piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 20

Przebudziłam się o 2:32, ponieważ było mi strasznie gorąco. Wierciłam się w łóżku, jednak postanowiłam z niego wyjść. Odkryłam się i stanęłam na nogi. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Bardzo źle się czuje i chyba jestem cała rozpalona. Sięgnęłam po szklankę i nalałam sobie do niej wody. Usiadłam na krześle przy blacie i zaczęłam bawić się szklanką. Nagle w pomieszczeniu zapaliło się światło.
- A Ty czemu nie śpisz? - koło mnie stanęła Ulla.
- Źle się czuje - odpowiedziała i spojrzałam na nią.
- Ty jesteś cała czerwona - położyła rękę na moim czole.
- Jesteś rozpalona.
- Jutro będzie lepiej - rzuciłam.
- Trzymaj - podała mi termometr. Przekręciłam oczami i złapałam za niego. Chwilę czekałyśmy, lecz po krótkim czasie temperatura została zmierzona. Podałam przedmiot cioci.
- Masz gorączkę, 39 stopni - przeraziła się. Podeszła do apteczki i wyciągnęła z niej parę tabletek.
- Połknij je i do łóżka.
- Ech... ok - połknęłam to, co miałam połknąć i ruszyłam do pokoju. Po chwili leżałam już w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Nagle poczułam wibrację pod poduszką. Sięgnęłam pod poduszkę po telefon i zobaczyłam, że mam wiadomość. Przesunęłam palcem po ekranie i odczytałam wiadomość od Marco:
*Śpisz?:)*
Uśmiechnęłam się do telefonu i odpisałam:
*Niestety nie:( A Ty czemu nie śpisz? *
Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.
*Nie wiem w sumie, przebudziłem się i nie mogę zasnąć, a Ty?*
Odpisałam po krótkim zastanowieniu się:
*Źle się czuje, mam gorączkę:/*
Ponownie mój telefon za wibrował:
*Ale jest już lepiej?*
Zrobiło mi się miło, że Reus się tak o mnie troszczy.
*Tak, już lepiej:) Ty już musisz iść spać, bo jutro masz mecz*
Usłyszałam dźwięk wiadomości:
*No wiem, ale czekam, aż Ty uśniesz:3*
*To ja już idę spać i Ty też, bo musisz być wypoczęty:D*
Odpisał:
* Dobranoc i śpij dobrze:)*
Uśmiechnęłam się do telefonu i odłożyłam go na poprzednie miejsce. Przez chwilę nie wierciłam, ale po chwili zasnęłam.
Marco:
W nocy nie mogłem spać, ale po kilku godzinach zasnąłem.
Następnego dnia:
Budzik obudził mnie o 10:00. Wygramoliłem się z łóżka i podreptałem do łazienki. Zdjąłem bokserki i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem wodę i momentalnie na moje ciało skapnęły letnie krople wody. Namydliłem całe ciało i dokładnie je spłukałem. Zostały mi jeszcze włosy, więc zabrałem się za nie. Nałożyłem na nie mój ulubiony szampon i spieniłem go. Po chwili spłukałem go i wyszedłem z pod prysznica. Owinąłem włosy w ręcznik, a drugim dokładnie wytarłem ciało. Założyłem czyste bokserki  i zdjąłem ręcznik z głowy. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do garderoby. Długo nie musiałem wybierać ciuchów, bo po krótkim czasie, miałem na sobie szare spodenki, zieloną bluzkę z napisem i do tego trampki. Spakowałem już torbę na mecz i zszedłem z nią na dół. Położyłem ją w przedpokoju i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie na śniadanie omlety, które po chwili konsumowałem. Po zjedzonym posiłku pozmywałem naczynia i udałem się do salonu. Do meczu miałem jeszcze 4 godziny, ale trening mamy o 13, więc jeszcze dwie godziny. Wziąłem laptopa na kolana i włączyłem go. Gdy się już uruchomił, otworzyłem przeglądarkę i wszedłem na fb. Ogólnie to nic się nie działo. Postanowiłem wstawić zdjęcie i, gdy to zrobiłem, wyłączyłem stronę jak i laptopa. Strasznie mi się nudziło, więc stwierdziłem, że pojadę do Mario. Wstałem z kanapy, wziąłem torbę i kluczyki, i wyszedłem z domu zamykając go za sobą. Wsiadłem do auta rzucając torbę na tylne siedzenia. Kluczyki włożyłem do stacyjki i uruchomiłem silnik. Ruszyłem w drogę do domu przyjaciela. Na posesji Mario byłem po 10 minutach. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do drzwi wejściowych. Złapałem za klamkę i wszedłem do środka. Nogi skierowałem do salonu, lecz nikogo tam nie było, więc postawiłem na kuchnie.
- Cześć bąbelku - przywitałem się z Mario, który robił sobie śniadanie siadając na krześle.
- Od czego jest dzwonek jak możesz sobie wejść - powiedział ironicznie.
- Miłe przywitanie.
- Cześć blondasku - posłał mi uśmiech.
- Chcesz śniadanie? - dodał.
- Już jadłem, ale dziękuje - posłałem mu uśmiech.
- Więcej dla mnie.
- Będziesz jeszcze większym bąbelkiem - wstałem z  miejsca, podszedłem do niego i poczochrałem mu włosy.
- Reus! - krzyknął. Bardzo dobrze wiem, że on tego nienawidzi tak jak ja i zawsze go tym denerwuje.
- Nie złość się misiaczku - puściłem mu całusa w powietrzu. Podszedłem do lodówki, otworzyłem ją i wziąłem sobie sok, który był w lodówce. Otworzyłem go i upiłem łyk. Mario skończył jeść śniadanie, pozmywał naczynia i ogarnął trochę kuchnie.
- Jak przed meczem? - zapytał.
- W sumie to na razie się nie stresuje, a u Ciebie jak?
- Podobnie jak u Ciebie kotku, tylko będzie brakowało Lewego - rzucił.
- Spokojnie, będzie nam kibicował i trzymał za nas kciuki - poklepałem go po plecach. Spojrzałem na zegarek, na kuchence gazowej i była już 12:15.
- Bąbelku zbieraj się, musimy jechać powoli na stadion.
- Ok, tylko wezmę telefon i dokumenty - przyjaciel wyszedł z pomieszczenia i poszedł na górę, a ja udałem się do przedpokoju. Nim się obejrzałem, Götze stał koło mnie i zakładał buty. Zawiesił torbę na ramię i wyszliśmy z mieszkania. Każdy z nas udał się do swojego auta. Usiadłem na miejscy kierowcy i odpaliłem samochód. Poczekałem, aż klubowa 10 wyjedzie i ruszyłem za nim. Na SIP dojechaliśmy po 20 minutach i było już sporo samochodów. Wjechaliśmy na parking podziemny i zaparkowaliśmy auta. Wysiedliśmy z nich i ruszyliśmy do środka. Po chwili szliśmy do szatni, w której się znaleźliśmy. Była już cała drużyna i czekali w sumie tylko na nas. Zajęliśmy swoje miejsca, przebraliśmy się i ruszyliśmy na murawę. Na boisku czekał na nas już trener jak i pozostały sztab. Rozpoczęliśmy nasz trening, a na stadionie było już dość sporo osób. Z każdą chwilą było ich coraz więcej. Na boisku pojawiło się również Hoffenheim. Ćwiczyliśmy z jakieś dwie godziny, bo na telebimie widniała godzina 14:55. My zaczęliśmy powoli schodzić do szatni, natomiast drużyna przeciwna jeszcze została. Schodząc do tunelu zaczepiła mnie jakaś dziewczynka, na oko miała z jakieś 10 lat i poprosiła o autograf. Ucieszyło mnie to, że mam nawet takich małych kibiców i to na dodatek jeszcze dziewczyny. Z miłą chęcią dałem jej autograf i zaproponowałem zdjęcie, jednak byłoby to trudne do wykonania, ponieważ mała znajdowała się na trybunach. Poprosiłem jednego z ochroniarzy, aby zdjął dziewczynkę na boisko. Mężczyzna wykonał to o, co go poprosiłem i dziewczynka stała koło mnie. Poprosiliśmy, aby nam zrobiono zdjęcie i zauważyłem, że moja mała fanka zaczęła płakać.
- Ej, czemu płaczesz? - przykucnąłem przy niej.
- Bo spełniło się moje marzenie - powiedziała przez łzy. Mi na sercu zrobiło się ciepło i mimowolnie przytuliłem ją. Niestety musiałem już iść, więc pożegnałem się z nią i zszedłem z boiska.
- Słodko wyglądasz z dziećmi - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i ujrzałem Kate.
- Dziękuje bardzo - uśmiechnąłem się.
- Jak się czujesz?
- No trochę lepiej, ale dzisiaj wujek chyba zabiera mnie do lekarza - powiedziała z niezadowoloną miną.
- Wybacz Kate, porozmawiamy po meczu, bo teraz już muszę iść.
- Jasne, nie ma sprawy - posłała mi uśmiech i rozeszliśmy się. Wszedłem do szatni, gdzie trener już nas motywował. Zostało niecałe 30 minut do meczu, nasz sztab medyczny wolał jeszcze nas rozmasować i tego typu rzeczy. Te pół godziny, a nawet mniej minęło bardzo szybko. Staliśmy w tunelu i czekaliśmy na sędziów, którzy po chwili pojawili się. Wyszliśmy z tunelu i stanęliśmy przed publicznością, i wysłuchaliśmy hymnu. Gdy wszystko było ustalone rozpoczęła się gra. Dla nas od 5 minuty, gdy gola strzelił Roberto Firmino nie było zbyt kolorowo, jednak nie poddaliśmy się i graliśmy dalej. Już w 29 minucie dla nas zdobył bramkę Kevin. W 30 minucie dostaję piłkę od Piszczka, biegnę z nią w stronę bramki, jednak postanowiłem podać piłkę do Mario i była to dobra decyzja, ponieważ padł gol. Byłem szczęśliwy i jak zawsze mamy w zwyczaju z Götzem, zrobiliśmy ten nasz typowy podskok. W 32 minucie Polański dostał żółtą kartkę, a w 34 minucie gola zdobył Piszczek. Do końca pierwszej połowy utrzymaliśmy wynik i schodziliśmy do szatni z korzystnym wynikiem. Chwilę odpoczynku i ponownie wybiegliśmy na murawę. W 66 minucie wynik zmienił się i było 3:2 dla nas. Trochę byliśmy wkurzeni, ponieważ tą bramkę straciliśmy z własnej głupoty, no ale cóż, trzeba grać dalej. W 76 minucie mecz się dla mnie zakończył, ponieważ zostałem zmieniony. Do końca meczu przesiedziałem na ławce, ale nie byłem zły, ponieważ każdy musi odpocząć. Mecz zakończył się wynikiem 3:2. Byliśmy zadowoleni inaczej sobie tego nie wyobrażaliśmy. Zeszliśmy do szatni, wzięliśmy prysznice i każdy z nas opuszczał szatnie. Idąc tak zauważyliśmy, że.....
************************************************************
Uff mamy już 20! Było ciężko, ale jakoś sobie poradziłam. Ten rozdział nie jest do końca taki jakbym chciała, ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś malutkim stopniu spodoba się Wam:) Naprawdę było ciężko, gdyż tracę wenę i myślę nad zawieszeniem lub z zakończeniem pisania rozdziałów, ale to jeszcze nic pewne. A i wybaczcie, że taki krótki:( Postaram się, aby następny był dłuższy o ile napisze. Pozdrawiam:*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3


