niedziela, 20 lipca 2014

Informacja

Niestety kochani mam dla Was przykrą wiadomość:( Zdążyliście zauważyć, że przez ostatnie tygodnie nie pojawił się rozdział:c Niestety zawieszam bloga i nie wiem czy wrócę do niego, ponieważ brak mi weny... Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ nie chce się z Wami rozstawać, ale niestety z niektórych przyczyn muszę:( Mam nadzieję, że zapamiętacie tego bloga oraz inne, które pisałam:) Mam nadzieję, że do zobaczenia kochani <3!

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 23

Gdy się obudziłem, była godzina 18:00. Spałem bardzo długo i byłem wypoczęty. Wyłączyłem telewizor, który cały czas grał, gdy ja spałem. Wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni. Wziąłem szklankę, do której nalałem sok i upiłem łyk. Poczułem, że zaczynam robić się głodny, więc postanowiłem sobie coś przyrządzić. Po krótkim zastanowieniu się, zacząłem przygotowywać zapiekankę warzywną. Po chwili siedziałem przy stole i konsumowałem ją. Gdy posiłek był zjedzony, posprzątałem po sobie i podreptałem na górę przebrać się. Wszedłem do garderoby i wziąłem do ręki niebieski sweter i założyłem go, na dół założyłem spodnie i białe trampki. Przejrzałem się w lustrze i poszedłem do pokoju. Do kieszeni wrzuciłem najpotrzebniejsze rzeczy i zszedłem na dół. Wyszedłem z mieszkania zamykając je za sobą i ruszyłem w kierunku samochodu. Wsiadłem do niego i ruszyłem w stronę posiadłości Piszczka. Postanowiłem, że dzisiaj muszę porozmawiać z Anastazją, może ona coś wie na temat Adele.  Pod drzwiami przyjaciół znalazłem się po 15 minutach. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Długo nie czekałem, ponieważ po krótkiej chwili drzwi się otworzyły, a przede mną stała..... Stała Adele.
- Robert? - zdziwiła się na mój widok.
- Adele? - spojrzałem na nią.
- No tak.
- Adele - uśmiechnąłem się i wziąłem ja na ręce.
- Robert postaw mnie - zaśmiała się. Tak jak poprosiła, postawiłem ją.
- Wejdź do środka.
- Już wchodzę - przeszedłem koło niej i znalazłem się w środku. Zdjąłem buty i przeszliśmy do salonu, gdzie siedział Łukasz z Anastazją.
- Cześć Robert - przywitała mnie uśmiechnięta Podgórska.
- Hej - odwzajemniłem uśmiech.
- Cześć Lewy - rzucił Piszczek.
- Co Cię do nas sprowadza ? - dodał.
- Chciałem porozmawiać z Anastazją, ale teraz muszę porozmawiać z Adele - powiedziałem.
- Chodź - dziewczyna pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy na górę. Weszliśmy do jej tymczasowego pokoju i usiedliśmy na łóżku.
- To o czym chciałeś rozmawiać? - zapytała.
- Czemu przez bite dwa miesiące nie odzywałaś się, nie odpisywałaś, ani nie oddzwaniałaś? Martwiłem się tak samo jak Marco - spojrzałem na nią.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. Parę spraw się pokomplikowało w moim życiu i musiałam to poukładać.
- Co się stało? - zapytałem.
- Zerwałam z Kubą, w sumie to ona chyba ze mną - i zaczęła mi wszystko opowiadać. Słyszałem po jej głosie, że bardzo to ją boli i zauważyłem, że po jej policzku spływa łza. W tym momencie miałem ochotę rozszarpać tego gnojka, że tak ją zranił. Gdybym wtedy był przy niej, to nie pozwoliłbym, aby cierpiała. Gdy skończyła opowiadać, przytuliłem ją.
- Nie płacz, proszę Cię - głaskałem ją po głowie. Siedzieliśmy tak z 10 minut, gdy w pewnym momencie wpadłem na genialny pomysł. Wstałem z łóżka i pociągnąłem Adele za sobą. Zeszliśmy na dół do pozostałych domowników.
- Mam pewną propozycję - spojrzałem na każdego z osobna.
- Jaką? - zapytała Ana.
- Więc ogarniamy się, zbieramy ekipę i idziemy do One Club i nie słyszę sprzeciwów.
- Ja jestem na tak - wstał Piszczek wielce zadowolony. Do niego dołączyła fizjoterapeutka Borussii. Spojrzałem na Adele, która nie miała za ciekawej miny.
- Ja odpadam - powiedziała i zaczęła kierować się ku górze.
- O nie, nie - złapałem ją za rękę.
- Nie ma żadnych sprzeciwów.
- Robert, ale....
- Nie ma żadnego "ale". Idziesz się teraz szykować i koniec kropka - posłałem jej uśmiech.
- Nie wygram? - westchnęła.
- Nie ma szans - zaśmiałem się. Umówiliśmy się na konkretną godzinę i wyszedłem od nich. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do siebie. Po paru minutach byłem już w garderobie i zastanawiałem się w, co się ubiorę. Po chwili zastanowienia dobrałem ciuchy i ruszyłem z nimi do łazienki. Ciuchy położyłem na szafce, zrzuciłem z siebie ubrania, które miałem na sobie i wrzuciłem je do kosza z brudnymi ciuchami. Wszedłem po prysznic i umyłem się. Kąpiel trwała 15 minut, po upływie tego czasu, wyszedłem z kabiny i wytarłem ciało i włosy. Założyłem bokserki oraz skarpetki. Umyłem twarz, zęby i ułożyłem włosy. Założyłem na siebie zestaw na dzisiejszy wieczór. Psiknąłem na siebie moje ulubione perfumy, przejrzałem się jeszcze w lustrze i stwierdziłem, że może być. Wyszedłem z łazienki, do kieszeni wrzuciłem telefon, portfel, klucze od domu oraz dokumenty. Zszedłem na dół, wyszedłem z mieszkania zamykając je i wsiadłem do taksówki zamówionej podczas przygotowywania się do wyjścia. Ruszyliśmy w drogę do klubu....
Marco:
Pod wieczór otrzymałem telefon od Łukasza z wieścią, że idziemy na imprezę. Od razu po telefonie zacząłem się przygotowywać. Wziąłem prysznic, założyłem bieliznę i umyłem twarz oraz zęby. Ułożyłem moje włosy, co trwało 5 minut. Założyłem ubrania, które sobie przygotowałem. Ostatnie poprawki i byłem gotowy. Do kieszeni od spodni włożyłem najpotrzebniejsze rzeczy i zszedłem na dół. Wyszedłem z mieszkania, zamknąłem je i wsiadłem do taksówki. Po 15 minutach byłem pod klubem, gdzie byli prawie wszyscy, jednak brakowała Piszczka z Anastazją.
- Hej - przywitałem się z chłopakami i ich dziewczynami lub żonami. Zauważyłem, że Mario przyszedł z jakąś dziewczyną. Spojrzałem na przyjaciela pytającym wzrokiem. Piłkarz z numerem 10 na koszulce zrozumiał o, co chodzi i kiwnął głową na znak, że nie teraz. Pewnie później mi powie, co to za dziewczyna.
- Czekamy na Piszczków? - zapytał Mats. Tak, nieraz mówimy na nich jakby byli małżeństwem, ale najwyraźniej im to nie przeszkadza.
- Wydaję mi się, że możemy już iść - rzucił Lewy. Otworzyliśmy drzwi od One club i weszliśmy do środka. W klubie jak to w weekend, było sporo ludzi, ale można było się poruszać. Usiedliśmy przy naszym stoliku i zamówiliśmy drinki. Po chwili kelner przyniósł nam nasze zamówienie i każdy zaczął sączyć swojego drinka. Po kilku minutach, prawie każdy z paczki poszedł tańczyć. Zostałem sam i piłem mój napój alkoholowy. Zapatrzyłem się w jeden cel i zacząłem myśleć o Adele. Czemu nie odzywała się do nikogo i nadal się nie odzywa? Martwię się i nie wiem, co mam robić. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos, którzy wrócili do stolika. Koło mnie usiadł Mario z brązowowłosą dziewczyną.
- Marco poznaj moją przyjaciółkę, Alicje - uśmiechnął się.
- Miło mi Cię poznać - uścisnąłem jej dłoń. Mario zaczął opowiadać o naszej przyjaźni, po minie dziewczyny można było wywnioskować, że jest zafascynowana i cieszy się, że może poznać znajomych piłkarza. Wygląda na osobę, która nie leci na kasę i mam nadzieję, że nie jest taka. Ładnie razem wyglądają i życzę im, żeby ta ich "przyjaźń" jak twierdzą, zrodziła się w prawdziwe uczucie. Wszyscy wypili i zamówili kolejne drinki.
- Wybaczcie za spóźnienie - zobaczyliśmy przed sobą Łukasza, a za nim szła Anastazja, a za dziewczyną... Nie wierzyłem, że ją widzę. Moim oczom ukazała się Adele, która lśniła. Na mojej twarzy zawitał szczery uśmiech.
- Adele - podszedłem do niej i ją przytuliłem.
- Też się ciesze, że Cię widzę Marco - zaśmiała się. Wypuściłem ją z objęć.
- Hej - Lewy podszedł do dziewczyny i dał jej buziaka w policzek, co odwzajemniła. Usiadła koło napastnika i zamówiła sobie napój alkoholowy tak jak Łukasz i jego ukochana. Mario przedstawił przybyłym Alicję i zauważyłem, że młoda polka znalazła wspólny język z Alicją, ponieważ ona również pochodzi z Polski. Popiliśmy trochę i niektórzy byli już pijani, jak zawsze. Uwielbiam się z nimi bawić, bo zawsze coś się dzieje i jest dużo śmiechu. Postanowiłem porwać Adele do tańca. Niechętnie się zgodziła, ale zgodziła się. Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Podczas tańca, dużo się śmialiśmy i rozmawialiśmy. W pewnym momencie podeszła do nas Kate.
- Hej Marco - pocałowała mnie w policzek.
- Cześć Kate - odwzajemniłem gest.
- Poznaj Adele, moją znajomą.
- Hej, Kate - uśmiechnęła się.
- Adele - podały sobie ręce.
- Nie przeszkodzi Ci to jak porwę blondyna do tańca? - zapytała. Adele pokręciła przecząco głową i odeszła od nas. Akurat zaczęła lecieć wolna piosenka, więc położyłem dłonie na biodrach dziewczyny, a ona oplotła mi szyję. Kątem oka zobaczyłem, że Robert tańczył wolnego z Adele. Popatrzyłem na Kate, która się uśmiechała. Gdy piosenka się skończyła, wróciłem do stolika zabierając ze sobą Kate. Usiedliśmy i włączyliśmy się do rozmowy. Z klubu wyszliśmy o 4 nad ranem i wszyscy byli pijani, no może dziewczyny nie były, aż tak jak my. Zapakowaliśmy się do taksówek i każdy pojechał w swoim kierunku. W domu byłem po niecałych 15 minutach. Wywlokłem się z samochodu i chwiejnym krokiem ruszyłem ku drzwi wejściowych. Stanąłem przed nimi, wyjąłem klucze od domu i próbowałem otworzyć zamek. Zajęło mi to z 3 minuty i w końcu udało mi się otworzyć. Wszedłem do środka zrzucając coś z szafki, która stała w przedpokoju. Nie zwracając na to uwagi, zdjąłem buty i w człapałem się na górę po schodach. Marzyłem tylko o łóżku i o niczym więcej. Wszedłem do pokoju i natychmiast rzuciłem się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Następnego dnia:
Obudziły mnie promienie słoneczne, ponieważ zapomniałem zasłonić rolet. Lekko podniosłem się, ale zaraz opadłem na poduszki, ponieważ okropnie zakręciło mi się w głowie i odczuwałem bolesny ból głowy. Chwilę jeszcze poleżałem i powoli wstałem z łóżka. Spojrzałem na zegarek, który stał na szafce nocnej. Wskazywał 11:25. Dzisiaj na szczęście nie mieliśmy treningu, bo jakby był, Klopp by nam dał niezły wycisk. Powlokłem się do łazienki. Dzisiaj postawiłem na kąpiel w wannie, aby się odprężyć. Napuściłem do wanny wody i dodałem do niej płyn do kąpieli. Wszedłem do wanny i odpłynąłem. Leżałem w niej tak z 45 minut i od razu poczułem się lepiej. Gdy woda zrobiła się zimna, wyszedłem z wanny. Starannie wytarłem całe ciało oraz włosy. Owinąłem się w ręcznik i podreptałem do garderoby. Z szafki wyjąłem bieliznę, która po chwili ozdabiała moje ciało. Po chwili byłem ubrany i schodziłem na dół. Wszedłem do kuchni i zabrałem się za śniadanie. Na blat kuchenny wyjąłem chleb, masło, sałatę, pomidora oraz rzodkiewkę. Po kilku minutach kanapki były gotowe i spokojnie je zjadłem. Zrobiłem sobie do tego herbatę. Talerz po kanapkach wrzuciłem do zmywarki i włączyłem ją, bo trochę naczyń się uzbierało. Złapałem kubek z ciepłą cieczą i poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, włączyłem telewizor i szukałem czegoś, co by przykuło moją uwagę. Z dwa kanały przeleciałem i nagle trafiłem na jakąś komedie. Film trwał 2 godziny 15 minut. Przełączałem kanał, gdy usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Sięgnąłem po niego i na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Adele i podpis. Odebrałem:
- Hej Marco.
- Hej.
- Masz może czas?
- Dla Ciebie zawsze
- Hahah dziękuje.
- To za 10 minut będę u Ciebie, znaczy u Piszczków.
- To do zobaczenia.
Rozłączyła się. Wstałem z kanapy i pobiegłem na górę po kluczyki od auta. Wrzuciłem je do kieszeni i zszedłem na dół. Założyłem buty, zamknąłem dom i ruszyłem w kierunku auta. Wsiadłem do niego i ruszyłem do posesji Piszczków, na której znalazłem się po kilkunastu minutach. Wysiadłem z pojazdu i ruszyłem ku drzwi wejściowych. Zadzwoniłem dzwonkiem i chwilę czekałem, aż ktoś mi otworzy. Przed drzwiami stała młoda fotograf.
- Hej - posłała mi uśmiech i mnie przytuliła.
- Cześć - odwzajemniłem uścisk.
- Chodź - pociągnąłem ją za rękę i pokierowaliśmy się w stronę mojego samochodu.
- O nie - ustała.
- Co się stało?
- Jest taka piękna pogoda, że nie będziemy jej marnować i nie będziemy wozić naszych tyłków i się przejdziemy.
- Serio? - przeciągnąłem.
- Tak, chodź - tym razem to ona mnie pociągnęła.
- Zlituj się, głowa mi pęka.
- Trzeba było tyle nie pić.
- Ugh... - spojrzałem na nią i cicho się zaśmiałem.
- A tak w ogóle to, gdzie idziemy?
- W takie jedno miejsce, które pokazał mi Robert - odpowiedziała.
- Pewnie znasz - dodała.
- No to się przekonamy - powiedziałem i ruszyliśmy ....
***************************************************************
No i mamy 23! Mam nadzieję, że Wam się spodoba i wybaczcie, że tak późno, ale niestety dopiero teraz mogłam:( Zbytnio nie będę się rozpisywała tylko zostawię Wam to do oceny:)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 22

- O czym? - zapytał.
- O nas.
- Coś się stało?
- Tak - rzuciłam.
- Możesz tak jaśniej? - powiedział obojętnie.
- Może to, że w ogóle nie masz dla mnie czasu i znowu mnie okłamujesz...
- Ty też nie masz dla mnie czasu - oburzył się.
- Och dzisiaj tylko nie miałam, bo już byłam wcześniej umówiona, a Ty w ogóle nie masz odkąd ta Twoja przyjaciółka przyjechała. Kuba ja nie chce się kłócić, ale jak to ma tak wyglądać to ja podziękuje.
- A kiedy niby Cię okłamałem znowu? - spojrzał na mnie.
- Dzisiaj, jak powiedziałeś, że jesteś sam, a w tle słyszałam damski głos i nawet nie próbuj się wykręcać.
- Jezu dobra była dzisiaj u mnie, to taki problem?
- Nie, ale znowu mnie okłamałeś. Nic nie rozumiesz, prawda? - drżał mi już głos.
- To mi wytłumacz.
- Nie mam zamiaru być z kimś kto mnie okłamuje, gdy tylko nadarzy się okazja - powiedziałam.
- To nie bądź i problem rozwiązany - prychnął.
- Tak?
- No ja nie widzie problemu.
- No to na razie idioto! Jesteś podłym chamem! Nie wiem jak mogłam być z kimś takim jak Ty! Ugh, nienawidzę Cię! - wykrzyczałam mu prosto w twarz to, co przyszło mi na język.
- Idź sobie do swojego Robercika.
- A żebyś wiedział! - wstałam i trzasnęłam drzwiami za sobą. Po moich policzkach leciał strumień łez, których nie umiałam opanować. Ruszyłam w drogę do domu. W mieszkaniu byłam po 45 minutach i, gdy weszłam w środku zastałam głuchą ciszę. Pewnie mama była jeszcze w pracy lub na zakupach. Zdjęłam buty i pobiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Ze zmęczenia poszłam spać.
Dwa miesiące później:
Przez te dwa miesiące bardzo dużo się zmieniło. Mama dostała propozycję przejścia do Dortmundu i zgodziła się. Chciała zabrać mnie ze sobą, ale musiałam zostać i pozałatwiać kilka spraw. Robert po dwutygodniowym pobycie w Polsce musiał wyjechać i zacząć trenować, aby wrócić do formy. Od dwóch miesięcy praktycznie z nikim nie rozmawiam, ani nigdzie nie wychodzę jedynie do pracy. Czuję taką wewnętrzną pustkę. Wszystko się zmieniło 15 lipca: Miałam spotkać się z Kubą, ponieważ pogodziliśmy się i zaczęliśmy więcej czasu  spędzać ze sobą. Wracając, miałam spotkać się z Koseckim i postanowiłam iść do niego wcześniej. Ubrałam się i wyszłam z mieszkania. Po paru minutach byłam już pod domem piłkarza. Zadzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie otwierał, więc postanowiłam wejść do środka. Pociągnęłam za klamkę i po chwili byłam w mieszkaniu. Zaczęłam szukać Kuby, ale na dole go nie było, więc poszłam na górę. Wchodząc po schodach słyszałam dziwne dźwięki dochodzące z sypialni. Pokierowałam tam swoje nogi i, gdy znalazłam się w pomieszczeniu, od razu tego pożałowałam. Do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili swobodnie spływały po policzkach. Przed sobą miałam obraz Kuby, który całuje się z tą swoją przyjaciółką. Poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Moje serce rozbiło się na milion kawałków, których nie da się poukładać w całość. Dusiłam w sobie krzyk i wybiegłam z pokoju, a następnie z mieszkania. Nie chciałam go znać, nie chciałam już go więcej widzieć, chciałam o nim zapomnieć. Szłam przed siebie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przez bite 3 godziny siedziałam w parku i płakałam. Po upływie tego czasu postanowiłam wrócić do domu. Tak wyglądało moje życie przez ostanie dni, czyli nie wychodziłam z domu i przepłakując wiele godzin. Wszyscy do mnie dzwonili, ale ja z nikim nie chciałam rozmawiać, po prostu chciałam się od wszystkiego odciąć, zasnąć i nie obudzić się już nigdy. Jednak pewnego dnia postanowiłam stanąć  na nogi i podjęłam jedną ważną decyzję. Kosecki kilkakrotni chciał się ze mną skontaktować, ale unikałam jakiegokolwiek kontaktu z tą osobą, on już dla mnie nie istniał, już wystarczająco się przez niego wycierpiałam. Dzisiaj wstałam pełna energii, ponieważ dzisiaj wdrażam mój plan na dalsze życie. Pościeliłam łóżko, poszłam do łazienki wziąć prysznic i ubrałam się.  Postanowiłam dzisiaj na naturalność, jedynie rzęsy musnęłam czarną maskarą. Wzięłam telefon, klucze i dokumenty, i zeszłam na dół. Podreptałam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie śniadanie i po chwili wyszłam z mieszkania, ponieważ musiałam iść do pracy. W studio fotograficznym znalazłam się po 15 minutach i od razu poszłam do szefowej. Zapukałam do jej drzwi:
- Proszę  - usłyszałam jej głos.
- Cześć Magda - powiedziałam.
- O witaj Adele, dawno Cię nie widziałam.
- Tak wiem, miałam pewien problem, ale już jest wszystko dobrze. 
- To się ciesze, bo już zaczynałam się o Ciebie martwić - postała mi uśmiech. 
- Dziękuje bardzo.
- A, co Cię do mnie sprowadza?
- No właśnie, mam prośbę - rzuciłam.
- Wyczuwam, że to dłuższa rozmowa, więc siadaj - pokazała na krzesło, które stało przed jej biurkiem. Usiadłam na przeciwko Magdy i zaczęłam bawić się długopisem. 
- A więc, co to za prośba?
- Chciałabym się przenieść do Dortmundu i czy byłaby taka możliwość? - popatrzyłam na nią z zakłopotaniem. 
- Tak byłaby taka możliwość, ale czemu chcesz się przenosić? - zapytała.
- Po prostu chce zacząć wszystko od nowa, a poza tym moja mama siedzi sama w Niemczech.
- Ach no rozumiem, a kiedy byś chciała wylecieć do Dortmundu?
- Dzisiaj mam lot o 18:18 - rzuciłam. 
- O to widzę, że tylko formalności trzeba załatwić?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- No dobrze, to proszę tu podpisać i tu - podała mi papiery, podpisałam je, Magda, gdzieś zadzwoniła i było już wszystko załatwione. Pożegnałam się z Magdą i nie ukrywam, że łza poleciała, ponieważ przywiązałam się do tego miejsca i ludzi. Wyszłam od szefowej, poszłam do pokoju, gdzie pracowałam razem z Patrycją.
- Adele! - dziewczyny podbiegła do mnie i mocno przytuliła, gdy tylko mnie zauważyła.
- Pati dusisz - zaśmiałam się.
- Wybacz, ale tak dawno Cię nie widziałam.
- Wiem, musiałam pozałatwiać kilka spraw - rzuciłam i wzięłam karton do ręki. Zaczęłam pakować wszystkie swoje rzeczy, a Pati patrzyła się na mnie z osłupieniem.
- A przepraszam bardzo, co Ty robisz? - zapytała.
- Pakuje swoje rzeczy.
- No to zdążyłam zauważyć, ale czemu?
- Zostałam przeniesiona do Dortmundu.
- Co, czemu?! Nie idę do Magdy i ją opieprze! - miała już iść.
- Pati stój! - zatrzymałam ją.
- Na własną prośbę zostałam przeniesiona - spuściłam głowę. 
- Chodzi o Kubę? - znała mnie zbyt dobrze.
- Tak.
- Ale naprawdę jest to konieczne?
- Tak - popatrzyłam na nią i się przytuliłam. Obydwie rozpłakałyśmy się i obiecałyśmy sobie, że będziemy się do siebie odzywać. Gdy wszystko było już spakowane, wyszłam z studia i ruszyłam do domu. Po chwili znalazłam się i postawiłam karton w przedpokoju. Poszłam na górę i zaczęłam pakować moje walizki. Pakowanie zajęło mi 3 godziny i, gdy moja cała szafa była pusta, zniosłam je na dół. Była godzina 15:30, więc do wylotu miałam jeszcze 2 godziny, bo o 17:30 muszę być na odprawie. Pozamykałam wszystkie okna w całym domu i poszłam do salonu po laptopa. Usiadłam na kanapie odpaliłam laptopa i weszłam na najpopularniejszą stronę internetową, czyli na facebook'a. Nic ciekawego się nie działo więc, wylogowałam się i wyłączyłam laptopa i go schowałam. Siedziałam i patrzyłam się bezczynnie w sufit, gdy poczułam wibracje mojego telefony, który leżał na szklanym stoliku. Sięgnęłam ręką po niego i zobaczyłam, że mam wiadomość od Anastazji:
*Hej myszko:* Co tak o Tobie słuch zaginął?:(*
Odpisałam jej:
*Hej:* Dużo się wydarzyło przez ostatnie dwa miesiące i po prostu nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.*
Długo nie musiałam czekać, aż przyjaciółka odpisze:
*Co się stało? Czemu nie zadzwoniłaś ani nic?*
*Dzisiaj będę w Dortmundzie to pogadamy, bo to nie jest rozmowa przez smsy:)*
Ponownie wibracje dały o sobie znać:
*O której będziesz? Wyjadę po Ciebie na lotnisko:)*
*Lot mam o 18:18 to pewnie będę, gdzieś tak po 20:) Tylko proszę nie mów nikomu, że przyjeżdżam*
*Da się zrobić, to jak będziesz już na miejscu to daj znać:) Do zobaczenia:3*
Już nie odpisałam Podgórskiej i schowałam telefon do torebki. Była już 17:20 i taksówka stała już pod domem. Popatrzyłam czy wszystko zabrałam i zaczęłam wynosić walizki z mieszkania. Gdy wynosiłam je zauważyłam, że w moją stronę idzie Kosecki.
- Adele, co Ty robisz? - podbiegł do mnie.
- Nie widzisz? - zapytałam obojętnie. 
- Czemu wyjeżdżasz?
- Domyśl się - popatrzyłam na niego. 
- Proszę Cię, nie wyjeżdżaj, daj nam jeszcze szanse - złapał mnie za ręce.
- Zostaw mnie, nas już nie ma i nigdy nie będzie, zrozum to - przeszłam koło niego i wzięłam ostatnią walizkę, i podałam kierowcy. Zamknęłam drzwi od mieszkania i ruszyłam w stronę taksówki, niestety nie było mi to dane, ponieważ piłkarz Legii "odciął" mi drogę.
- Możesz przejść, bo się trochę spieszę - przewróciłam oczami.
- Adele, proszę Cię.
- Za późno Kuba, zapomnij o mnie, ja już to zrobiłam. Żegnaj - wyminęłam go i wsiadłam do pojazdu. Kierowca taksówki ruszył na lotnisko. Po 10 minutach stałam już w kolejce do odprawy. Po chwili siedziałam już na moim miejscu i czekałam, aż samolot pnie się ku górze. Po niespełna 5 minutach samolot swobodnie szybował po niebie. Patrząc prze okno ucieszyłam się na ten wylot, ponieważ od tego momentu zaczynam wszystko od nowa, nowy rozdział w życiu. Odcinam się od wszystkiego, co było, od Warszawy i w szczególności od Kuby. Chce zacząć nowe życie, w nowym otoczeniu i cieszyć się życiem, bo ma się tylko jedno. Wyjęłam telefon z torebki, podłączyłam do niego słuchawki i puściłam moją ulubioną playlistę. Wsłuchałam się w muzykę i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam. Obudził mnie dopiero głos stewardessy, która poinformowała, że zaraz lądujemy i trzeba zapiąć pasy. Schowała telefon, zapięłam pasy i czekałam, aż wylądujemy. Po chwili samolot stał już na pasie, a pasażerowie w tym ja, zaczęli wysiadać. Gdy tylko wyszłam z samolotu, poczułam fale gorąca i promienie słońca raziły mnie w oczy. Bez zastanowienia, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i mogłam iść dalej. W drodze po bagaż, napisałam sms'a do Anastazji, że już jestem na lotnisku. Na swoje walizki czekałam 20 minut, co powoli doprowadzało mnie do szału. Po upływie tych 20 minut szłam przed siebie poszukując przyjaciółki.
- Adele! - usłyszałam krzyk i zobaczyłam Podgórską.
- Anastazja! - podbiegłam do niej i rzuciłam jej się na szyję.
- Tęskniłam.
- Nawet nie wiesz jak ja tęskniłam - zaśmiała się i mocno przytuliła. Z tłumu wyłonił się Łukasz.
- Miałaś nikomu nie mówić - zwróciłam się do przyjaciółki.
- Spokojnie, nic nikomu nie powiedział.
- Cześć młoda - rozłożył ręce i mnie przytulił.
- Nie jestem młoda i cześć - zaśmiałam się.
- To, co jedziemy?
- Mnie podrzućcie do jakiegoś hotelu - powiedziałam i złapałam za walizki, ale Piszcze je ode mnie wziął.
- Nie ma mowy, nie będziesz się tłukła po hotelach - sprzeciwiła się dziewczyna.
-Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - wtrącił Łukasz. Westchnęłam i zrezygnowałam, bo wiedziałam, że z nimi nie wygram. Poszłam za zakochanymi i po chwili jechaliśmy w nieznanym mi kierunku, ale wiedziałam, że jedziemy do ich domu. Przez okno podziwiałam piękno Dortmundu, które z każdą chwilą było piękniejsze. Moje marzenie się spełniło. Od zawsze chciałam tu przyjechać i poznać te miasto, kulturę i ludzi. Może los tak chciał i było mi to pisane.
- Adele! - usłyszałam głos przyjaciółki.
- Tak? - popatrzyłam na nią.
- Co się stało?
- Nie teraz Ana, proszę - powiedziałam cichutko i powróciłam do poprzedniej czynności. Nagle skręciliśmy w jakaś ulicę, jechaliśmy chwilę prosto i wjechaliśmy na posesję, gdzie stał przepiękny dom. Piszczek zaparkował samochód, wyjął kluczyki ze stacyjki i wyszedł z auta, Anastazja zrobiła to samo, co jej ukochany i po chwili nie było już jej w pojeździe. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam do bagażnika, gdzie stali moi najbliżsi.
- Wezmę swoje walizki - powiedziałam i sięgnęłam po nie ręką.
- Nie, Wy idźcie, ja je wezmę - uśmiechnął się Piszczek.
- Naprawdę je wezmę.
- Jezu idź już - pogonił mnie po czym się zaśmiał.
- Dobra już dobra - również się zaśmiałam i razem z Anastazją poszłyśmy w stronę mieszkania. Od razu jak się weszło do środka można było wyczuć ciepło bijące z każdego pomieszczenia. W przedpokoju zdjęłyśmy buty i poszłyśmy dalej. Przedpokój prowadził do pięknej jadalni połączonej z salonem.
- Jak pięknie - zachwyciłam się
- A dziękujemy, akurat to ja urządzałam - powiedziała dumnie.
- Domyśliłam się - zachichotałam.
- Chodź dalej - pociągnęła mnie za rękę i przeszłyśmy do kuchni. Pokazała mi, co gdzie jest i ruszyłyśmy dalej. Zaprowadziła mnie do łazienki na dole, która była piękna w każdym calu i na dodatek jasna, takie jakie uwielbiam. Wyszłyśmy z pomieszczenia i nogi pokierowałyśmy w stronę schodów, które prowadziły na górę. U góry było kilka par drzwi. Pierwsze były od sypialni Anastazji i Łukasza, która była dość w ciemnych kolorach, pewnie piłkarz taką chciał. Następne drzwi prowadziły do łazienki, która była połączona z pokojem.
- To będzie Twoja łazienka i tam jest twój pokój - wskazała Ana na pomieszczenie.
- Czyli będzie kłótnia kto pierwszy ma skorzystać z łazienki - westchnęłam.
- Oj myszko, my mamy swoją, a to Twoja - posłała mi uśmiech.
- I życie od razu staje się piękniejsze - zaśmiałyśmy się. Po chwili przyszedł do nas Łukasz z moimi walizkami. Postawił je przy szafie.
- Dziękuje, jesteś najlepszy - podeszłam do niego i dałam mu całusa w policzek.
- Dobra myszko, rozpakuj się i zawołamy Cię na kolację, bo pewnie głodna jesteś - rzuciła Podgórska i wyszli. Zabrałam się za rozpakowywanie, które zajęło mi 30 minut i zobaczyłam moją przyjaciółkę w drzwiach.
- Już idę - wstałam z podłogi i podeszłam do przyjaciółki. Zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas piłkarz z kolacją. Usiadłyśmy przy stole.
- Mmm moja ulubiona sałatka z gruszką i orzechami - pocierałam ręce i zabrałam się za konsumowanie. Po chwili mój talerz był pusty tak jak pozostałych. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o niczym w sumie.
- Wybaczcie kochani, ja pójdę już na górę, trochę zmęczona jestem - poinformowałam i wstałam od stołu. Zaniosłam naczynia do zmywarki i podreptałam na górę. Weszłam do sypialni, sięgnęłam do szafy po piżamy i poszłam do łazienki. Napuściłam do wanny wody, dodałam do niej mój ulubiony olejek o zapachu malin. Weszłam do wanny i leżałam w niej chyba z 25 minut. W końcu postanowiłam wyjść, wytarłam starannie ciało, wysuszyłam włosy i przebrałam się w ciuchy do spania. Wyszłam z pomieszczenia, usiadłam na łóżku i odpaliłam sobie laptopa. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - i po kilku sekundach zza drzwi wyłoniła się Anastazja.
- Mogę? - zapytała.
- Jasne, chodź - poklepałam miejsce koło mnie na łóżku. Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi i weszła w dłoniach z herbatą.
- Trzymaj, imbirowa herbata taką jaką lubimy - posłała mi uśmiech i podała mi napój.
- Nie zapomniałaś.
- Nie mogłabym - zaśmiała się, upiłam łyk cieczy.
- Opowiadaj.
- O czym? - wiedziałam dokładnie o, co jej chodzi.
- Czemu nagle przyjechałaś do Dortmundu i na ile.
- Raczej na zawsze - powiedziałam cicho.
-A, co z pracą?
- Przenieśli mnie na moją prośbę.
- No dobrze, ale dlaczego? - dopytywała. Po chwili ciszy zaczęłam jej wszystko opowiadać. Widziałam po niej, że jest zła za to, że nic jej wcześniej nie powiedziałam, ale też jest wściekła za to, że Kuba mnie tak zranił.
- Więc oto tu jestem i chcę zacząć wszystko od nowa, chce zapomnieć o przeszłości - powiedziałam.
- Ale, jak... on mógł Ci coś takiego zrobić? - nie dowierzała.
- Nie wiem i nie chce już tego rozpamiętywać. Stało się i nic na to nie poradzę, wystarczająco już przepłakałam, aż całe pełne dwa miesiące. Do nikogo się nie odzywałam.
- Właśnie coś Robert napomknął, że od niego nie odbierasz ani nie odpisujesz, tak samo Marco.
- Wiem, będę musiała ich za to przeprosić - ponownie wzięłam łyk herbaty. Gadałyśmy jeszcze z jakąś godzinkę może więcej, gdy poczułam ogromne zmęczenie. Pożegnałam się z przyjaciółką i poszłam spać.
Robert:
Od dwóch miesięcy chodzę trochę zdenerwowany, ponieważ Adele nie odpisuje na moje wiadomości, ani nie odbiera telefonów. Martwię się o nią, będę musiał pogadać o tym z Anastazją, może ona coś wie. Od powrotu z Polski trenuję, aby powrócić do formy i na boisko. Już nie odczuwam bólu wiec jest jakiś plus. Na razie jeszcze nie gram od pierwszych minut, ponieważ trener chce się upewnić, że z moją kostką jest już w stu procentach dobrze. Dzisiaj mieliśmy trening na 18:30 i po nim chciałem pogadać z przyjaciółką Adele, jednak ona nie mogła, bo musiała coś załatwić. Po treningu pojechałem do domu, zjadłem kolację, umyłem się i momentalnie dopadł mnie sen.
Następnego dnia:
Obudził mnie dźwięk mojego budzika, który zaczął dzwonić o 9:00, ponieważ trening mamy na 10:00. Wstałem z łóżka, poszedłem do garderoby wziąłem ciuchy, które położyłem na łóżku i podreptałem do łazienki. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę i na moje umięśnione ciało spłynęły przyjemne krople wody. Namoczyłem ciało, posmarowałem je żelem pod prysznic, który po chwili starannie spłukałem. Na rękę nalałem szampon, który po chwili wylądował na mojej głowie. Spieniłem go i spłukałem tak, aby piana na włosach nie pozostała. Gdy byłem już umyty, wyszedłem z pod prysznica, wytarłem ciało i włosy, umyłem twarz, ułożyłem włosy i wyszedłem z łazienki. Założyłem bieliznę, na której wylądowały czarne spodenki, a na górę założyłem białą bluzkę. Spakowałem torbę treningową, do kieszeni wrzuciłem portfel, telefon, dokumenty i kluczyki. Zszedłem na dół, torbę rzuciłem w przedpokój i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie śniadanie, zjadłem je, wrzuciłem naczynia do zmywarki i musiałem już wychodzić z mieszkania. Założyłem buty, wziąłem torbę i wyszedłem z mieszkania zamykając je. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na SIP, gdzie byłem po 10 minutach. Przebrałem się w strój treningowy i razem z chłopakami wyszedłem z szatni kierując się na murawę. Będąc na niej zaczęliśmy biegać 15 kółeczek, a następnie zaczęliśmy ćwiczenia. Trening dobiegł końca po 2,5 godzinie. Zmęczeni snuliśmy się do szatni, gdzie przebraliśmy się w nasze normalne ciuchy. Gdy się przebraliśmy postanowiliśmy pojechać coś zjeść. Po paru minutach siedzieliśmy już w naszej ulubionej knajpce. Zamówiliśmy jedzenie i coś do picia. Spędziliśmy tam z 2 może 3 godziny na zabawie i śmiechu. Każdy powoli zaczął rozjeżdżać się do domów, więc ja również. Będąc w domu od razu poszedłem pod prysznic i przebrałem się w dresy. Podreptałem do salonu, włączyłem tv i zacząłem czegoś szukać. Na moje szczęście znalazłem jakiś film, ale nie było mi go dane dokończyć, ponieważ zatopiłem się w krainie Morfeusza.
********************************************************
I mamy 22 rozdział i tym razem dłuższy!:) Szczerze mówiąc jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ w końcu coś się dzieje:) No nic, czekam na jakiekolwiek komentarze:* Pozdrawiam :3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3


piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 21

Adele:
Gdy wyszliśmy z restauracji, Robert odprowadził mnie do domu, ponieważ było dość późno. Po godzinie byliśmy już pod moim domem, pożegnałam się z przyjacielem i weszłam do środka.
- Jestem! - krzyknęłam. Zdjęłam buty i poszłam do salonu, gdzie siedziała moja mama i oglądała coś w telewizji.
- Gdzie Ty tak długo byłaś? - zapytała.
- Cześć mamo, miło Cię widzieć - zaśmiałam się.
- Cześć córeczko - uśmiechnęła się.
- Co do Twojego pytania, to byłam w pracy, a później spotkałam Lewandowskiego i z nim byłam w restauracji.
- Kogo?! - zrobiła wielkie oczy.
- Tak spotkałam tego Roberta Lewandowskiego. Przecież Ci mówiłam, że go znam i się przyjaźnimy.
- No... wspominałaś coś tam - nagle jej zachowanie się zmieniło, co mnie zdziwiło. Była taka trochę nieobecna.
- Mamo, coś się stało? - cisza.
- Mamo!
- Tak? - spojrzała na mnie.
- Coś się stało?
- Nie, czemu pytasz?
- Bo jak powiedziałam Ci o Lewym, to jakoś dziwnie się zachowujesz.
- Zdaje Ci się - pokazała rządek białych zębów.
- No jak uważasz. A tak w ogóle to, co z tą pracą? - zapytałam.
- No odezwali się do mnie i dostałam tą pracę - odpowiedziała, a w jej głosie można było usłyszeć radość.
- To świetnie! - ucieszyłam się, że w końcu mama zacznie pracować. Wstałam z kanapy, podeszłam do barku, wyjęłam czerwone wino i dwa kieliszki.
- Trzeba to uczcić - dodałam. Podała rodzicielce kieliszek, a swój postawiłam na stole i odtworzyłam napój procentowy. Nalałam do kieliszka mamy, a potem do swojego.
- No to mamo gratuluję i życzę jak najlepiej w nowej pracy - uśmiechnęłam się.
- Nie dziękuje, ale też dzisiaj opijemy Twój awans, z którego jestem bardzo dumna i od kiedy zafascynowałaś się fotografią, to wiedziałam, że zrobisz wszystko, aby osiągnąć swój cel i właśnie to zrobiłaś. Gratuluję córeczko - mamy słowa wywołały na mojej twarzy umiesz. Przybliżyłam się do rodzicielki i dałam jej buziaka w policzek.
- To zdrowie - stuknęłyśmy się kieliszkami i upiłyśmy łyk czerwonej cieczy.
- A tak w ogóle to, co to za praca? - ponownie padło pytanie z moich ust.
- Jestem przedstawicielem sportowych rzeczy typu sprzęt, buty lub stroje piłkarskie. Ogólnie to będę jeździła i po nowe zamówienia itp.
- A to tylko po Polsce?
- Nie, jeszcze od czasu do czasu, do Niemczech, ponieważ nasza firma podpisała kontrakt z Dortmundem - odpowiedziała.
- O to fajnie, zwiedzisz Polskę i kawałek kraju. - uśmiechnęłam się. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę i poszłam już do siebie, ponieważ zmęczenie mnie dopadło. Weszłam do sypialni, wzięłam piżamy i podreptałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam w ciuchy do spania i wróciłam do sypialni. Wskoczyłam pod kołderkę i leżałam beztrosko gapiąc się w sufit. Zastanawiała mnie jedna rzecz, a mianowicie, czemu Kuba nie dał znaku o sobie przez cały dzień. Co miał takiego ważnego do załatwienia, że nie miał dla mnie czasu? Może znowu spotkał się z tą swoją przyjaciółką? Chyba będę musiała z nim poważnie porozmawiać. Dłuższy czas myślałam nad tym, jednak zmęczenie dało o sobie znak i odleciałam do krainy Morfeusza.
Następnego dnia:
Obudziłam się o 11:00 i byłam wyspana, o dziwo. Dobrze, że dzisiaj sobota i mam wolne z czego jestem szczęśliwa. Do mojego pokoju wdzierały się promienie słoneczne, bezczelnie rażąc mnie po oczach. Przeciągnęłam się w łóżku i wstałam. Podeszłam do okna, odsłoniłam roletę i pozwoliłam promieniom oświetlić mój pokój. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ponieważ przeczuwałam, że to będzie udany dzień. Podeszłam do garderoby i zastanawiałam się, co dzisiaj na siebie ubrać. Po chwili w ręku trzymałam ubrania, które położyłam na łóżku i skierowałam się do pomieszczenia, gdzie kobiety spędzają najwięcej czasu. Napuściłam do wanny wody, wlałam do niej mój ulubiony olejek do kąpieli o zapachu malin. Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam do wanny. Moja kąpiel trwała 30 minut i pewnie by trwała jeszcze dłużej, ale woda zaczęła robić się zimna, co zmusiło mnie do wyjścia. Włosy opatuliłam ręcznikiem, a moje całe ciało wytarłam dokładnie, każdy centymetr ciała, aby było suche. Dzisiaj chyba nigdzie nie wychodzę, chyba, że Kuba lub Robert coś zaproponują to z nimi pójdę. Postanowiłam, że zrobię sobie makijaż, ale inny niż zawsze. Na początek nałożyłam fluid w jasnym odcieniu, który perfekcyjnie komponował się z moją karnacją skóry. Gdy podkład był już nałożony zabrałam się za oczy. Chwilę zastanawiałam się, co z nimi zrobić, ale postanowiłam zaryzykować i zrobić kreski. Myślałam, że gorzej mi wyjdą, ale efekt końcowy był zaskakująco dobry. Rzęsy przeleciałam maskarą do rzęs, co wydłużyło mi je. Coś mi nie pasowało w moim makijażu i po chwili pomalowałam na mocny kolor usta. Włosy postanowiłam mieć rozpuszczone i lekko pofalowane. Po niespełna godzinie wyszłam z łazienki i od progu usłyszałam jak mój telefon zaczyna dzwonić. Podbiegłam do telefonu trzymając ręcznik, aby mi nie spadł i zobaczyłam na ekranie zdjęcie Lewego, co oznaczało, że do mnie dzwoni. Bez zastanowienia odebrałam:
- Hej
- Hej Robert
- Co dzisiaj robisz?
- W sumie to nie mam żadnych planów.
- To teraz już masz.
- Tak, a jakie?
- Dzisiaj idę się spotkać z moim małym fanem, a później będziemy oglądać mecz.
- No mecz jest dopiero o 15:30.
- Tak, tak, ale idziesz ze mną na spotkanie z fanem.
- Nie chce robić kłopotu
- Nawet tak nie mów, będę u Ciebie za 15 minut. Pa!
Nawet nie zdążyłam zaprotestować, gdy Lewandowski się rozłączył. Zaczęłam się ubierać. Nałożyłam na siebie bieliznę, później miętową bluzkę, spodenki i dobrałam do tego buty. Podeszłam do szafki, gdzie leżała biżuteria i przeróżne torebki. Wzięłam naszyjnik, który po chwili leżał na moim dekolcie. Na rękę założyłam zegarek i dobrałam do tego wszystkiego torebkę, do której wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy. Przejrzałam się w lusterku i stwierdziłam, że wyglądam w sam raz. 
- Adele! - usłyszałam krzyk mojej mamy. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do przedpokoju, gdzie stał już napastnik Borussii Dortmund jak i reprezentacji Polski. 
- Cześć Robert - przywitałam się z nim buziakiem w policzek. 
- Hej, pięknie wyglądasz - zmierzył mnie wzrokiem od stóp po sam czubek głowy.
- Dziękuje - zarumieniłam się.
- Gotowa?
- Tak, tylko nie jadłam śniadania.
- Ja też nie, więc zjemy na mieście - uśmiechnął się.
- Okej. Mamo ja wychodzę, będę jakoś wieczorem, pa - podeszłam do mamy i dałam jej buziaka. Wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do auta Roberta. 25-latek otworzył mi drzwi i po chwili siedział za kierownicą. Nagle rozbrzmiała dobrze mi znana piosenka. Wyjęłam z torebki telefon i zobaczyłam kto dzwoni, był to Kuba. Niechętnie odebrałam:
- Cześć kochanie
- Hej
- Może dzisiaj trochę spędzimy razem czasu?
- Wybacz Kuba, ale dzisiaj jestem już zajęta.
- A, co takiego robisz?
- Umówiłam się z Robertem.
- Aha, to nie przeszkadzam, pa.
- Pa.
Wrzuciłam telefon do torebki i westchnęłam.
- Coś się stało? - zapytał Robert spoglądając na mnie.
- Nie nic takiego - uśmiechnęłam się. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, ale na szczęście byliśmy już na miejscu, bo piłkarz zaparkował samochód i wysiadł z  niego, a następnie otworzył mi drzwi. Wysiadłam z pojazdu i skierowaliśmy się do drzwi wejściowych jakiejś knajpki, w której po chwili byliśmy. Robert pokierował mnie do stolika w kącie przy oknie. Po chwili podeszła do nas młoda kelnerka.
- Cześć Robert - przywitała się z RL9, co mnie zdziwiło.
- Cześć Kasia - uśmiechnął się.
- Poznaj moją przyjaciółkę Adele, Adele to jest Kasia, Kasia to jest Adele - uśmiechnęłam się do dziewczyny i podałam jej rękę.
- Miło mi Cię poznać - powiedziała.
- Mi również.
- Jak synek, cieszył się z autografu? - rzucił Lewandowski.
- Tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
- No to i ja się ciesze, a gdzie masz malucha?
- Kamil! - dziewczyna krzyknęła i w mgnieniu oka chłopiec znalazł się przy mamie.
- Mamo, czi to Riobert Lewandowski? - mały zapytał i popatrzył na swoją mamę z niedowierzaniem.
- Tak kochanie.
- Cześć maluchu - piłkarz z numerem 9 wstał z miejsca, podszedł do blond chłopca i przykucnął przy nim.
- Dzien dobri.
- Jak masz na imię?
- Kamil - popatrzył się w podłogę.
- Bardzo ładne imię - posłał mu uśmiech.
- Dziekuje.
- Chodź, usiądziemy razem - Lewy złapał małego za rękę i podeszli do naszego stolika. Chłopiec usiadł naprzeciwko mnie i posłał mi nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłam gest.
- Kamil, to jest Adele moja przyjaciółka - oznajmił piłkarz.
- Cześć Kamil - podałam mu rękę, chłopiec przez chwilę się zastanawiał, lecz po krótkiej chwili uścisnął ją. Chłopacy zaczęli rozmawiać o wszystkim, było widać, że blondynek jest bardzo szczęśliwy, że może spotkać swojego idola. Właśnie to mnie urzekło i podobało się w Robercie, że stara się spędzić z każdym fanem trochę czasu, nawet z tym najmłodszym jak i z najstarszym. Patrząc tak na nich, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Postanowiłam, że ich zostawię i odeszłam od stolika, i wyszłam na zewnątrz. Wyjęłam telefon z torebki i odblokowałam go kodem, który miałam ustawiony. Weszłam w kontakty i wybrałam numer do Kuby. Szczerze mówiąc to zastanawiałam się, czy do niego zadzwonić, ale postanowiłam, że to zrobię. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, przyłożyłam do ucha i czekałam, aż odbierze. Po kilku sygnałach odebrał:
- Cześć Kuba.
- Hej
- Co robisz?
- Siedzę w domu i się nudzę - nagle w tle usłyszałam damski głos.
- A sam?
- Tak - i znowu mnie okłamał.
- Aha....
- Wybacz Adele, ale nie mam czasu, na razie.
Nawet nie czekał, aż się z nim pożegnał tylko się rozłączył. Czemu mnie ponownie okłamał? Czyj był ten damski głos? W mojej głowie były najgorsze scenariusze. Stałam jeszcze z jakieś 5 minut przed kawiarnią, gdy usłyszałam za sobą głos.
- Czemu wyszłaś? - odwróciłam się i zobaczyłam Lewego.
- Dzwoniłam do Kuby - powiedziałam obojętnie.
- Coś się stało? Pokłóciliście się? - do moich oczu napłynęły łzy, a ja je tylko powstrzymywałam.
- Nie - powiedziałam drżącym głosem.
- Przecież widzę. - po moim policzku zleciała samotna łza, a ja mimowolnie przytuliłam się do Lewandowskiego. On mnie mocno przytulił i głaskał po głowie.
Czas meczu:
Dzięki Robertowi przez ten czas, który spędzamy czasem, mogę zapomnieć o Kubie. Wybiła godzina 15:30, a my siedzieliśmy już u Roberta w domu przed telewizorem  z miską chipsów. Tak bardzo zdrowo, piłkarz z numerem 9 na koszulce, zdołał mnie skusić na ten niezdrowy przekąsek. Mecz się rozpoczął i pierwsze minuty nie były zbyt dobre, ponieważ przegrywaliśmy 1:0, jednak w późniejszych minutach wynik zmienił się na naszą korzyść i po 90 minutach prowadziliśmy 3:1, tym samym wygrywając. Robert oglądając mecz krzyczał do chłopaków, co robią źle, a ja się tylko z niego śmiałam, bo na pewno im by to pomogło i na pewno go usłyszą. 
- Robert ja już będę szła - powiedziałam i wstałam z kanapy.
- Odprowadzę Cię - zaproponował.
- Z miłą chęcią, ale idę jeszcze do Koseckiego.
- Och, rozumiem - rzucił i odprowadził mnie do drzwi.
- Będzie dobrze - dodał mi otuchy.
- Mam nadzieję, już uciekam, pa - przytuliłam go i dałam mu buziaka w policzek. Wyszłam z domu piłkarza i skierowałam się w drogę do domu piłkarza Legii Warszawy. Po 35 minutach byłam na miejscu. Ustałam przed drzwiami i nacisnęłam na dzwonek. Po chwili drzwi otworzył mi właściciel domu.
- Hej - powiedziałam i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Cześć, wejdź - wpuścił mnie do środka. Zdjęłam buty i ustałam na przeciwko piłkarza. Popatrzyliśmy się na siebie i jedno mnie zdziwiło, Kuba zawsze dawał mi buziaka, a teraz nic.
- Chodź do salonu - rzucił i poszliśmy do pomieszczenia. Usiedliśmy na kanapie i panowała niezręczna cisza.
- Kuba musimy porozmawiać - popatrzyłam na niego.
- O czym? - zapytał....
*************************************************************
Wybaczcie, że znowu taki krótki:( No to zostawiam Wam go do oceny:) Mundial już rozpoczęty i trzymamy kciuki za Niemców<3!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ<3

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 20

Przebudziłam się o 2:32, ponieważ było mi strasznie gorąco. Wierciłam się w łóżku, jednak postanowiłam z niego wyjść. Odkryłam się i stanęłam na nogi. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Bardzo źle się czuje i chyba jestem cała rozpalona. Sięgnęłam po szklankę i nalałam sobie do niej wody. Usiadłam na krześle przy blacie i zaczęłam bawić się szklanką. Nagle w pomieszczeniu zapaliło się światło.
- A Ty czemu nie śpisz? - koło mnie stanęła Ulla.
- Źle się czuje - odpowiedziała i spojrzałam na nią.
- Ty jesteś cała czerwona - położyła rękę na moim czole.
- Jesteś rozpalona.
- Jutro będzie lepiej - rzuciłam.
- Trzymaj - podała mi termometr. Przekręciłam oczami i złapałam za niego. Chwilę czekałyśmy, lecz po krótkim czasie temperatura została zmierzona. Podałam przedmiot cioci.
- Masz gorączkę, 39 stopni - przeraziła się. Podeszła do apteczki i wyciągnęła z niej parę tabletek.
- Połknij je i do łóżka.
- Ech... ok - połknęłam to, co miałam połknąć i ruszyłam do pokoju. Po chwili leżałam już w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Nagle poczułam wibrację pod poduszką. Sięgnęłam pod poduszkę po telefon i zobaczyłam, że mam wiadomość. Przesunęłam palcem po ekranie i odczytałam wiadomość od Marco:
*Śpisz?:)*
Uśmiechnęłam się do telefonu i odpisałam:
*Niestety nie:( A Ty czemu nie śpisz? *
Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.
*Nie wiem w sumie, przebudziłem się i nie mogę zasnąć, a Ty?*
Odpisałam po krótkim zastanowieniu się:
*Źle się czuje, mam gorączkę:/*
Ponownie mój telefon za wibrował:
*Ale jest już lepiej?*
Zrobiło mi się miło, że Reus się tak o mnie troszczy.
*Tak, już lepiej:) Ty już musisz iść spać, bo jutro masz mecz*
Usłyszałam dźwięk wiadomości:
*No wiem, ale czekam, aż Ty uśniesz:3*
*To ja już idę spać i Ty też, bo musisz być wypoczęty:D*
Odpisał:
* Dobranoc i śpij dobrze:)*
Uśmiechnęłam się do telefonu i odłożyłam go na poprzednie miejsce. Przez chwilę nie wierciłam, ale po chwili zasnęłam.
Marco:
W nocy nie mogłem spać, ale po kilku godzinach zasnąłem.
Następnego dnia:
Budzik obudził mnie o 10:00. Wygramoliłem się z łóżka i podreptałem do łazienki. Zdjąłem bokserki i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem wodę i momentalnie na moje ciało skapnęły letnie krople wody. Namydliłem całe ciało i dokładnie je spłukałem. Zostały mi jeszcze włosy, więc zabrałem się za nie. Nałożyłem na nie mój ulubiony szampon i spieniłem go. Po chwili spłukałem go i wyszedłem z pod prysznica. Owinąłem włosy w ręcznik, a drugim dokładnie wytarłem ciało. Założyłem czyste bokserki  i zdjąłem ręcznik z głowy. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do garderoby. Długo nie musiałem wybierać ciuchów, bo po krótkim czasie, miałem na sobie szare spodenki, zieloną bluzkę z napisem i do tego trampki. Spakowałem już torbę na mecz i zszedłem z nią na dół. Położyłem ją w przedpokoju i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie na śniadanie omlety, które po chwili konsumowałem. Po zjedzonym posiłku pozmywałem naczynia i udałem się do salonu. Do meczu miałem jeszcze 4 godziny, ale trening mamy o 13, więc jeszcze dwie godziny. Wziąłem laptopa na kolana i włączyłem go. Gdy się już uruchomił, otworzyłem przeglądarkę i wszedłem na fb. Ogólnie to nic się nie działo. Postanowiłem wstawić zdjęcie i, gdy to zrobiłem, wyłączyłem stronę jak i laptopa. Strasznie mi się nudziło, więc stwierdziłem, że pojadę do Mario. Wstałem z kanapy, wziąłem torbę i kluczyki, i wyszedłem z domu zamykając go za sobą. Wsiadłem do auta rzucając torbę na tylne siedzenia. Kluczyki włożyłem do stacyjki i uruchomiłem silnik. Ruszyłem w drogę do domu przyjaciela. Na posesji Mario byłem po 10 minutach. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do drzwi wejściowych. Złapałem za klamkę i wszedłem do środka. Nogi skierowałem do salonu, lecz nikogo tam nie było, więc postawiłem na kuchnie.
- Cześć bąbelku - przywitałem się z Mario, który robił sobie śniadanie siadając na krześle.
- Od czego jest dzwonek jak możesz sobie wejść - powiedział ironicznie.
- Miłe przywitanie.
- Cześć blondasku - posłał mi uśmiech.
- Chcesz śniadanie? - dodał.
- Już jadłem, ale dziękuje - posłałem mu uśmiech.
- Więcej dla mnie.
- Będziesz jeszcze większym bąbelkiem - wstałem z  miejsca, podszedłem do niego i poczochrałem mu włosy.
- Reus! - krzyknął. Bardzo dobrze wiem, że on tego nienawidzi tak jak ja i zawsze go tym denerwuje.
- Nie złość się misiaczku - puściłem mu całusa w powietrzu. Podszedłem do lodówki, otworzyłem ją i wziąłem sobie sok, który był w lodówce. Otworzyłem go i upiłem łyk. Mario skończył jeść śniadanie, pozmywał naczynia i ogarnął trochę kuchnie.
- Jak przed meczem? - zapytał.
- W sumie to na razie się nie stresuje, a u Ciebie jak?
- Podobnie jak u Ciebie kotku, tylko będzie brakowało Lewego - rzucił.
- Spokojnie, będzie nam kibicował i trzymał za nas kciuki - poklepałem go po plecach. Spojrzałem na zegarek, na kuchence gazowej i była już 12:15.
- Bąbelku zbieraj się, musimy jechać powoli na stadion.
- Ok, tylko wezmę telefon i dokumenty - przyjaciel wyszedł z pomieszczenia i poszedł na górę, a ja udałem się do przedpokoju. Nim się obejrzałem, Götze stał koło mnie i zakładał buty. Zawiesił torbę na ramię i wyszliśmy z mieszkania. Każdy z nas udał się do swojego auta. Usiadłem na miejscy kierowcy i odpaliłem samochód. Poczekałem, aż klubowa 10 wyjedzie i ruszyłem za nim. Na SIP dojechaliśmy po 20 minutach i było już sporo samochodów. Wjechaliśmy na parking podziemny i zaparkowaliśmy auta. Wysiedliśmy z nich i ruszyliśmy do środka. Po chwili szliśmy do szatni, w której się znaleźliśmy. Była już cała drużyna i czekali w sumie tylko na nas. Zajęliśmy swoje miejsca, przebraliśmy się i ruszyliśmy na murawę. Na boisku czekał na nas już trener jak i pozostały sztab. Rozpoczęliśmy nasz trening, a na stadionie było już dość sporo osób. Z każdą chwilą było ich coraz więcej. Na boisku pojawiło się również Hoffenheim. Ćwiczyliśmy z jakieś dwie godziny, bo na telebimie widniała godzina 14:55. My zaczęliśmy powoli schodzić do szatni, natomiast drużyna przeciwna jeszcze została. Schodząc do tunelu zaczepiła mnie jakaś dziewczynka, na oko miała z jakieś 10 lat i poprosiła o autograf. Ucieszyło mnie to, że mam nawet takich małych kibiców i to na dodatek jeszcze dziewczyny. Z miłą chęcią dałem jej autograf i zaproponowałem zdjęcie, jednak byłoby to trudne do wykonania, ponieważ mała znajdowała się na trybunach. Poprosiłem jednego z ochroniarzy, aby zdjął dziewczynkę na boisko. Mężczyzna wykonał to o, co go poprosiłem i dziewczynka stała koło mnie. Poprosiliśmy, aby nam zrobiono zdjęcie i zauważyłem, że moja mała fanka zaczęła płakać.
- Ej, czemu płaczesz? - przykucnąłem przy niej.
- Bo spełniło się moje marzenie - powiedziała przez łzy. Mi na sercu zrobiło się ciepło i mimowolnie przytuliłem ją. Niestety musiałem już iść, więc pożegnałem się z nią i zszedłem z boiska.
- Słodko wyglądasz z dziećmi - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i ujrzałem Kate.
- Dziękuje bardzo - uśmiechnąłem się.
- Jak się czujesz?
- No trochę lepiej, ale dzisiaj wujek chyba zabiera mnie do lekarza - powiedziała z niezadowoloną miną.
- Wybacz Kate, porozmawiamy po meczu, bo teraz już muszę iść.
- Jasne, nie ma sprawy - posłała mi uśmiech i rozeszliśmy się. Wszedłem do szatni, gdzie trener już nas motywował. Zostało niecałe 30 minut do meczu, nasz sztab medyczny wolał jeszcze nas rozmasować i tego typu rzeczy. Te pół godziny, a nawet mniej minęło bardzo szybko. Staliśmy w tunelu i czekaliśmy na sędziów, którzy po chwili pojawili się. Wyszliśmy z tunelu i stanęliśmy przed publicznością, i wysłuchaliśmy hymnu. Gdy wszystko było ustalone rozpoczęła się gra. Dla nas od 5 minuty, gdy gola strzelił Roberto Firmino nie było zbyt kolorowo, jednak nie poddaliśmy się i graliśmy dalej. Już w 29 minucie dla nas zdobył bramkę Kevin. W 30 minucie dostaję piłkę od Piszczka, biegnę z nią w stronę bramki, jednak postanowiłem podać piłkę do Mario i była to dobra decyzja, ponieważ padł gol. Byłem szczęśliwy i jak zawsze mamy w zwyczaju z Götzem, zrobiliśmy ten nasz typowy podskok. W 32 minucie Polański dostał żółtą kartkę, a w 34 minucie gola zdobył Piszczek. Do końca pierwszej połowy utrzymaliśmy wynik i schodziliśmy do szatni z korzystnym wynikiem. Chwilę odpoczynku i ponownie wybiegliśmy na murawę. W 66 minucie wynik zmienił się i było 3:2 dla nas. Trochę byliśmy wkurzeni, ponieważ tą bramkę straciliśmy z własnej głupoty, no ale cóż, trzeba grać dalej. W 76 minucie mecz się dla mnie zakończył, ponieważ zostałem zmieniony. Do końca meczu przesiedziałem na ławce, ale nie byłem zły, ponieważ każdy musi odpocząć. Mecz zakończył się wynikiem 3:2. Byliśmy zadowoleni inaczej sobie tego nie wyobrażaliśmy. Zeszliśmy do szatni, wzięliśmy prysznice i każdy z nas opuszczał szatnie. Idąc tak zauważyliśmy, że.....
************************************************************
Uff mamy już 20! Było ciężko, ale jakoś sobie poradziłam. Ten rozdział nie jest do końca taki jakbym chciała, ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś malutkim stopniu spodoba się Wam:) Naprawdę było ciężko, gdyż tracę wenę i myślę nad zawieszeniem lub z zakończeniem pisania rozdziałów, ale to jeszcze nic pewne. A i wybaczcie, że taki krótki:( Postaram się, aby następny był dłuższy o ile napisze. Pozdrawiam:*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3


piątek, 30 maja 2014

INFORMACJA

Uwaga kochani!
Jak wiecie tydzień temu w piątek nie pojawił się rozdział i niestety w ten piątek również się nie pojawi:( Jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale niestety moja wena mnie zawodzi i mam lekki kryzys :( Oczywiście próbuje coś napisać i mam nadzieję, że za tydzień w piątek rozdział już się pojawi:) Z góry jeszcze raz bardzo Was przepraszam:*

