutach znalazłem się przy stanowisku odprawy i dałem bilet pani, która to obsługiwała. Gdy wszystko było gotowe, przeszedłem przez tunel i znalazłem się w samolocie. Usiadłem na swoje miejsce i czekałem, aż samolot się wzbiję. Zanim wystartowaliśmy stewardessa pokazała nam jak zapiąć pasy i obsługiwać się w razie, co tymi wszystkimi rzeczami. Znam to na pamięć, ale niestety trzeba było tego posłuchać. Gdy młoda dziewczyna skończyła wzbiliśmy się ku górze. Nie czekając minuty dłużej, założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Po kilku minutach lotu postanowiłem się przespać. Dopiero obudziło mnie głos stewardessy "Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy". Tak jak poinformowała i poprosiła, tak też zrobiłem. Po chwili odebrałem swój bagaż i ruszyłem na postój taksówek. Wsiadłem do wolnego auta i podałem adres, na który musiałem dojechać. Jadąc tak, patrzyłem przez okno i wspominałem czasy kiedy mieszkałem w Warszawie. Nie zauważyłem kiedy byłem już pod domem mamy. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu, zabrałem torby i ruszyłem w stronę wejścia. Zapukałem i po chwili otworzyła mi moja mama.
- Robert? - zapytała zdziwiona.
- We własnej osobie - uśmiechnąłem się i przytuliłem rodzicielkę. Weszliśmy do środka, zostawiłem walizki w przedpokoju i poszliśmy do salonu.
- Co tu robisz?
- Mam wolne przez kontuzję i postanowiłem Cię odwiedzić.
- A już lepiej z nogą? - zapytała i wyczułem w jej głosie troskę.
- Tak, jeszcze 2.5 tygodnia muszę nosić usztywnienie. - rzuciłem.
- Moje biedactwo - dała mi buziaka w policzek tak jak zawsze robiła, gdy byłem mały i coś mi się stało.
- Pewnie jesteś głodny.
- Nie mamuś, ale wypiłbym ciepłą herbatkę.
- Już Ci robię - posłała uśmiech i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z ciepłym napojem, podała mi go i usiadła na poprzednie miejsce.
- No to opowiadaj.
- No to trochę się zmieniło... - opowiedziałem jej w skrócie, co i jak. Niestety zmuszony byłem powiedzieć jej o przyjaźni z Anią i o dziwo ze spokojem to przyjęła.
- Chociaż dobrze, że utrzymujecie kontakty - powiedziała.
- No niby tak, ale Mario się z tym nie zgadza - rzuciłem.
- Zrozumie z czasem, odkąd pamiętam, Mario był do niej jakoś wrogo nastawiony.
- No w sumie racja - zaśmiałem się. Porozmawiałem jeszcze chwilę z mamą i poszedłem na górę do mojego pokoju. Wszedłem do środka i byłem pod wrażeniem, ponieważ nic się w nim nie zmieniło. Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy.  Rozpakowałem walizki, poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic. Wytarłem starannie ciało, założyłem bokserki i powróciłem do pokoju. Położyłem się i momentalnie kraina Morfeusza zabrała mnie w swoje ramiona.
Następnego dnia:
Obudziły mnie promienie słońca, które beztrosko wkradły się do mojego pokoju. Przetarłem oczy i rozglądałem się po pokoju. Chwilkę poleżałem w łóżku, ale po krótkim momencie wstałem. Podszedłem do szafy, i wybrałem bordowe szorty, zwykłą czarną koszulkę, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i do tego czarne trampki. Podreptałem z ubraniami do łazienki, tam ubrałem się i ogarnąłem włosy, i tego typu rzeczy. Po 5 minutach gotowy schodziłem na dół. Wszedłem do kuchni, a tam mama z Mileną.
- Cześć Milcia - podszedłem do niej uśmiechnięty, mocno przytuliłem i dałem buziaka. 
- Oho jakie czułości - zaśmiała się. - Witaj braciszku.
- Dawno Cię nie widziałem, to się stęskniłem.
- Jaki kochany Robercik, ja również się stęskniłam - posłała mi uśmiech.
- Dzieci siadajcie do stołu, zaraz podam śniadanie - wtrąciła się mama. Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Usiedliśmy na swoich miejscach i czekaliśmy na jedzenie, które po chwili stało na stole. Gdy tylko je zobaczyłem, od razu się oblizałem i zaczął jeść. Zawsze mama robi pyszne jedzenie, ale to było niesamowite. Po prostu niebo w gębie, rozpływało się i delektowałem się każdym kęsem. Po chwili z mojego talerza zniknęło wszystko.
- Było pyszne mamuś - posłałem jej uśmiech.
- Popieram - zawtórowała mi Milena.