12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :* czekam na next ♥ No ale powiem szczerze, że nie musiałaś w takim momencie przerywać; 3 Ale Wybaczam :* już nie mogę doczekać następnego ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na wątek z Kate :* tak jakoś ją bardzi polubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no i jest super..:D
    musiałaś w takim momencie ?
    Marko jaki on troskliwy..♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczcie, ale musiałam wprowadzić trochę napięcia:) I dziękuje za miłe słowa:*

      Usuń
  4. Błagam Cię nie kończ tego bloga, bo bardzo go polubiłam i zawsze z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że wena Ci wróci. :) A co do rozdziału to świetny, tylko szkoda, że krótki. :( Marco jaki słodziak. Na miejscu tej dziewczynki zrobiłabym podobnie. :D Szkoda mi Kate, bo ją polubiłam. Mam nadzieję, że niedługo Marco i Kate zostaną parą, pasowali by do siebie. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pojawi się wątek Adel i Roberta. Kurdę, chciałabym, żeby byli razem. :) I musiałaś przerwać w takim momencie ? Ciekawe co tam wymyśliłaś. ;D Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę z całego serducha dziękuje za tak miłe komentarze, naprawdę dają kopa do dalszego pisania<3 Również pozdrawiam:*

      Usuń
  5. Wpadłam tu przez przypadek i musiałam przeczytać wszystko :)
    Bardzo spodobał mi się blog ;)
    Nie narzekaj, że rozdział się nie podoba bo jest świetny. Nie kończ bloga, jest świetny.
    Jeśli chwilowo brak Ci weny to zawieś najwyżej na jakiś czas ale nie usuwaj :)
    Co do rozdziału to myślałam, że Cię zabiję. W takim miejscu skończyć?
    Ciekawe co tam zauważyli, no.
    Marcoooooo jaki słodki!
    Czekam na nn
    Tymczasem zaprzaszam na 2 u mnie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
    Opowiadanie jest o Marco :)
    Buziaki:**
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za te ciepłe słowa<3 W wolnej chwili na pewno zajrzę:)

      Usuń
  6. Serio ? Musiałaś skończyć w takim momencie.
    Trudno poczekam do kolejnego...
    Ale i tak zżera mnie ciekawość.
    Coś mało Roberta i jego ' przyszłej dziewczyny ' :
    Życzę ci weny i zapraszam do mnie po-prostumnekochaj.blogspot.com
    jest 3 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym odcinku pojawi się wątek Roberta i Adele:) Dziękuje i na pewno zajrzę:)

      Usuń