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 19

Mieliśmy zaczynać trening, gdy nagle w tunelu dostrzegłem Caroline. Na widok dziewczyny, zrzedła mi mina. Po jaką cholerę ona tu przyszła? Po to, żeby mnie wkurzyć? Jak tak, to udało jej się. Chłopacy również dostrzegli moją eks, która zbliżała się w naszą stronę. Spojrzeli na mnie i dobrze wiedzieli, że jej przyjście tutaj nic dobrego nie wróży. Blondynka była coraz bliżej nas.
- Cześć chłopacy - podeszła do nas i się przywitała.
- Czego Ty tu chcesz? - zapytałem podirytowany.
- To już nie mogę Was odwiedzić?
- Miałem już spokój, musiałaś się pojawić? - uniosłem głos.
- Oj nie denerwuj się misiaczku - podeszła do mnie i pogładziła mnie po policzku, lecz jej ręka szybko została odepchnięta.
- Caroline idź stąd! Boże czemu Ty jesteś taka wkurzająca? Ty nadal nie rozumiesz, że my już ze sobą nie jesteśmy? Naprawdę jesteś taka głupia?
- Oj Marco, ranisz - zaśmiała się perfidnie.
- Wynoś się! - krzyknąłem.
- Nie, chce popatrzeć na takie ciacha.
- Caro idź stąd lepiej - wtrącił się Mario.
- O znalazł się przyjaciel od siedmiu boleści - zakpiła.
- Przynajmniej nie wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu i nie jestem dziwką tak jak ty - posłał jej uśmiech, widać było, że się wkurzyła. Nagle zobaczyłem za plecami blondynki Kate, która uśmiechnięta zmierzała ku nam. Trenera nie było na murawie, bo poszedł do swojego biura po jakieś rzeczy.
- Cześć chłopaki - przyszła do nas siostrzenica Klopp'a.
- Hej - przywitali się z nią.
- Hej Marco - podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek.
- Cześć - posłałem jej uśmiech.
- O widzę, że masz już nową dziewczynę - prychnęła moja była.
- Jeśli nawet, to nie powinno Cię to obchodzić.
- Uważaj na niego, zabawi się Tobą i Cię rzuci - zwróciła się do Kate. Ona się na nią popatrzyła i zaśmiała.
- Caroline! Wynoś się stąd! - nie wytrzymałem.
- Nie denerwuj się, pamiętaj, że złość piękności szkodzi.
- A, co tu się dzieje? - usłyszałem głos Jürgena.
- Nic trenerze - powiedziałem.
- Przecież widzę, że jesteś zdenerwowany, Caroline opuścisz teren stadiony dobrowolnie lub wezwę ochronę - rzucił. Caro tylko prychnęła i zeszła z murawy.
- Dziękuje trenerze - zwróciłem się do czarodzieja z Dortmundu.
- Nie masz za, co. To mój obowiązek, żeby nikt nie zakłócał naszych treningów.
- Rozumiem - rzuciłem.
- Dobra, wracamy do treningu - zarządził Klopp. Spojrzałem na Kate, która nie miała zbyt wesołej miny, wiedziałem, że będę musiał jej to wszystko wyjaśnić. Posłałem jej lekki uśmiech i ruszyłem wraz z chłopakami na murawę. Rozpoczęliśmy ciężki trening, który trwał 2 godziny. Jak to my mamy w zwyczaju, w pewnym momencie zaczęliśmy się wygłupiać, ale gdy zobaczyliśmy minę trenera, od razu wróciliśmy do ćwiczeń. Po upływie wyznaczonego czasu, zeszliśmy z murawy i pokierowaliśmy się do szatni. Będąc w szatni, wzięliśmy prysznic i przebraliśmy się w ciuchy, w których przyjechaliśmy. Wszyscy z uśmiechami na twarzy opuściliśmy pomieszczenie i każdy ruszył w swoją stronę. Kierując się do swojego samochodu zauważyłem Kate i trenera, i postanowiłem do nich podejść.
- Kate możemy porozmawiać? - zapytałem.
- A mamy o czym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Myślę, że tak - blondynka popatrzyła na swojego wujka, ten tylko skinął głową na znak, że może.
- Dobra chodź - rzuciła.
- Odwiozę ją - zwróciłem się do Jürgena.
- Dobrze - i ruszył do swojego pojazdu, natomiast my do mojego. Otworzyłem dziewczynie drzwi jak na mężczyznę przystało i sam po chwili usiadłem na miejscu kierowcy. Postanowiłem zabrać ją w moje ulubione miejsce...
Kate:
Obudziło mnie hałasowanie, pewnie wujek. Próbowałam zasnąć, jednak mi się nie udawało. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic i po chwili owinięta w ręcznik byłam z powrotem w pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam ciuchy. Dzisiaj świeciło słoneczko i było ciepło, ale mi było zimno i przechodziły mi dreszcze po ciele, więc założyłam na siebie grubsze ciuchy. Wróciłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Stwierdziłam, że dzisiaj postawię na naturalności i nie pomalowałam się, jedynie prysnęłam się moimi ulubionymi perfumami. Wyszłam z łazienki, zaszłam do sypialni po telefon i zeszłam na dół do pozostałych osobników. Wchodząc do kuchni zobaczyłam jak wujek czegoś intensywnie szukał.
- Cześć wujku - podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek.
- Cześć słoneczko - posłał mi uśmiech i powrócił do poprzedniej czynności.
- Czego tak szukasz?
- Dokumentów - rzucił.
- Pomogę Ci - odpowiedziałam i zaczęłam szukać. Chyba szukaliśmy 20 minut, gdy nagle Ulla weszła do kuchni w ręku z jakąś teczką.
- Kochanie tego szukasz? - zaśmiała się.
- Jezu, gdzie to było?
- Na górze, na szafce - odpowiedziała.
- Dziękuje Ci bardzo - podszedł do niej i dał jej buziaka. Czasami im zazdroszczę, bo po mimo ich wieku nadal darzą siebie takim samym uczuciem jak przed kilkoma latami. Kiedyś było tak z moimi rodzicami, ale z czasem ich uczucie słabło.
- Kate, a co Ty tak grubo ubrana? - zapytała ciocia patrząc na mnie.
- Jakoś mi zimno i mam dreszcze - powiedziałam.
- Ocho, siadaj, zaraz dam Ci leki.
- Ciociu nie trzeba - zaśmiałam się.
- Nie ma mowy - rzuciła i postawiła przede mną szklankę z wodą i tabletki. Nie chciałam narażać się Ulli dlatego też połknęłam te tabletki. Pomogłam małżonce Klopp'a przy śniadaniu i po chwili jedliśmy.
- Wujku - spojrzałam na niego.
- Tak? - zapytał.
- Mogę jechać z Tobą na trening chłopaków?
- Ulla, co o tym sądzisz? - spojrzał na nią.
- Ech, niech idzie
- Dziękuje - pisnęłam i dałam im po buziaku. Zaniosłam naczynia do zmywarki i czekałam na Jürgena. Długo nie musiałam czekać, ponieważ po chwili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy na stadion. Po paru minutach byliśmy na miejscu i ruszyliśmy w stronę murawy.
- Ja idę do łazienki, przyjdę za chwilę - powiedziałam.
- Okej - wujek spojrzał na mnie podejrzliwie i domyśliłam się o, co mu chodzi. Odkąd zaczęłam pracować na stadionie jako asystentka trenera i zaczęłam chodzić na terapie, nie biorę narkotyków, ale to nie oznacza, że mnie nie ciągnie do nich, bo owszem ciągnie i to bardzo mocno, ale walczę ze sobą i dobrze mi to idzie. Dużo czasu poświęca mi Marco i pomaga mi z tym. Jest świetnym przyjacielem i facetem, wiem, że mogę na niego liczyć. Szkoda tylko, że Robert wyjechał, ale niedługo wraca i to mnie cieszy, że nareszcie go zobaczę. Poszłam na łazienki za sprawą fizjologiczną. Po krótkim momencie byłam już na murawie i zauważyłam jakąś dziewczyną stojącą koło Marco i chłopaków. Podeszłam do nich bliżej i na wstępie zauważyłam, że Reus jest zdenerwowany. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek tak jak zawsze mamy w zwyczaju, a ta blondynka zaczęła coś do mnie mówić, że mam na niego uważać. Popatrzyłam na nią i zaczęłam się śmiać, ale też zszokowało mnie to, co mi powiedziała, więc postanowiłam nie odzywać się do blondyna. Po 2 godzinach, trening dobiegł końca, więc skierowałam się na parking. Długo nie czekałam na wujka, który stał przy moim boku. Mieliśmy już wsiadać do samochody, gdy klubowa 11 poprosiła mnie o rozmowę. Za bardzo nie chciałam z nim rozmawiać, ale uległam. Jechaliśmy w nieokreślonym mi kierunku, ale jak piłkarz mi oznajmił, jechaliśmy w jego ulubione miejsce. Nasza podróż trwała jakąś niecałą godzinkę. Wysiedliśmy z auta i szliśmy w ciszy przez park, aż nagle doszliśmy w niesamowite miejsce.
- Ale tu pięknie - powiedziałam zachwycona.
- Też tak sądzę - uśmiechnął się.
- Każdą tu zabierasz? - zapytałam oschle.
- Nie, jesteś pierwszą dziewczyną, którą tu zabrałem. To jest mój azyl, zawsze tu przychodzę, żeby przemyśleć parę spraw.
- Ach czuję się zaszczycona - zakpiłam.
- Kate, przestań! - uniósł głos.
- Ja mam przestać? To Ty mi wytłumacz o, co chodziło tej lasce.
- Dlatego Cię tu zabrałem - powiedział.
- A nie mogłeś mi tego powiedzieć, gdzie indziej tylko tutaj? - spojrzałam na niego.
- Chciałem tutaj.
- Ugh - założyłam ręce na biodra.
- A teraz mnie wysłuchaj - oznajmił.
- Ok.
- Ta dziewczyna to była moja eks. Nic mnie już z nią nie łączy i przez dłuższy okres dała mi spokój, ale dzisiaj musiała się pojawić i ponownie zaczynać te wszystkie gierki... A to, co Ci mówiła to nie prawda. Nigdy tak nie postępowałem z kobietami i nie mam zamiaru tak postępować. Szanuję je i nawet przez myśl mi nie przechodzi, że mógłbym wykorzystać i zostawić... ugh - wzdrygnął się. Marco zaimponował mi tym, że wszystko mi wytłumaczył, bo nie musiał.
- Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam go.
- Za, co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że mi to wytłumaczyłeś choć nie musiałeś.
- Dla mnie najważniejsza jest szczerość, jesteś moją przyjaciółką więc chciałem być w stosunku do Ciebie szczery. - uśmiechnął się. Usiedliśmy w altance i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Siedzieliśmy tak z parę dobrych godzin.
- Jak nastrój przed meczem? - zapytałam.
- Jak na razie dobrze, zobaczymy jutro - zaśmiał się. Nagle kichnęłam.
- Przeziębiona? - zapytał z troską.
- Nie, tylko kicham i katar mam - odpowiedziałam.
- No to wracamy do domu i idziesz do łóżka.
- Ale Marco, naprawdę jest wszystko dobrze - sprzeczałam się.
- Nie ma mowy, jedziemy - wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę pojazdu. Po chwili jechaliśmy w stronę domu wujka. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu:
- Dziękuje za wszystko - posłałam mu uśmiech.
- Nie masz, za co - odwzajemnił gest.
- Do zobaczenia jutro - pocałowałam go w policzek.
- No pa - wysiadłam z auta i ruszyłam ku drzwi wejściowych od domu. Marco czekał, aż wejdę do środka. Będąc w środku, podreptałam do salony, gdzie siedziała ciocia i wujek.
- Cześć - przywitałam ich radośnie i po chwili kichnęłam.
- Przyniosę Ci leki - rzuciła Ulla. Nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że i tak mi je przyniesie i tak.
- Jak Ulla Ci przyniesie leki, idziesz na górę, bierzesz ciepłą kąpiel i pod kołderkę - postanowił Klopp.
- Ugh okej - uległam.
- Ale dzisiaj mam terapie - dodałam.
- Zadzwonię i powiem, że jesteś chora i dzisiaj Cię nie będzie.
- Okeeej - westchnęłam. Do salonu weszła Ulla z lekami i wodą. Wzięłam od niej to, co mi przygotowała i łyknęłam je. Tak jak wujek prosił, poszłam na górę, weszłam do sypialni, wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Dobrze, że mam prysznic i wannę. Nalałam do wanny ciepłej wody, dolałam do niej mój ulubiony olejek i po chwili leżałam w niej. Moja kąpiel trwała z jakieś 45 minut, ale potrzebne mi to było i to bardzo. Wyszłam z wanny, dokładnie wytarłam ciało i ubrałam się w moją ulubioną piżamę, którą dostałam od cioci i wujka. Włosy związałam w niedbałego koka i podreptałam do sypialni. Szybko wskoczyłam do łóżka i leżałam tak bezczynnie gapiąc się w sufit. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę - powiedziałam i drzwi od mojego pokoju się uchyliły.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos trenera drużyny z Dortmundu.
- Jasne - posłałam mu uśmiech.
- Przyniosłem Ci ciepłą herbatę.
- Dziękuje, jesteś kochany - podał mi gorący napój.
- O widzę, że masz na sobie swoją ulubioną piżamę - zaśmiał się.
- Innej bym nie założyła.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Już lepiej, naprawdę i dziękuje, że z Ullą się tak o mnie troszczycie - przytuliłam się do niego.
- Nie masz za, co. Traktuję Cię jak córkę i to się nie zmieni - jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy, a po policzku spłynęła samotna łza szczęścia.
- Kate - spojrzał na mnie.
- Tak?
- Jak już Ci mówiłem, martwię się o Ciebie i Ulla również ... - urwał.
- No tak i za to Wam bardzo dziękuje.
- I wiesz, że w każdy możliwy sposób chcemy Ci pomóc z nałogiem. - jego głos był poważny.
- Jeśli chodzi Ci czy bałam, to nie, nie brałam. Dużo pomaga mi terapia i Marco. Dzięki niemu na chwilę zapominam o narkotykach i ciesze się tym, co najpiękniejsze, czyli życiem. Czasami mam ochotę i to ogromną wziąć, ale walce z tym. Ty i ciocia mi też pomagacie i dziękuje.
-Och kochanie, nawet nie wiesz jak się ciesze - na jego twarzy pojawił się uśmiech, szczery uśmiech.
- Ja też wujku - przytuliłam się do niego ponownie w tym dniu.
- A jak tak już mówimy o Marco... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Wujku! Marco to tylko przyjaciel i niech tak zostanie. Wspaniale się z nim czuje i dogaduje. Po prostu mamy podobne charaktery i doskonale się rozumiemy.
- No to się ciesze, Marco to porządny chłopak mimo wszystko i wiele przeszedł - powiedział.
- Zauważyłam, że Ty dla nich jesteś jak ojciec.
- Można tak powiedzieć. Zżyłem się z nimi i nie wyobrażam sobie drużyny bez nich.
- Jesteś wspaniałym trenerem, mężem i wujkiem - pokazałam ząbki.
- Dziękuje.
- Jürgen! - usłyszeliśmy wołanie Ulli.
- Wzywa mnie, dobranoc - dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Wypiłam do końca herbatę, kubek odstawiłam na szafkę nocną i położyłam się. Chwile leżałam i myślałam o wszystkim, ale po chwili ramiona krainy Morfeusza otuliły mnie i zaczęłam śnić.
**************************************************
Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się na czas, ale byłam nad jeziorem i nie miałam internetu;/ Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział;) Tak więc zostawiam go Wam:D P.S. wczoraj nasze pszczółki przegrały mecz i tym samym nie zdobyły Pucharu Niemiec:( Za rok będzie lepiej!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 18

Adele:
Dzisiaj pracę skończyłam bardzo szybko i postanowiłam odwiedzić Kubę na treningu. Stojąc na światłach poczułam jak ktoś mi się przygląda. Odwróciłam się, aby to sprawdzić. Gdy zobaczyłam kto  mi się przygląda, uśmiech na mojej twarzy zawitał i bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Rzuciłam mu się w ramiona i wyszeptałam mu do ucha, że tęskniłam. Tak był to Robert, ten Robert Lewandowski, mój przyjaciel. On również szedł na stadion. Po drodze opowiadaliśmy sobie o wszystkim, wygłupialiśmy się i oczywiście nie zabrakło zdjęć z serii "selfie". Lewy jedno wstawił na instagram, te, co najbardziej nam się podobało. Dodał do tego opis: #friend #spotkanie # po #dłuższym #czasie #fun #nice. Nawet nie zauważyliśmy, a doszliśmy docelowego miejsca. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę trybun. Po drodze spotkaliśmy mojego ukochanego.
- O, hej Lewy! - przywitał się z napastnikiem BVB.
- Cześć - odparł.
- Witaj - zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy i namiętnie pocałował. Nie ukrywam, że trochę się dziwnie czułam, bo z boku stał Robert. Po chwili odsunęłam się od Koseckiego i posłałam mu uśmiech.
- Co Cię tu sprowadza Robert? - zapytał piłkarz Legii.
- Teraz i tak nie gram, bo dochodzę do siebie po kontuzji i postanowiłem odwiedzić mamę, i tak odpocząć.
- A właśnie, jak noga?
- Znacznie lepiej - odparł.
- Ekhemmm... Przypominam Kuba, że masz trening - wtrąciła się 21-latka.
- Skończyliśmy już - zaśmiał się.
- O to dobrze, idziemy coś zjeść? - zaproponowałam.
- Z miłą chęcią - uśmiechnął się Robert.
- Kurcze dzisiaj nie mogę - rzucił Kuba.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Muszę załatwić parę spraw.
- No okej - posmutniałam.
- Nie smuć się, wynagrodzę Ci to - podszedł do mnie, objął i dał subtelnego całusa.
- Trzymam za słowo.
- Okej, niestety muszę iść, do zobaczenia - pożegnał się z nami i poszedł. Byłam trochę zła na niego, bo obiecał mi, że dzisiaj cały dzień spędzi ze mną, a tu nagle musi coś załatwić... No nic, spędzę chociaż trochę czasu z Lewandowskim. Uśmiechnęłam się lekko do niego:
- To, co idziemy coś zjeść? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział ochoczo i ruszyliśmy w drogę.
- Znasz jakąś dobrą knajpkę?
- A no znam - pokazał rządek białych zębów.
- No to prowadź - zaśmiałam się. Wyszliśmy ze stadionu i szliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Czemu nic nie powiedziałaś, że jesteś z Kubą? - nagle Robert zadał to pytanie, którego chciałam uniknąć.
- W sumie to nie wiem, zapomniałam - rzuciłam.
- No rozumiem.
- A Ty nic nie wspominałeś, że wróciłeś do Ani - powiedziałam, a Bobek się zaśmiał. Popatrzyłam na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Hahahah ja nie wróciłem do Ani - spojrzał na mnie i słodko uśmiechnął.
- Ale wszystkie niemieckie gazety piszą, że znów jesteście razem i wszędzie są Wasze zdjęcia.
- Niemieckie brukowce zawsze piszą to, co chcą i nie sprawdzą czy to prawda, czy też nie.
- No tak, ale na serio, na tych zdjęciach wyglądaliście na szczęśliwych.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi i to tyle - rzucił.
- Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć, to Twoje życie i Ty podejmujesz decyzję - posłałam mu uśmiech.
- Szkoda, że niektórzy tego nie rozumieją - powiedział.
- O, co chodzi?
- Mario nie może tego zrozumieć, że ja i Anna jesteśmy przyjaciółmi. - westchnął.
- Przejdzie mu - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
- W sumie racja, to Mario.
- Dokładnie. Robert?
- Hmm - spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami i zatopiłam się w nich, zapomniałam o całej rzeczywistości.
- Halo Adele - ręka piłkarza machała mi przed oczami.
- Tak? - wróciłam do żywych.
- Pytam się o, co chciałaś się zapytać, a Ty nic - zaśmiał się.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam i cicho się zaśmiałam.
- Mam malutką prośbę - pokazałam ząbki.
- Oho, znam ten uśmiech - rzucił.
- Mogłabym nagrać filmik na moją stronę o Borussii, z Twoim udziałem? - zatrzepotałam rzęsami.
- No jasne, z miła chęcią, ale, co ja bym miał zrobić, czy powiedzieć? - zapytał i podrapał się po głowie.
- No nie wiem, pozdrowisz ich czy coś. Zdaj się na swoją wyobraźnię o ile ją masz - zaśmiałam się.
- O nie, zgrzeszyłaś - spojrzał na mnie i zbliżył się do mnie. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, więc zaczęłam "uciekać". Moja ucieczka nie trwała długo ponieważ RL mnie dogonił i zaczął łaskotać.
- Nie proszę, Robert jesteśmy na ulicy - próbowałam mu się wyrwać.
- Przeproś
- Przepraszam! - powiedziałam i Lewy mnie puścił.
- Bardzo ładnie - jego kącik ust podniósł się.
- To jak z tym filmikiem?
- Niech Ci będzie - przewrócił teatralnie oczami. Wyjęłam telefon  i włączyłam kamerę:
- Hej tu Robert Lewandowski. Chciałbym serdecznie pozdrowić wszystkich fanów strony Ballspielverein Borussia 09. Ja jak i cała drużyna cieszymy się, że mamy tak wspaniałych kibiców. Pozdrawiam, Lewy - piłkarz na koniec ponownie słodko się uśmiechnął, ale tym razem się opanowałam. Wyłączyłam kamerę.
- I jak, może być? - zapytał.
- Jasne - uśmiechnęłam się. Weszłam na fb przez telefon i wrzuciłam filmik na stronę z podpisem: Specjalnie dla Was, udało mi się nagrać ten filmik:3 /Leweus. Obejrzeliśmy go jeszcze raz i sprawdziliśmy komentarze. Było już ich z 25, co mnie naprawdę cieszyło. Komentarze były przeróżne, np.: "Jezu dziewczyno, jak Ty to zrobiłaś?:o", "Jezu jaki on piękny *.*" itp. Wyłączyłam facebook'a i schowałam telefon.
- Nie chce nic mówić, ale jesteśmy już pod tą knajpą - powiedział napastnik. Przede mną widniał wielki napis: "Kotłownia". 
- To dobrze, bo zgłodniałam - zaśmialiśmy się i weszliśmy do środka. Zajęliśmy stolik w kącie sali, ponieważ Robert chciał ten czas spędzić jak normalny człowiek, nie dziwię mu się, bo też bym miała ochotę odpocząć. Po chwili podszedł do nas kelner:
- Dzień dobry, coś państwo zamawiają? - uśmiechnął się.
- Ja poproszę szklankę wody i do tego jakieś dobre danie, zdaję się na szefa kuchni - rzucił Lewandowski.
- To ja poproszę to samo - powiedziałam. Kelner odszedł od nas z zamówieniem.
- Kurcze, pewnie teraz wszystkie Twoje fanki mi zazdroszczą, że siedzę tu z Tobą - powiedziałam.
- Zapewne tak, widzisz jaką jesteś szczęściarą - uśmiechnął się.
- To nie szczęście, to mój urok - zachichotałam i zarzuciłam włosy do tyłu.
- Oj kusisz, kusisz - powiedział, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Opanowaliśmy się dopiero, gdy podszedł do nas kelner z naszym jedzeniem.
- Smacznego.
- Dziękujemy - i odszedł, a my zabraliśmy się za konsumowanie. Zaskoczyło mnie, bo bardzo mi smakowało, a moje podniebienie jest raczej wybredne. Już wiem, gdzie będę chodziła coś zjeść.
- I jak Ci smakuje? - zapytał niebieskooki.
- Naprawdę smaczne - odpowiedziałam z podkową na buzi. Już po chwili nasze talerze były puste i poprosiliśmy o rachunek. Wyjęłam portfel:
- O nie, ja płacę - powiedziała natychmiast gwiazda Bundesligi.
- Nie musisz, zapłacę za siebie.
- Nie ma nawet takiej opcji.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Ile płacę? - Robert dał młodemu mężczyźnie pieniądze.
- Robert, wiesz, że nie musiałeś, przecież bym zapłaciła za siebie - powiedziałam patrząc na niego.
- Wiem, ale ja chciałem zapłacić - uśmiechnął się.
- Ile Ci jestem winna? - zapytałam wyjmując pieniądze.
- Nic Adele i przestań, bo się pogniewamy - rzucił i zaśmiał się.
- Dziękuje.
- Nie masz za, co.
- Zbieramy się? - zapytałam. 25-latek przytaknął i wyszliśmy z restauracji....
Marco:
Od wyjazdu Roberta nic się nie wydarzyło, no poza tym, że więcej czasu spędzam z Kate. Dzisiaj trening mieliśmy na 8:00, bo jutro gramy mecz z Hoffenheim. Wstałem o 7:00, poszedłem do łazienki się wykąpać, ubrałem się, spakowałem, zjadłem śniadanie i po chwili jechałem na SIP. Gdy dotarłem na miejsce, zaparkowałem auto i ruszyłem do środka. W szatni byłem już po paru minutach i byłem jako pierwszy. Przebrałem się i czekałem na kolegów. Czekając na nich, wszedłem na instagrama i zobaczyłem zdjęcie Roberta z Adele. Uśmiechnąłem się na jej widok i postanowiłem skomentować to zdjęcie: Słodziaki, ale ja lepiej bym wyglądał:). 
- Hejo misiaczku - usłyszałem głos Mario.
- Cześć bąbelku - uśmiechnąłem się i schowałem telefon. Po chwili do szatni wchodzili pozostali, gdy wszyscy się przebrali, ruszyliśmy w stronę murawy. Na miejscu czekał już na nas trener.
- Witam chłopaki. - jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dzień dobry trenerze - przywitaliśmy go.
- Gotowi na dzisiejszy trening i jutrzejszy mecz?
- Oczywiście - powiedział Khel.
- I to mi się podoba - zaśmiał się. Na murawę weszła Anastazja.
- Cześć chłopaki, witam trenerze - przywitała nas radośnie. Dawno jej nie widziałem, ale nic się nie zmieniła, Łukasz ma ogromne szczęście, że ma taką kochającą kobietę jaką jest Podgórska. Mieliśmy zaczynać trening, gdy nagle w tunelu dostrzegłem....
**********************************************
Jezu tak bardzo Was przepraszam za tak beznadziejny i krótki rozdział!:( Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, nie mogę się na niczym skupić, ucieka mi wena, a jak coś już napiszę to usuwam, bo mi się nie podoba:/ Ugh nienawidzę tego uczucia........ Jeszcze raz BARDZO, BARDZO przepraszam za te wypociny i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tak beznadziejny rozdział:* Nie wiem chyba musicie mi dać niezły ochrzan, żebym wzięła się w garść i pisała chociaż trochę lepsze rozdziały:* Pozdrawiam<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 17

Robert:
Będąc na lotnisku, pożegnałem się z Anią i ruszyłem w stronę odprawy, ponieważ usłyszałem "Pasażerów lotu numer 4851665 z Dortmundu do Warszawy, prosimy po stawienie się na odprawie". Po paru minutach znalazłem się przy stanowisku odprawy i dałem bilet pani, która to obsługiwała. Gdy wszystko było gotowe, przeszedłem przez tunel i znalazłem się w samolocie. Usiadłem na swoje miejsce i czekałem, aż samolot się wzbiję. Zanim wystartowaliśmy stewardessa pokazała nam jak zapiąć pasy i obsługiwać się w razie, co tymi wszystkimi rzeczami. Znam to na pamięć, ale niestety trzeba było tego posłuchać. Gdy młoda dziewczyna skończyła wzbiliśmy się ku górze. Nie czekając minuty dłużej, założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Po kilku minutach lotu postanowiłem się przespać. Dopiero obudziło mnie głos stewardessy "Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy". Tak jak poinformowała i poprosiła, tak też zrobiłem. Po chwili odebrałem swój bagaż i ruszyłem na postój taksówek. Wsiadłem do wolnego auta i podałem adres, na który musiałem dojechać. Jadąc tak, patrzyłem przez okno i wspominałem czasy kiedy mieszkałem w Warszawie. Nie zauważyłem kiedy byłem już pod domem mamy. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu, zabrałem torby i ruszyłem w stronę wejścia. Zapukałem i po chwili otworzyła mi moja mama.
- Robert? - zapytała zdziwiona.
- We własnej osobie - uśmiechnąłem się i przytuliłem rodzicielkę. Weszliśmy do środka, zostawiłem walizki w przedpokoju i poszliśmy do salonu.
- Co tu robisz?
- Mam wolne przez kontuzję i postanowiłem Cię odwiedzić.
- A już lepiej z nogą? - zapytała i wyczułem w jej głosie troskę.
- Tak, jeszcze 2.5 tygodnia muszę nosić usztywnienie. - rzuciłem.
- Moje biedactwo - dała mi buziaka w policzek tak jak zawsze robiła, gdy byłem mały i coś mi się stało.
- Pewnie jesteś głodny.
- Nie mamuś, ale wypiłbym ciepłą herbatkę.
- Już Ci robię - posłała uśmiech i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z ciepłym napojem, podała mi go i usiadła na poprzednie miejsce.
- No to opowiadaj.
- No to trochę się zmieniło... - opowiedziałem jej w skrócie, co i jak. Niestety zmuszony byłem powiedzieć jej o przyjaźni z Anią i o dziwo ze spokojem to przyjęła.
- Chociaż dobrze, że utrzymujecie kontakty - powiedziała.
- No niby tak, ale Mario się z tym nie zgadza - rzuciłem.
- Zrozumie z czasem, odkąd pamiętam, Mario był do niej jakoś wrogo nastawiony.
- No w sumie racja - zaśmiałem się. Porozmawiałem jeszcze chwilę z mamą i poszedłem na górę do mojego pokoju. Wszedłem do środka i byłem pod wrażeniem, ponieważ nic się w nim nie zmieniło. Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy.  Rozpakowałem walizki, poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic. Wytarłem starannie ciało, założyłem bokserki i powróciłem do pokoju. Położyłem się i momentalnie kraina Morfeusza zabrała mnie w swoje ramiona.
Następnego dnia:
Obudziły mnie promienie słońca, które beztrosko wkradły się do mojego pokoju. Przetarłem oczy i rozglądałem się po pokoju. Chwilkę poleżałem w łóżku, ale po krótkim momencie wstałem. Podszedłem do szafy, i wybrałem bordowe szorty, zwykłą czarną koszulkę, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i do tego czarne trampki. Podreptałem z ubraniami do łazienki, tam ubrałem się i ogarnąłem włosy, i tego typu rzeczy. Po 5 minutach gotowy schodziłem na dół. Wszedłem do kuchni, a tam mama z Mileną.
- Cześć Milcia - podszedłem do niej uśmiechnięty, mocno przytuliłem i dałem buziaka. 
- Oho jakie czułości - zaśmiała się. - Witaj braciszku.
- Dawno Cię nie widziałem, to się stęskniłem.
- Jaki kochany Robercik, ja również się stęskniłam - posłała mi uśmiech.
- Dzieci siadajcie do stołu, zaraz podam śniadanie - wtrąciła się mama. Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Usiedliśmy na swoich miejscach i czekaliśmy na jedzenie, które po chwili stało na stole. Gdy tylko je zobaczyłem, od razu się oblizałem i zaczął jeść. Zawsze mama robi pyszne jedzenie, ale to było niesamowite. Po prostu niebo w gębie, rozpływało się i delektowałem się każdym kęsem. Po chwili z mojego talerza zniknęło wszystko.
- Było pyszne mamuś - posłałem jej uśmiech.
- Popieram - zawtórowała mi Milena.
- Dziękuje - odpowiedziała dumnie. Wstałem od stołu, wziąłem talerz i powędrowałem z nim do kuchni. Wrzuciłem go do zmywarki i podreptałem na górę. Wziąłem laptopa i usiadłem z nim na łóżku. Odpaliłem sprzęt i po krótkim momencie byłem już na fb. Wstawiłem nowe zdjęcie dla fanów z podpisem "Jest już o wiele lepiej:) Teraz czas na odpoczynek w rodzinnym domu:)". Posiedziałem jeszcze chwilkę na internecie i wyłączyłem laptopa. Stwierdziłem, że przejdę się po Warszawie, bo bez sensu jest siedzieć w domu jak jest tak piękna pogoda. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli klucze, telefon i portfel. Zszedłem na dół i poinformowałem domowników, że wychodzę. Wyszedłem z domu i musiałem założyć okulary, ponieważ słońce oślepiało mnie. Gdy miałem je już na nosie mogłem spokojnie pójść dalej. Idąc tak ulicami Warszawy, przypominałem sobie dawne czasy. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, gdzie idę, nie miałem określonego miejsca. Po chwili znalazłem się prze moją ulubioną kawiarnią. Wszedłem do środka i usiadłem przy stoliku, który znajdował się w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie młoda kelnerka:
- Dzień dobry, podać coś? - uśmiechnęła się serdecznie.
- Poproszę kawę - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem. Kelnerka zniknęła, lecz po chwili wróciła z moim zamówieniem.
- Proszę - postawiła przede mną ciepły napój.
- Dziękuje.
- Mam prośbę - rzuciła niepewnie.
- Jaką? - zaśmiałem się.
- Mógłby Pan podpisać to dla mojego synka? Uwielbia Pana i marzy, aby Pana poznać.
- Oczywiście, że podpiszę - wziąłem od niej zdjęcie i podpisałem je.
- Dziękuje bardzo, synek na pewno się ucieszy - powiedziała pełna radości.
- A synek ile ma lat? - zapytałem.
- 5 - odpowiedziała dumnie.
- To miłe słyszeć, że mam tak małych fanów. Mam pomysł.
- Jaki? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Z chęcią bym się z nim spotkał - powiedziałem.
- Jezu, na prawdę?
- Tak.
- To może jutro? - zaproponowała.
- Jasne, przyjdę tutaj o tej samej godzinie - powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Ustaliliśmy z kelnerką wszystko i byłem szczęśliwy, że nawet takie maluchy jak ten chłopczyk, mi kibicują. To dla mnie naprawdę ważne, bo jakby nie patrzeć to jestem ich idolem i w pewnym sensie się wzorują na mnie. Mimo wszystko trzeba uważać, co się mówi i tym podobne. Gdy skończyłem pić kawę, wyszedłem z kawiarni i postanowiłem się przejść na stadion Legii. Idąc tak, zauważyłem dziewczynę, która wydawała mi się znajomo. Podszedłem bliżej tej dziewczyny, a ona się odwróciła. Uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Lewy?! - zapytała zaskoczona.
- We własnej osobie - zaśmiałem się. Ona się uśmiechnęła i rzuciła w ramiona.
- Tęskniłam - wyszeptała mi do ucha.
- Ja też.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytała i stanęła przede mną.
- Wczoraj.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- Oj Adele, niespodziankę chciałem Ci zrobić - pokazałem rządek białych zębów.
- To Ci się udała - posłała mi szczery uśmiech.
- Bardzo się ciesze.
- Gdzie idziesz? - zapytała.
- W sumie nie mam określonego miejsca, tak się szwendam, ale teraz chciałem iść na stadion.
- O to się dobrze składa, bo ja też się tam wybieram.
- Potowarzyszysz mi?
- Z miłą chęcią - zaśmiała się cicho i ruszyliśmy. Podczas drogi śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie to, co nam się przydarzyło i ogólnie wygłupialiśmy się. Drogą nam zajęła 30 minut i po upływie tego czasu znaleźliśmy się na stadionie. Przy wejściu spotkaliśmy Koseckiego:
- O hej Lewy! - podszedł do mnie i mnie przywitał.
- Cześć - posłałem mu uśmiech. Nagle poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu....
*****************************************
Mamy 17:) Z góry przepraszam, że rozdział nie pojawił się w piątek, ale byłam poza domem i nie miałam dostępu do internetu:( Wybaczcie też, że jest taki krótki, ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu :x Wczoraj Robert pożegnał się z fanami i fani pożegnali go:( Gdy zobaczyłam te wszystkie zdjęcia, łzy same leciały:( No, ale nic, życzymy mu jak najlepiej<3! Tak więc czekam na jakiekolwiek komentarze:)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 16

Kilka dni później
Robert:
Minął tydzień i dzisiaj miałem kontrole. Wstałem o 10:25 i poszedłem wziąć prysznic. Zaliczyłem poranną toaletę, więc poszedłem się ubrać. Po chwili byłem już gotowy i zszedłem na dół, kierując swoje nogi do kuchni. Zrobiłem sobie śniadanie, czyli jajecznicę z kiełbasą i do tego kanapki z masłem. Po chwili konsumowałem je. Przez ten tydzień dużo się wydarzyło, a mianowicie zakolegowałem się z Kate, bo przyjaźnią tego nie można nazwać. Widać było, że dziewczyna podoba się Marco, ale ta go spławiała. Przez ostatnie kilka dni, dużo czasu spędzam z Anią i nawet poznałem Oskara. Naprawdę fajny chłopak. Widać, że kocha Anię i chce dla niej jak najlepiej. Cieszy mnie to, że moja była, a zarazem przyjaciółka jest szczęśliwa. Przez te 7 dni byłem w dobrym humorze i to tylko przez jedną osobę. Codziennie pisałem na fb z Adele, a jak nie, to rozmawialiśmy przez Skype'a. Uwielbiam z nią pisać czy rozmawiać, bo nigdy nie kończą nam się tematu, zawsze mamy o czymś rozmawiać. Po prostu ta dziewczyna jest niesamowita. Zjadłem śniadanie, pozmywałem naczynia i musiałem już wychodzić z domu, bo była 11:05, a do lekarza miałem na 11:25/ Wyszedłem z domu i zamknąłem go za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem auto Reus'a. Podszedłem do niego:
- Cześć, co Ty tu robisz? - zapytałem, gdy blondyn otworzył szybę.
- Hej, przyjechałem po Ciebie - posłał mi uśmiech.
- Wiesz, że nie musiałeś?
- Wiem, ale chciałem.
- Okej - rzuciłem i wsiadłem na miejsce pasażera. W drodze żaden z nas się nie odzywało.
- Co jest? - spojrzałem na kumpla.
- Cały czas nie mogę przestać myśleć o Kate - westchnął. - Czemu ona jest taka oschła w stosunku do mnie?
- Może za bardzo jej się narzucasz?
- Ale do Ciebie nie jest taka - rzucił.
- Postaw się na jej miejscu. Jak Ty byś się czuł, jakby ciągle Cię chłopak zaczepiał?
- Nie wiem - podrapał się po głowie. 
- Właśnie, może ona czuję się osaczona, nie pomyślałeś o ty? - popatrzyłem na przyjaciela.
- Może masz rację, może powinienem dać jej jak na razie spokój?
- Dobry pomysł - uśmiechnąłem się.
- Jesteśmy już.
- Dzięki za podwózkę.
- Poczekam na Ciebie - zaśmiał się.
- Nie musisz - rzuciłem.
- Ale chcę.
- Ech, okej - wysiadłem z pojazdu i wszedłem do środka budynku szpitala. Doczłapałem się do gabinetu Josh'a. Długo nie musiałem czekać, ponieważ Josh zaraz wyszedł.
- Cześć Robert - przywitał mnie z uśmiechem na twarzy.
- Siemka - odwzajemniłem uśmiech. Weszliśmy do pomieszczenia i kazał mi usiąść na łóżku. Jak poprosił, to tak zrobiłem. Mężczyzna rozciął mi gips i przeszliśmy do pomieszczenia, gdzie zrobił zdjęcie mojej nogi. Gdy zdjęcia były gotowe, Josh mógł mi coś więcej powiedzieć:
- No to tak, noga się goi, kostka już się zrosła, jedynie ścięgna muszą dojść do siebie. - powiedział.
- Czyli nadal gips? - zapytałem.
- Nie, dam Ci takie usztywnienie, żeby Ci te ścięgna dobrze odnowiły, że tak powiem - posłała mi uśmiech.
- To dobrze, że już jest w miarę wszystko dobrze.
- Tak, tylko te usztywnienie musisz nosić jeszcze 2,5 tygodnia. - gry to powiedział, nie było mi za wesoło.
- Co? Czemu?
- Ponieważ Twoje ścięgna były dość mocno uszkodzone i przez tydzień trochę ich sytuacja się poprawiła, ale jeszcze potrzebują czasu.
- Ugh... ok - rzuciłem. Josh założył mi to coś na nogę.  
- Nosisz to codziennie, a i nie nadwyrężaj nogi, czyli zabronione jest Ci ćwiczenie i tego typu rzeczy.
- A mogę już bez kul chodzić? - zapytałem.
- To sprawdź, czy dasz radę - wstałem z tego łóżka i przeszedłem się po sali.
- Dam radę - uśmiechnąłem się.
- No to za 2,5 tygodnia się widzimy.
- Okej, na razie - pożegnałem się i wyszedłem. Wyszedłem prze szpital i pokierowałem się do samochodu Marco, który czekał na mnie. Otworzyłem drzwi i usiadłem.
- O widzę, że już nie masz gipsu - posłał mi uśmiech.
- Jeden plus - odpowiedziałem.
- Czemu tylko jeden? - zapytał zdziwiony.
- Bo mój okres pauzowania się wydłużył...
- Jak to?
- Widzisz to coś na mojej nodze? - uniosłem ją do góry.
- No widzę - odpowiedział.
- No więc jeszcze tylko 2,5 tygodnia muszę z tym chodzić, aby moje ścięgna się zregenerowały - spojrzałem się na niego.
- Dasz radę - posłał mi zachęcający uśmiech.
- No muszę - odwzajemniłem gest.
- To, gdzie jedziemy? - zapytał.
- Ja muszę jechać na trening - rzucił.
- O to dobrze, zabiorę się z Tobą.
- Ok, to jedziemy - rzucił i ruszyliśmy. Po 10 minutach byliśmy już pod Iduną. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przed siebie.
- Czekajcie! - usłyszeliśmy za sobą czyjś krzyk. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Mario. Poczekaliśmy, aż młody piłkarz do nas dołączy i ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Widzę, że zaszła zmiana - zaśmiał się Götze i spojrzał na moją nogę. Spojrzałem na niego i nic nie odpowiedziałem. Weszliśmy do szatni i chłopcy się przebrali. Gdy wszyscy byli gotowi, ruszyliśmy na murawę, nie czekając na trenera. Będąc na murawie, zauważyłem na trybunach Kate. Pomachałem jej i mi odmachała. Reus również jej pomachał, a ona mu odmachała, dodając do tego szczery uśmiech, co mnie zaskoczyło. Gdy Marco to zobaczył, uśmiech mu nie schodził z twarzy. Po chwili na boisko wszedł Klopp:
- Cześć! O Lewy! - uśmiechnął się.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- I jak noga?
- No już lepiej, kostka już wyleczona. Pozostają tylko ścięgna - odparłem.
- Ile jeszcze? - ponownie zapytał.
- 2,5 tygodnia.
- No nic, najważniejsze jest Twoje zdrowie.
- Trenerze?
- Tak - spojrzał na mnie.
- Bo i tak mam kontuzję, więc postanowiłem pojechać do Polski, ale jakbym był potrzebny, to proszę dzwonić - powiedziałem.
- Jedź i nie przejmuj się niczym, odpocznij - odpowiedział.
- Dziękuje - uśmiechnąłem się. - To ja będę już szedł, bo muszę się jeszcze spakować.
- Miłego wypoczynku. - rzucił radośnie.
-Dziękuje - posłałem mu uśmiech. Kierowałem się do wyjścia, gdy przede mną ustała siostrzenica trenera.
- Cześć Lewy! - dała mi buziaka w policzek.
- Hej - pokazałem rządek białych zębów.
- Gdzie lecisz?
- Do domu - odpowiedziałem.
- To nie zostajesz do końca treningu? - posmutniała.
- Niestety nie, muszę się spakować.
- Po, co się spakować?
- Jadę do Polski na tydzień lub trochę więcej.
- Czyli mnie opuszczasz? - westchnęła.
- Dasz radę, Marco się Tobą zaopiekuje - zaśmiałem się.
- Bardzo śmieszne - uderzyła mnie.
- Kate już muszę iść - rzuciłem.
- Okej, udanej podróży i wypoczynku - pożegnała się ze mną i odszedłem od niej. Już miałem wychodzić, gdy chłopacy mnie zawołali. Odwróciłem się do nich.
- Gdzie Ty idziesz? - zapytał Mario.
- Do domu - odpowiedziałem. - Jadę do Polski.
- Na ile? - spuścił głowę.
- Tydzień, może więcej.
- Zostawiasz mnie.
- Dasz radę, blondasek się zajmie wszystkim.
- Oczywiście - zawołał Marco.
- Uciekam serio - rzuciłem.
- Okej, zadzwoń jak będziesz na miejscu.
- Okej, pa - pożegnałem się z kumplami i zszedłem z murawy. Wyszedłem ze stadionu i ruszyłem do domu. Po jakimś czasie, znalazłem się w mieszkaniu. Pierwsze, co zrobiłem, to wziąłem laptopa. Wszedłem na stronę, gdzie można zabukować bilety. Miałem szczęście, bo udało mi się zarezerwować bilety na dzisiaj do Polski, na 18:25. Była godzina 14:52, więc wyłączyłem laptopa i ruszyłem na górę. Podreptałem do garderoby, wyjąłem z szafy walizkę i zacząłem się pakować. Zajęło mi to godzinę, po upływie czasu, zszedłem na dół z walizkami i postawiłem je przed drzwiami. Pozamykałam wszystkie drzwi i okna, wziąłem   jeszcze laptopa, bo bym o nim zapomniał. Wrzuciłem go do jednej z walizek i wyszedłem z domu. Zamknąłem dokładnie drzwi, a klucze włożyłem pod lewą doniczkę, ponieważ Ania obiecała, że będzie od czasu do czasu sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Poprosiłem przyjaciółkę, aby odwiozła mnie na lotnisko. Gdy Stachurska była już pod moim domem, a ja wsiadłem do jej auta, była już 17:35. Przywitałem się z karteczką i ruszyliśmy w stronę lotniska.
Adele:
Przez ponad tydzień, moje życie obruciło się o 180 stopni. Moje kontakty z Kubą polepszyły się i to ogromnie. Od kilku dni jesteśmy parą, ale nikt na razie o tym nie wie. Razem ustaliliśmy, że powiemy o naszym związku, gdy będziemy  na to gotowi. Nie żałuję, że związałam się z Koseckim, pomimo tego, że znamy się krótko, ale mi to nie przeszkadza. Jestem z nim szczęśliwa i to się liczy. Na początku wahałam się, co do tego, ponieważ byłam i chyba jestem zakochana po uszy w Robercie, ale on jest w Dortmundzie, a ja w Warszawie. Poza tym, on chyba wrócił do Ania, bo czytam każdy artykuł związany z nim i w jednym, było ich zdjęcie jak się obejmują i uśmiechają. Lubię Stachurską, więc nic mi to nie przeszkadza. Przy Kubie czasami zapominam o nim, ale przez ostatnie dni, coraz częściej pisałam lub rozmawiałam z Lewym. Nasze kontakty są świetne i mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Moje kontakty z mamą minimalnie się poprawiły, ale to tak minimalnie. Niby rozmawiamy ze sobą, ale nie mam jeszcze takiego poczucia, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. W pracy idzie mi świetnie, szefowa wspomniała coś, że u nas w firmie pojawia się awanse i zmiany miejsca pracy, ale nie to, że ktoś zostanie zwolniony, tylko, że zostanie przeniesiony do tej samej firmy, ale w innym mieście lub zagranice. Mam nadzieję, że nie będę musiała opuszczać stolicy, ponieważ czuję się tu świetnie, a poza tym, mam tu Kubę. Dzisiaj do pracy mam na 15:00, była już godzina 11:15. Zeszłam na dół i pokierowałam się do kuchni. Wchodząc do niej, zauważyłam mamę jak rozmawia z kimś przez telefon. Nie zwracają dłużej uwagi, otworzyłam lodówkę i wyjęłam rzeczy do przygotowania naleśników. Zabrałam się do pracy i po 30 minutach konsumowałam je.
- Cześć córeczko - przywitała mnie z uśmiechem.
- Hej - odwzajemniłam gest.
- Ja wychodzę, bo zaraz mam rozmowę w sprawie pracy.
- Powodzenia.
- Nie dziękuje - rzuciła i wyszła. Dokończyłam śniadanie, pozmywałam po sobie i poszłam do salonu. Weszłam do niego i pierwsze, co zrobiłam, to włączyłam sobie piosenkę, pod głosiłam ją prawię na maxa i zaczęłam tańczyć. Tańcząc tak, poczułam nagle czyjeś ręce na swoich biodrach. Przestraszyłam się i odskoczyłam.
- Nie bój się - zaśmiał się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odwróciłam się i przede mną stał Kuba.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziałam.
- Nie chciałem, wybaczysz? - podszedł do mnie bliżej i przyciągnął mnie do siebie. Czułam jego oddech na mojej twarzy.
- No nie wiem - lekko oddaliłam twarz od niego, ale on ponownie ją przybliżył. - Będziesz musiał się postarać.
- Mówisz? - musnął lekko moje usta, aż dreszczyk mnie przeszedł.
- Mhmm - zaśmiałam się cicho. Chciał złożyć na moich ustach pocałunek, ale uciekłam mu twarzą. Uwielbiam się z nim droczyć.
- Nie uciekniesz - uśmiechnął się. Mocniej przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Nasze pocałunki stawały się coraz najmętniejsze i przybierały na sile, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ lubiłam czuć smak jego ust. Niestety musiałam przerwać tą przyjemność. Odkleiłam się od Koseckiego:
- Coś się stało? - zapytał.
- Nie, nic się nie stało, po prostu jest już 13:45, a ja dzisiaj muszę iść do pracy.
- Na którą? - zapytał.
- Na 15:00 - rzuciłam.
- To mamy jeszcze czas - poruszył brwiami na, co wybuchnęłam śmiechem. Chłopak popatrzył się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Złożyłam na jego ustach soczystego buziaka i pokierowałam się na górę do mojego pokoju. Za mną podążył Kuba. Nasza droga do pokoju zajęła nam  z 5 minut, ponieważ chłopak zaczął mnie łaskotać. Gdy nareszcie znaleźliśmy się w sypialni, podreptałam do garderoby. Dzisiaj stwierdziłam, że założę spódniczkę lub sukienkę. Po jakimś czasie w ręce miała odpowiedni zestaw, a mianowicie, szłam do łazienki z czarną skórzaną spódniczką, białą koszulą, asos bransoletka i czarnymi szpilkami. Gdy byłam już w raju dla kobiet, ubrałam się, zrobiłam sobie makijaż oraz pomalowałam usta. Zostały mi tylko włosy. Stałam przed lustrem myśląc, co mogę z nimi zrobić, ale po chwili już wiedziałam.Gdy moje włosy były już upięte, wyszłam z łazienki. Gdy mój ukochany mnie zobaczył, szczęka mu opadła.
- Przesadziłam? - zapytałam.
- Nie! Wyglądasz pięknie - podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Na prawdę?
- Tak, jeszcze takiej Cię nie widziałem i chcę Cię tak widzieć częściej, bo jeszcze bardziej mnie pociągasz.
- Brzmi kusząco - zaśmiałam się. Spojrzałam ukradkiem na zegarek i była już 14:24.
- Kotek idziemy już - powiedziałam. Chłopak bez żadnych oporów ruszył za mną. Wyszliśmy z domu:
- Podwieźć Cię? - zapytał.
- Jakbyś mógł - zatrzepotałam rzęsami.
- Oczywiście - złapał mnie za rękę i wsiedliśmy do jego auta. Jak na gentlemana przystało, Kuba otworzył mi drzwi i po chwili siedziałam już na miejscu pasażera, a piłkarz usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. W trakcie drogi śmialiśmy się ze wszystkiego. Po 25 minutach dojechaliśmy na miejsce. Pożegnałam się z Koseckim i wysiadłam z auta. Pokierowałam swoje nogi do wejścia. Po krótkim czasie znalazłam się w pokoju, gdzie była już Patrycja.
- Hej - przywitałam ją radośnie.
- Cześć - uśmiechnęła się do mnie. - Ładnie wyglądasz.
- Dziękuje.
- Nie ma za, co.
- Coś mam do zrobienia? - zapytałam.
- Nie, Magda nic nikomu nie dawała, bo zaraz jest zebranie. - odpowiedziała.
- Okej, to, co idziemy? - rzuciłam. Pati tylko kiwnęła twierdząco głową i poszłyśmy do sali, gdzie zawsze odbywają się zebrania W pomieszczeniu było dość sporo osób, ale udało nam się usiąść. Chwile czekaliśmy na szefową, która po chwili była w sali konferencyjnej.
- Witam Was wszystkich - powiedziała.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy.
- Jak wiecie, zebraliśmy się tutaj ponieważ, niektórzy z Was dostaną awans, a niektórzy zostaną przeniesieni. Możemy zacząć?
- Tak - odpowiedzieliśmy. Magda poinformowała każdego, zostałam tylko ja.
- A więc Adele, dostajesz awans - powiedziała i uśmiechnęła się. Gdy to powiedziała, kamień spadł mi z serca.
- Na prawdę? - zapytałam.
- Tak, od teraz jesteś dyrektorką wszystkich fotografów.
- Jezu, bardzo dziękuje!
- Nie ma za, co - powiedziała i wytłumaczyła mi, co od teraz będę robiła. Po kilkunastu minutach, wyszliśmy z sali konferencyjnej. Razem z Pati w dobrych humorach wróciłyśmy do naszego stanowiska pracy. Dzisiaj nie musiałam wychodzić z biura, więc czas pracy zleciał mi troszeczkę dłużej niż zawsze. Dzisiaj musiałam siedzieć w studio do 18:00. Po upływie czasu mojej pracy, pożegnałam się z Patrycją i wyszłam z budynku. Po mimo tego, że było już parę minut po 18, to i tak święciło słońce. Założyłam okulary i ruszyłam przed siebie. Wyjęłam telefon oraz słuchawki i włączyłam sobie piosenkę. Szłam i rozmyślałam nad mim życiem, ale najbardziej nad moim związkiem z Kubą. Na prawdę jestem z nim szczęśliwa i kocham go, nawet czasami wyobrażam sobie jak mieszkamy razem i mamy gromadkę dzieci. Idąc tak, zauważyłam Kubę z jakąś dziewczyną. Zastanawiałam się, co to za dziewczyna. Podeszłam trochę bliżej, ale tak, aby mnie nie zauważył. Stałam przez chwilę w miejscu i ich obserwowałam. Z ich zachowania wywnioskowałam, że muszą się dłużej znać. Widziałam jak ta dziewczyna patrzy na Koseckiego, a on się do niej uśmiecha. W pewnym momencie poczułam ukłucie i dziwne uczucie w środku. Tak byłam o niego zazdrosna, ale to chyba normalne. Poobserwowałam ich jeszcze chwilę, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu i poszłam dalej. Cały czas myślałam o Kubie i tej dziewczynie. Po 15 minutach doszłam do domu. Weszłam do środka, zdjęłam buty i pokierowałam się do salonu. Położyłam się na kanapie i po chwili dołączyła się do mnie mama, która położyła się koło mnie.
- Co się stało? - zapytała się bez owijania w bawełnę.
- Nic - rzuciłam.
- Przecież widzę. - no tak, przed nią niczego nie ukryje. Zna mnie na wylot po mimo tego, że nie mamy najlepszych kontaktów.
- Widziałam Kubę z inną dziewczyną i wyglądali jakby dobrze się znali i dogadywali.
- Ale myślisz, że
- Nie mamo, znaczy no mam nadzieję, że to tylko koleżanka.
- Musisz z nim o tym porozmawiać, bo będzie Cię to męczyło.
- Wiem mamo, a jak tam rozmowa o pracę?
- Mają się odezwać - rzuciła.
- Dostaniesz tą pracę - posłałam jej uśmiech.
- Mam nadzieję.
- A zapomniałam Ci powiedzieć.
- O czym? - zapytała.
- Dostałam awans - rzuciłam.
- O to gratuluję - powiedziała i posłała mi uśmiech. - Może opijemy to?
- Wiesz, co mamuś, z miłą chęcią, ale jestem zmęczona po całym dniu pracy.
- No to jutro opijemy.
- Okej - dałam jej buziaka, co często się nie zdarza. Wstałam z kanapy i poszłam na górę. Weszłam do mojego pokoju i od razu pokierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie sukienkę i wrzuciłam ją do prania. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Po moim ciele spłynęły krople wody, namydliłam dokładnie ciało, następnie je spłukałam i umyłam włosy. Wyszłam z pod prysznica, włosy zawinęłam w ręcznik, a ciało starannie wytarłam. Następnie nałożyłam na nie mój ulubiony balsam i nałożyłam piżamę. Nie myłam jeszcze zębów, ponieważ musiałam jeszcze coś zjeść, bo mój brzuch się domagał. Wyszłam z łazienki, zeszłam na dół i podreptałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam rzeczy, z których zrobię sobie kanapkę, czyli masło, sałatę, pomidor i ogórek, oczywiście wszystko ze sklepu eko. Wyjęłam chleb, który sama zrobiłam i zaczęłam robić kanapki. Gdy skończyłam kanapki, zrobiłam jeszcze do tego herbatę i gdy wszystko było zrobione, usiadłam do stołu. Ugryzłam kanapkę i wzięłam łyk ciepłego napoju. Już kończyłam kolację, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ugryzłam kanapkę i poszłam otworzyć drzwi. Gdy je otworzyłam, zdążyłam przełknąć jedzenie i zobaczyłam przed sobą piłkarza Legii Warszawy, czyli mojego chłopaka.
- Hej kotek - podszedł do mnie i złożył na moich ustach subtelny pocałunek.
- Hej - odpowiedziałam bez emocji.
- A Ty już umyta? - zapytał i wszedł do środka.
- Tak.
- A chciałem Cię porwać na wieczorny spacer - rzucił.
- I tak bym zapewne nie poszła, bo jestem padnięta i nie mam nastroju - weszliśmy do kuchni.
- A co się stało? - popatrzył na mnie.
- Nic, po prostu jakoś mój nastrój się zepsuł - oczywiście skłamałam.
- Wiem, że to nie prawda, ale nie chce "rozpętać" kłótni.
- Yhymm - wzruszyłam ramionami i dokończyłam kanapki, zeszłam z krzesła i podeszłam do zlewu.
- Jak w pracy?
- Dostałam awans.
- Ooo brawo kochanie - podszedł do mnie i przytulił od tyłu.
- Dziękuje - powiedziałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
- A Ty, co dzisiaj robiłeś? - zapytałam odwracając się od niego, ale nie patrząc na niego.
- Byłem na treningu, później poszedłem z chłopakami na miasto i praktycznie spędziłem z nimi cały dzień - powiedział. Okłamał mnie, nie powiedział mi prawdy! Czemu mnie okłamał i nie powiedział, że był z jakąś dziewczyną?
- A to super - rzuciłam i wyszłam z kuchni kierując się do mojego pokoju. Po chwili się w nim znalazłam.
- Ej no, co jest? - zapytał Kuba wchodząc za mną do pokoju i zamykając drzwi.
- Dzisiaj zostałam okłamana, a nienawidzę jak ktoś mnie okłamuje i to osoba, na której mi cholernie zależy - rzuciłam.
- Kto Cię okłamał?
- Nie ważne.
- Adele, ważne! Nie mogę na Ciebie patrzeć jak jesteś w takim stanie jak teraz.
- A ja nie mogę patrzeć jak mój chłopak mnie okłamuje i nie mówi mi prawdy! - uniosłam się.
- O, co Ci teraz chodzi? - zdziwił się,
- O to, że okłamałeś mnie i nie powiedziałeś, że byłeś się spotkać z jakąś dziewczyną! Widziałam Was - powiedziałam, a po moim policzku poleciała samotna łza.
- Nie chciałem Ci tego mówić, bo wiedziałem, że się wściekniesz.
- A to wolałeś mnie okłamać? - spojrzałam na niego.
- To nie tak - powiedział.
- A jak?! Kuba czy ty słyszysz się? Związek nie polega na tym, żeby się okłamywać! Może nic mi nie mów, co?
- Przestać krzyczeć - teraz to on się uniósł.
- Nienawidzę kłamstwa, rozumiesz? - i w tym momencie się popłakałam.
- Kochanie nie płacz - podszedł do mnie i mnie przytulił. Po mimo tego, że byłam na niego wściekła, nie odsunęłam się od niego.
- Kto to był?
- Moja dawna przyjaciółka, wyjechała jakieś 2 lata temu i teraz wróciła. Wpadliśmy na siebie, pogadaliśmy i to tyle - powiedział.
- Z mojej strony to inaczej wyglądało.
- Wiesz, że ja tylko Ciebie kocham i tylko Ty się liczysz, i nic, ani nikt tego nie zmieni - ujął moją twarz w swoje dłonie.
- Przepraszam - wyszeptałam.
- Nie masz za, co - uśmiechnął się i mnie pocałował. Kuba jeszcze chwilę u mnie posiedział, ale już poszedł, bo było już późno. Po wyjściu chłopaka położyłam się do łóżka i po krótkim czasie znużył mnie sen.
**************************************************
No i mamy 16!:) Kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce i mam nadzieję, że się spodoba:) Już jestem po testach, nareszcie! Nawet na testach jest zadanie o BVB i od razu pojawił się u mnie uśmiech na twarzy:) Wracając do rozdziału to ponownie macie taki dłuższy:) Już w nim nie ma żadnych snów hahaha:D No to miłego czytania Wam życzę<3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ<3