- Dziękuje - odpowiedziała dumnie. Wstałem od stołu, wziąłem talerz i powędrowałem z nim do kuchni. Wrzuciłem go do zmywarki i podreptałem na górę. Wziąłem laptopa i usiadłem z nim na łóżku. Odpaliłem sprzęt i po krótkim momencie byłem już na fb. Wstawiłem nowe zdjęcie dla fanów z podpisem "Jest już o wiele lepiej:) Teraz czas na odpoczynek w rodzinnym domu:)". Posiedziałem jeszcze chwilkę na internecie i wyłączyłem laptopa. Stwierdziłem, że przejdę się po Warszawie, bo bez sensu jest siedzieć w domu jak jest tak piękna pogoda. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli klucze, telefon i portfel. Zszedłem na dół i poinformowałem domowników, że wychodzę. Wyszedłem z domu i musiałem założyć okulary, ponieważ słońce oślepiało mnie. Gdy miałem je już na nosie mogłem spokojnie pójść dalej. Idąc tak ulicami Warszawy, przypominałem sobie dawne czasy. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, gdzie idę, nie miałem określonego miejsca. Po chwili znalazłem się prze moją ulubioną kawiarnią. Wszedłem do środka i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka:
- Dzień dobry, podać coś? - uśmiechnęła się serdecznie.
- Poproszę kawę - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem. Kelnerka zniknęła, lecz po chwili wróciła z moim zamówieniem.
- Proszę - postawiła przede mną ciepły napój.
- Dziękuje.
- Mam prośbę - rzuciła niepewnie.
- Jaką? - zaśmiałem się.
- Mógłby Pan podpisać to dla mojego synka? Uwielbia Pana i marzy, aby Pana poznać.
- Oczywiście, że podpiszę - wziąłem od niej zdjęcie i podpisałem je.
- Dziękuje bardzo, synek na pewno się ucieszy - powiedziała pełna radości.
- A synek ile ma lat? - zapytałem.
- 5 - odpowiedziała dumnie.
- To miłe słyszeć, że mam tak małych fanów. Mam pomysł.
- Jaki? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Z chęcią bym się z nim spotkał - powiedziałem.
- Jezu, na prawdę?
- Tak.
- To może jutro? - zaproponowała.
- Jasne, przyjdę tutaj o tej samej godzinie - powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Ustaliliśmy z kelnerką wszystko i byłem szczęśliwy, że nawet takie maluchy jak ten chłopczyk, mi kibicują. To dla mnie naprawdę ważne, bo jakby nie patrzeć to jestem ich idolem i w pewnym sensie się wzorują na mnie. Mimo wszystko trzeba uważać, co się mówi i tym podobne. Gdy skończyłem pić kawę, wyszedłem z kawiarni i postanowiłem się przejść na stadion Legii. Idąc tak, zauważyłem dziewczynę, która wydawała mi się znajomo. Podszedłem bliżej tej dziewczyny, a ona się odwróciła. Uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Lewy?! - zapytała zaskoczona.
- We własnej osobie - zaśmiałem się. Ona się uśmiechnęła i rzuciła w ramiona.
- Tęskniłam - wyszeptała mi do ucha.
- Ja też.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytała i stanęła przede mną.
- Wczoraj.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- Oj Adele, niespodziankę chciałem Ci zrobić - pokazałem rządek białych zębów.
- To Ci się udała - posłała mi szczery uśmiech.
- Bardzo się ciesze.
- Gdzie idziesz? - zapytała.
- W sumie nie mam określonego miejsca, tak się szwendam, ale teraz chciałem iść na stadion.
- O to się dobrze składa, bo ja też się tam wybieram.
- Potowarzyszysz mi?
- Z miłą chęcią - zaśmiała się cicho i ruszyliśmy. Podczas drogi śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie to, co nam się przydarzyło i ogólnie wygłupialiśmy się. Drogą nam zajęła 30 minut i po upływie tego czasu znaleźliśmy się na stadionie. Przy wejściu spotkaliśmy Koseckiego:
- O hej Lewy! - podszedł do mnie i mnie przywitał.
- Cześć - posłałem mu uśmiech. Nagle poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu....
*****************************************
Mamy 17:) Z góry przepraszam, że rozdział nie pojawił się w piątek, ale byłam poza domem i nie miałam dostępu do internetu:( Wybaczcie też, że jest taki krótki, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu :x Wczoraj Robert pożegnał się z fanami i fani pożegnali go:( Gdy zobaczyłam te wszystkie zdjęcia, łzy same leciały:( No, ale nic, życzymy mu jak najlepiej<3! Tak więc czekam na jakiekolwiek komentarze:)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

3 komentarze:

  1. Cieszę się, że dodałaś rozdział bo jest cudowny ja zawszę, ale kurde szkoda, ze taki krótki ;c
    A co do wczorajszego pożegnania nie dziwię Ci się bo sama ryczałam jak bóbr... Nie wierzę, że więcej nie zobaczę Go jako zawodnika, który strzela bramkę na SIP dla Borussii. Nie mogę się z tym pogodzić ;/ Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci do Dortmundu ! :)
    Buziaki <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, tylko szkoda, że taki krótki. ;) Tak myślałam, że Lewy spotka Adel jak przyjedzie do Warszawy. Oni muszą być razem. I mam nadzieję, że będą. ;) Ale z tego chłopczyka szczęściarz, nie wyobrażam sobie jak miała bym spotkać Robercika. Po prostu padła bym na miejscu. :D Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Byłam przekonana że Robert i Adel się spotkają jak on przyjedzie do Wawy! Ugh czy ona musi być z Kubą ? Adel powinna być z Lewym ! Ale to tylko moja sugestia :) I to dziwne ukucie w sercu Roberta to napewno z zazdrości !! Oby następny rozdział był dłuższy proooooszę :) Zapraszam do mnie po-prostumniekochaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń